22.

1.5K 82 13
                                    

Wstała bardzo wypoczęta i gotowa na nowy dzień. W pewnym stopniu pogodziła się już z nową wiadomością, choć nadal po jej umyśle błąkał się jej cień. Po śniadaniu, postanowili nie próżnować i od razu udać się do Oriona. Ucząc się na własnych błędach, zabrali cieplejsze ubrania i deportowali się do Nowego York'u.

U Tenebris'a nie dowiedzieli się niczego, poza tym, że znamię powstało przez rzucony czar. Czarodziej nie mógł w żaden sposób, zidentyfikować czarnomagicznego zaklęcia. Maeve wiedziała, że jedynym wyjściem, było udanie się do starego znajomego. Był to „ciekawy" przyjaciel Oriona, z którym spędziła trochę czasu w dzieciństwie. Nie do końca cieszyła się na myśl o wizycie u starca, która niestety była nieunikniona.

Aportowali się razem z Severusem do miejsca nieopodal bagien, ukrytych pod gęstym lasem. Podeszli bliżej wysokich drzew i zatrzymali się przy szerokiej rzece. Maeve założyła ręce na biodrach i spojrzała najpierw na czarnowłosego, a później na małą łódkę leżącą na brzegu.

-No to zaczynamy zabawę...-mruknęła i podeszła do łodzi, chcąc wepchnąć ją do wody.

-Użyj magii, ciemna maso.-mówiąc to wyjął różdżkę i machnął nią w powietrzu. Ku jego zdziwieniu, nic się nie wydarzyło.

-Już profesor wie, dlaczego nie chciałam tu przychodzić?-spojrzała na niego i sugestywnym wzrokiem wskazała na łódkę.-Może księżniczka mi pomoże?

-Grindelwald!-warknął ostrzegawczo, ale zbliżył się do niej, z zamiarem pomocy.

-Profesorze, ja na prawdę wiem jak mam na nazwisko.-wywróciła oczami i pchnęła drewniany przedmiot, który dzięki pomocy silnego mężczyzny wylądował w wodzie.-Karoca czeka.

Snape syknął coś pod nosem, ale wsiadł do łodzi. Podał Maeve dłoń, którą przyjęła wchodząc do środka małej szalupy. Oboje chwycili do dłoni wiosła i zgorszeni sytuacją, zaczęli podróż. Pomimo zapewnień dziewczyny o bliskości celu, droga dłużyła im się niemiłosiernie. Podziwiać w tym czasie mogli ciemno-zielony krajobraz. Wysokie drzewa ze zwisającymi pnączami, a pomiędzy bagiennymi wodami znajdowały się małe wysepki pokryte mchem i najróżniejszą roślinnością. W powietrzu unosił się ciężki zapach gliny i czystej natury, który dla obojga był bardzo przyjemny. Cisza oddziaływała na ich ciała, odprężając umysły. Dryfowali po wodzie, powoli sunąć do celu. Maeve przymknęła powieki i wystawiła twarz na promienie słoneczne, które za wszelką cenę chciały dotrzeć pod gęste korony drzew. Nagle do jej uszu dotarł dźwięk muszelek obijających się o siebie. Poderwała się o siadu i przyłożyła wskazujący palec do ust, by uciszyć zdezorientowanego Snape'a.

-W lewo.-wskazała dłonią kierunek, gdy znaleźli się na rozwidleniu.

-Czy ja ci wyglądam na skrzata domowego, Grindelwald?-spytał lodowatym tonem i podał jej jedno wiosło.-Mam już dosyć tej całej wycieczki.

-Nie moja wina, że dziadek za punkt honoru obrał sobie chronienie mnie.-wzruszyła ramionami i zawiesiła wzrok w jednym punkcie.

Severus podążył za jej spojrzeniem, napotykając domek umiejscowiony w korzeniach potężnego drzewa. Roślina stała po środku małego jeziorka, do którego wpływały rzeki. Z głównego domu rozchodziły się mosty, prowadzące do innych pomieszczeń. Wszystko wyglądało na bardzo stare, w czym pomagała bujna roślinność rozpościerająca się wokoło. Podpłynęli do małego i poniszczałego molo, przycumowując do niego łódkę.

-Radzę się przygotować. Mentalnie.-dodała krytycznym tonem i posyłając Snape'owi dziwne spojrzenie, ruszyła w stronę domku.

Zapukała w przekrzywione drzwi, które otworzyły się ze skrzypnięciem. Przełykając ciężko ślinę weszła do środka. Znaleźli się w sporym pomieszczeniu, które notabene, było jedynym w tym domku. Było słabo oświetlone, a w powietrzu unosił się intensywny zapach ziół. Jedynym źródłem światła było duże okno. Poza ciszą, usłyszeć było można bulgoczące kotły i muszelki poruszające się na wietrze. W ciemności zaskrzypiała deska, przez co krew w żyłach Maeve zastygła. Pomimo że była obeznana z sytuacją, bardzo nie lubiła takich klimatów. Bała się.

