34.

1.4K 77 8
                                    

Obudziła się dość wcześnie, czując lekkie zawroty głowy. Definitywnie wypiła za dużo.
Podniosła się z kanapy i zabierając ubrania, weszła do łazienki. Odświeżyła się i założyła przewiewną, czarną sukienkę.

W salonie zastała Snape'a, który jak co rano siedział w swoim fotelu i czytał gazetę. Przygotowała szybkie śniadanie, chcąc jak najszybciej zacząć warzyć. Zazwyczaj to Severus gotował, ale dzisiejszy dzień miał być wyjątkowy. Grindelwald miała się o tym zaraz przekonać.

-Przyszła do ciebie poczta.-odezwał się Mistrz Eliksirów, gdy usiedli razem przy kuchennym stole.

-Od kogo?-zdziwiła się, podnosząc wzrok znad talerza.

Severus nie odpowiedział, a jedynie podał jej kopertę. Nie chciał naruszać jej prywatności, więc nie sprawdził nawet adresata. Maeve odłożyła kopertę na stolik, chcąc spokojnie dokończyć śniadanie. Pomimo tego, że ciekawość zżerała ją od środka, postanowiła wytrzymać jeszcze chwilę. Listy dostawała stosunkowo bardzo rzadko, a jeżeli, to były one ściśle tajne, więc zawsze odczytywała je w samotności.

Po zjedzonym posiłku, zgodnie z postanowieniem, udała się do sypialni. Usiadła na łóżku Snape'a i przyjrzała się kopercie. Pieczęć z czerwonego wosku, miała w sobie wyżłobienie w kształcie insygniów śmierci. Kobieta przełknęła ciężko ślinę i lekko drżącymi dłońmi, otworzyła list. Ten znak kojarzył jej się tylko z jedną osobą. Owszem, kochała go bardzo, ale nienawidziła za to, że przyłączył się do Voldemorta. Nie spędzili ze sobą zbyt wiele czasu, ale zdążyła wywnioskować jak wspaniałym człowiekiem jest. Wierzyła, że nie jest taki jak go malują.

Droga Maevelyn,
       Musimy się pilnie spotkać. Nikt nie może dowiedzieć się o tym, że będziemy widzieć się poza Malfoy Manor. Wybacz, ale nie mogę zdradzić nic więcej. Do zobaczenia.
G.G

Spazmy przeszły przez jej ciało, a w głowie zrodziło się tysiąc pytań. Z koperty wypadła druga karteczka na której zapisany był jakiś adres i godzina spotkania. To już za godzinę!-pomyślała i z niemal szaleństwem zbiegła do laboratorium. Gorączkowo zaczęła warzyć Veritaserum, które mieli wykonać dla Zakonu. Na szczęście opracowała kiedyś przyspieszoną wersję, więc za pół godziny eliksir będzie gotowy. Zamówieniem dla Voldemorta zajmie się później...

-Wychodzę, nie wiem kiedy wrócę!-To jedyne co od niej usłyszał, bo gdy tylko to zdanie opuściło jej usta, nie było jej już w domu.

Nie mógł nic zrobić, więc lekko zmartwiony udał się do pracowni. Jak zwykle proces ważenia pochłonął go całkowicie, choć tym razem jego myśli zaprzątała też drobna brunetka.

Maeve deportowała się na wskazany adres. Czuła się lekko skonfundowana, gdyż ulica na której się znalazła, była bardzo tłoczna. Usiadła na ławce pod drzewem i cierpliwie czekała. Po chwili poczuła czyjąś magiczną aurę i odwracając się w lewo, dostrzegła białą czuprynę. Na jej twarz wpłynął lekki uśmiech i żwawym krokiem, ruszyła w stronę dziadka.

-Witaj kochana.-objął ją i uścisnął delikatnie. Był ubrany w czarny garnitur, dzięki czemu wyglądał całkiem zwyczajnie. Jedynie jego fryzura i oczy mogły wzbudzić zainteresowanie.-Pozwól za mną.

Szli brukowaną uliczką, do czasu gdy dotarli do parku. Wspięli się na małą górkę, gdzie usiedli w cieniu sporego dębu. Gellert oparł się o konar, przyglądając się swojej wnuczce.

-Jesteś bardzo piękna i inteligentna, definitywnie po matce.-zaśmiał się krótko.-Twój ojciec był porywczy i dziki, zabawne że byli sobie pisani.

-Czy w miłości nie chodzi o to, by się uzupełniać?-spytała biorąc do dłoni źdźbło trawy.

-Nie wiem. Nigdy nie kochałem nikogo poza tobą i twoim ojcem.-powiedział smutno, przyglądając się swoim dłonią.-Żałuję jednak, że mogę powiedzieć ci to dopiero teraz. Dałbym wszystko, by być z tobą dawniej. Zazdroszczę Albusowi.

||Snake's Mouth|| SSxOCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz