7.

1.8K 90 4
                                    

Po raz kolejny w tym tygodniu, pięła się po dobrze znajomych jej schodach, prowadzących do gabinetu dyrektora. Była bardzo znużona dzisiejszymi lekcjami, przez co nie miała ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Na myśl o szlabanie ze Snapem, wzdłuż jej kręgosłupa przeszedł
nieprzyjemny dreszcz. Za trzydzieści minut, miała zacząć swoją katorgę. Zdecydowanie zamiast czyścić kociołki, wolała w nich gotować. Przewróciła oczami i zapukała do potężnych drzwi.

-Podejdź tutaj.-Albus zaprosił ją gestem dłoni, po czym zasiadł za biurkiem.-Zamiast dzisiejszego szlabanu, zajmiesz się pracą dla zakonu. Udało mi się przekonać Severusa o tym, że możesz spędzić ten czas produktywniej.

Szeroki uśmiech wpłynął na jej twarz, a kamień spadł z serca. Euforia przyjemnie wypełniła jej ciało, na myśl o tym, że w końcu będzie mogła coś zrobić.

-Severus podzieli się z tobą ingrediencjami, oraz pracownią.-kontynuował, a ona wsłuchiwała się w niego rozmażona.-Nie jest zadowolony z tego faktu, więc przygotuj się na nie przychylności z jego strony.-uśmiechnął się szeroko i spojrzał na wnuczkę znad okularów.

-Nic nie przeszkodzi mi w warzeniu, doskonale o tym wiesz. Choć jego nadpobudliwość i wyczuwalna w każdym spojrzeniu żądza krwi, sieje niepewność.-posłała mu ironiczny uśmiech i odwróciła się, by odejść.-Jeśli nie wrócę w jednym kawałku, to wiedz że cię kocham.

-Ja ciebie też!-krzyknął przez śmiech i pomachał wychodzącej dziewczynie.

Wyszła na korytarz i zaczęła zastanawiać się nad jednym...dlaczego dziadek znów wezwał ją tylko po to, by zamienić z nią trzy słowa? Uznała że zamiast bawić się w mistrza dedukcji, spyta go o to przy kolejnym spotkaniu.

Nogi zaniosły ją do lochów, choć umysłem byładaleko od nich. Do rzeczywistości przywrócił ją dopiero obraz drzwi od gabinetu Snape'a. Wzięła głęboki oddech i zapukała.

-Wejść.-Warknął, będąc w „wyśmienitym" humorze.

-Dzień Dobry, Corey'a nie ma?-uniosła brew na gest zdziwienia.

-Jak widać.-uciął i podniósł się zza biurka. Podszedł do drzwi i otworzył je.-Idziemy do sali od eliksirów.

Pomimo udzielającego się złego humoru, ucieszyła się na to zdanie. Jedyne o czym teraz myślała, to o bulgoczącej cieczy w kociołku. Szli przez zimny korytarz i milczeli uporczywie, aż w końcu zatrzymali się przy kolejnych drzwiach.

Weszli do sali lekcyjnej, Snape zatrzymał się przed drzwiami schowka i podał jej koszyk.

-Zabierz potrzebne rzeczy, później zaprowadzę cię do...-przerwał i dodał od nie chcenia:-do mojej prywatnej pracowni.

Zabrała od niego wiklinowy kosz i weszła do ciasnego pomieszczenia, które zawsze robiło na niej wrażenie. Podczas lekcji mogła tu wejść tylko na chwilę, a teraz miała sporo czasu na rozejrzenie się. Słysząc westchnienie zniecierpliwienia, które wydał jej profesor, zabrała się do zbierania składników. Po pięciu minutach wyszła ze składziku, z prawie całym kompletem ingrediencji.

-Brakuje jednego składnika.-westchnęła.-najważniejszego.

-Powiesz mi co to takiego, czy mam się pobawić w Trelawney i wywróżyć to z fusów?-warknął zniecierpliwiony, przez zaciśnięte zęby.

-Ta wizja brzmi kusząco, ale niech pan zna moją łaskę.-westchnęła, a on nie komentując, uniósł brew.-Pióro Feniksa, te zwierzęta mają umiejętności teleportujące.

-Mam kilka, w moich prywatnych zbiorach.-mruknął i przepuścił dziewczynę w drzwiach.

Znów znaleźli się na korytarzu lochów, droga minęła im bardzo szybko i po chwili byli już w gabinecie Severusa. On jednak nie zatrzymał się, a otworzył koleje drzwi. Wlepił w Maeve intensywne spojrzenie, pod którego wpływem złamała się i przeszła przez nie. Znalazła się w krótkim holu i otwierając kolejne drzwi, weszła do salonu.

||Snake's Mouth|| SSxOCWhere stories live. Discover now