-Spodziewałem się ciebie.-głos który przełamał ciszę, był równie przerażający co cała reszta. Zza mroku wyszedł siwobrody mężczyzna, o niemal szaleńczym wzroku zielonych tęczówek. Był wychudzony, zgarbiony i przyodziany w stare szaty, przez co jedyne co wywoływał, to odrazę. Szybkim i pokracznym krokiem podszedł do kociołka, po czym wrzucił do niego kiść uduszonych ziół.-Czego pragniesz?

-Pomocy.-odezwała się drżącym głosem, nadal nie ruszając się z miejsca.

-Rozumiem.-zwrócił się gwałtownie w stronę dwóch czarodziei i niczym zjawa zbliżył się do nich.-Pokaż.

Po chwili zawahania, wystawiła rękę do przodu i podciągnęła rękaw czarnej bluzy. Starzec gdy tylko zobaczył znamię, zaczął szeptać coś pod nosem. Chwycił mocno jej dłoń i przyciągnął do siebie. Przyłożył wskazujący palec do węża i przymykając powieki, zaczął poruszać się jak wahadło. Jego ciało pochylało się w przód i w tył, nie odrywając się od znamienia. Szeptał ciągle pod nosem, wyglądając jak psychopata. Maeve spojrzała na Severusa, który oglądał scenę z uniesionymi brwiami. W końcu dziwaczny mężczyzna oddalił się od niej i opadł ciężko na krzesło. Wziął kilka oddechów i spojrzał tajemniczo na Maeve.

-To dar dziewczyno, dar rzucony i wrodzony.-poderwał się znowu i okrążając zdumiałych gości, podszedł do kotła.-On rzucił i przekazał, on pozwolił ci poznać. Gellert wiedział, dlaczego ja nie wiem?!-uderzył się kilkukrotnie w czoło chochlą, by później zacząć mieszać nią gorączkowo w cieczy.-Ale dlaczego? To ma cel, cel głęboki jak ocean. Muszę wiedzieć! Muszę!

Krzycząc gorączkowo, przelał eliksir do fiołki i wypił go na raz. Wycofał się na krzesło i opadając na nie ciężko...zasnął. Kiedy on smacznie sobie chrapał, Severus szturchnął Maeve łokciem. Ona wzruszyła ramionami, będąc zaaferowana całą sytuacją. Znała zachowania starca, ale jeszcze nigdy nie był takie, dziwne. Snape podszedł do leżącego flakonu i podniósł go z ziemi, przystawiając do nosa. Powąchał naczynie, ale za nic w świecie nie mógł rozpoznać cieszy, którą przed chwilą pochłonął ten szaleniec.

-Może go obudzimy?-spytała sama siebie, podchodząc bliżej niego. Wystawiła rękę by szturchnąć jego ramię i kiedy już prawie go sięgnęła, mężczyzna obudził się. Oplótł mocno palce wokół jej nadgarstka i spojrzał głęboko w oczy. Maeve zachłysnęła się powietrzem i niemal umierając ze strachu, chciała wyszarpać rękę.

-futura cognoscat.-jego głos był nieobecny i mroczniejszy niż zazwyczaj. Odwrócił od niej swoje zielone oczy, patrząc pusto przed siebie.

Zaczął powtarzać te słowa niczym mantrę, ponownie wprowadzając ciało w wahadłowy ruch. Maeve przystawiła obolały nadgarstek do piersi i zaczęła się cofać. Napotkała plecami ścianę i posyłając Starcowi ostatnie spojrzenie, otworzyła drzwi i wyszła przez nie. Po chwili, razem z Severusem siedzieli już w łódce, wiosłując jak najszybciej.

-To było chore.-odezwała się wreszcie, kiedy oddalili się od leśnego domku.-Ale przynajmniej wiemy jedno...

-Co takiego?-uniósł brew.

-Moja noga, nigdy więcej już tam nie postanie.-jej wzrok mówił sam za siebie. Po chwili uporczywego milczenia roześmiała się, opadając na bok łódki.

-Chyba nawdychałaś się za dużo ziół...-skwitował i wywracając oczami, obdarzył ją zdegustowanym spojrzeniem.-Albo choroba kolegi, ci się udziela.

Słysząc jej melodyjny śmiech, nie mógł dłużej powstrzymać delikatnego uśmiechu. Może te zioła, podziałały też na niego? Kto wie.
Po kilkudziesięciu minutach, znaleźli się wreszcie w domu. Maeve zaparzywszy herbatę, ułożyła się wygodnie w fotelu. Starała się przeanalizować wszystkie słowa, które usłyszała. Nie rozumiała z nich zupełnie nic, no może poza tym, że jej dziadek jest za to odpowiedzialny.

Przerażał ją fakt, że Gellert wiedział o niej więcej, niż ona sama. futura cognoscat...


————
Ym, nie wiem co mam powiedzieć o tym rozdziale. Szalony dziadek, ziółka i nie zrozumiała przepowiednia...Muszę coś mówić?
:p

~Sectumdevil🖤

||Snake's Mouth|| SSxOCWhere stories live. Discover now