17.

1.7K 82 26
                                    

Tydzień spędzony w kwaterze minął jej, niestety, bardzo szybko. Cieszyła się jednak bo spędziła cudowny czas z Syriuszem, Remusem i całą resztą. Jutro miało odbyć się Boże Narodzenie, więc od rana siedziała i pakowała prezenty.

W kwaterze pojawił się też pan Artur, więc powodów do świętowania było wiele. Maeve słusznie zauważyła, że członkowie Zakonu wykorzystują każdą możliwą okazję, by świętować. Zaczęła też pakować potrzebne jej rzeczy na wyjazd do Ameryki, który odbyć się miał po obiedzie Bożonarodzeniowym.

Założyła na siebie czarne jeansy, ciemno zielony sweter i glany. Zeszła do kuchni i zdziwiła się, bo w zazwyczaj pełnym pomieszczeniu siedzieli jedynie Łapa i Lunatyk. Nigdzie nie było Weasley'ow, Harrego, ani Hermiony. Usiadła do stołu i nałożyła małą porcję jedzenia. Zajęła się rozmową z Huncwotami, kończąc posiłek. Później zaczęła grać z nimi w planszówki, popijając aromatyczną herbatę. Kiedy na dworze zaczynało się ściemniać, podniosła się z czarnego dywanu, leżącego przed kominkiem.

-Wychodzę na spacer.-oznajmiła, kiedy stała już w progu salonu.

-Jesteś pewna, że chcesz iść sama?-spytał Remus, podnosząc się do siadu.-Jeśli coś ci się stanie, twój dziadek nas zabije.

-Poinformuje go o wyjściu, a poza tym co może mi się stać?-wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się szeroko.-Nie martwcie się i wykorzystajcie to, że choć na chwilę macie wolny dom.-Puszczając im oczko, przymknęła drzwi.

-Myślisz, że wie?-spytał cicho Syriusz, w którego głosie pojawił się strach.

-Chyba tak...właściwie to napewno. Może widziała jak wychodzę z twojej sypialni.-Remus podrapał się po głowie i położył dłoń na ramieniu Łapy.-Dobrze, że ktoś w końcu się dowiedział.

-Masz rację...Może posłuchamy jej rady i wykorzystamy to, że nikogo nie ma?-jego głos wypełniony namiętnością, prawie doprowadził podsłuchującą rozmowę Maeve, do śmiechu. Uznała, że skoro jej domysły potwierdziły się, może spokojnie wyjść na spacer.

Założyła na siebie czarną pelerynę, a na szyi zawiązała tego samego koloru szalik. Z jej luźnego koka wypadło kilka pasm, które opadały jej na twarz. Wsunęła do rękawa różdżkę i uprzednio informując dziadka o wyjściu, znalazła się na ulicy. Panowała dziś bardzo pochmurna pogoda, ale na szczęście nie padało. Pomimo tego, że był grudzień, nigdzie nie było nawet śladu śniegu. Zimne powietrze przyjemnie otulało jej policzki, a gwar ulicy koił zmysł słuchu.

Snuła się szarymi uliczkami Londynu, rozmyślając o nadchodzących dniach. Wstąpiła do mugolskiej kawiarni i kupiła sobie kubek gorącej czekolady. Usiadła na ławce w parku i obserwowała zachód słońca. Piła słodki wywar i relaksowała się ciszą, która w ostatnich dniach towarzyszyła jej jedynie w nocy. Zza połów peleryny wyjęła książkę i otworzyła na zaznaczonej stronie. Czytanie powieści romantycznych o zachodzie słońca, było czymś czego potrzebowała.

Maeve doszła do wniosku, że natura ma idealne wyczucie czasu. Gdy akurat czytała fragment o pocałunku w deszczu, na jej książkę spadła wielka kropla wody. Schowała lekturę do szaty i wyrzucając kubek po czekoladzie do kosza, wyszła z parku. Rozlało się na dobre, a jej wcale to nie przeszkadzało. Szła przed siebie nie przejmując się tym, że jest już cała mokra. Nie przeszło jej nawet przez myśl, by rzucić na siebie jakieś zaklęcie. Cieszyła się chwilą, idąc ciemną i pustą ulicą. Pod nosem zaczęła nucić ulubioną mugolską piosenkę, a jej wzrok błądził po ciemnych oknach kamienic. Przedmieścia Londynu o zmroku, były bardziej urokliwe niż zwykle.

Kiedy była już prawie przy głównej ulicy, coś wciągnęło ją do zupełnie ciemnego zaułku. Z jej gardła wydarł się krzyk przerażenia, a do jej ust została przyłożona lodowata dłoń. Jej różdżka znalazła się przy szyi napastnika, wciskając się w nią mocno. Kiedy chciała rzucić zaklęcie, została uchwycona za nadgarstki, a jej ciało zostało mocniej przygniecione do zimnego muru. Z jej ust została zwolniona dłoń, więc korzystając z sytuacji, wciągnęła zachłannie powietrze. Doskonale czuła szaleńcze bicie swojego serca, a do oczu napłynęły jej łzy. Pierwszy raz w życiu była tak bezbronna i to w dodatku przez swoją nie uwagę. Mężczyzna przygniatający ją całym swoim ciałem do ściany, delikatnie obluźnił ucisk swojej dłoni na jej nadgarstkach, które skrępował za jej plecami. Drugą ręką uniósł różdżkę, na widok której Maeve zamarła i przestała się szarpać. Rzucił zaklęcie oświetlające, dzięki któremu przez zapłakane oczy mogła ujrzeć zarys oprawcy.

||Snake's Mouth|| SSxOCWhere stories live. Discover now