23.

1.6K 85 17
                                    

Siedziała na fotelu przed biurkiem, obserwując dziadka, który z głową w myślodsiewni oglądał jej wspomnienia. Wrócili z Ameryki kilkanaście minut wcześniej, po tym jak spędzili tam jeszcze kilka spokojnych i przyjemnych dni.
Wreszcie Albus wynurzył głowę z magicznego przedmiotu i opadł na oparcie, spoglądając na dwojga młodszych czarodziei.

-Wykonaliście zadanie poprawnie, jestem z was dumny.-uśmiechnął się w swój zwyczajny sposób, nie odrywając od nich wzroku.-Twoje połączenie z Tomem, może zaważyć nad wszystkim, musimy je zbadać i nauczyć się kontrolować. Los jest po naszej stronie.-Jego głos ociekał entuzjazmem i niemalże dumą.

Oczy Maeve zaszkliły się, a oddech stał się cięższy. Spojrzała na dziadka z wyrzutem i podnosząc się szybko z krzesła, wybiegła z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Snape wstał i stając za swoim fotelem, oparł na nim dłonie.

-Myśląc o dobrze ogółu, zapomniałeś o JEJ dobrze.-powiedział lodowatym tonem, patrząc na starca oskarżycielskim wzrokiem. Zostawił Albusa w zadumie i wyszedł z jego gabinetu.

Nie wiedziała dokąd pójść. W zamku panowała absolutna cisza, ściśle związana z przerwą świąteczną. Był wieczór, przez co w korytarzach zamku panował półmrok i przyjemny chłód. Dała ponieść się nogą, które zmierzały w stronę zachodniej wierzy. Po drodze minęła kilkoro Krukonów, którzy wnikliwie przypatrywali się jej roztrzęsionej osobie. Była bliska płaczu, jednak starała się trzymać emocje w sobie. Wiedziała, że nie wytrzyma zbyt długo, dlatego przyspieszyła kroku. Oliwy do ognia dodawała myśl o zbliżającym się wybuchu, którego za nic w świecie nie była w stanie powstrzymać.

Kiedy tylko poczuła na sobie powiew ostrego powietrza, dała upust kłębiącym się w niej emocją. Po raz kolejny pokazała, że zbyt długo była silna. Oparła się dłońmi o barierkę, by dać odpocząć ciału. Opuściła głowę w dół i po chwili patrzenia pusto na dziedziniec, przymknęła powieki. Trwała w tej pozycji dłuższą chwilę, starając się uspokoić rozszalałe myśli. Czuła tak wielki żal do dziadka, że wydawało jej się, jakby jej serce rozrywało się w pół. Starała się uzasadnić jego zachowanie, ale była tylko człowiekiem. Człowiekiem, który pragnął choć odrobiny ciepła i miłości. Jedyna osoba, która pozostała jej w tym marnym świecie, pokazała jej że nic dla niej nie znaczy.

Przetarła twarz dłońmi i powoli podniosła się do pionu. Tęskno spojrzała w stronę zakazanego lasu i biorąc głęboki wdech, wycofała się na schody. Zaczęła kierować się do lochów, by doprowadzić się do porządku i przygotować na kolację w Norze. Kolejna uczta z członkami Zakonu, choć dziś dla odmiany z prawdziwym powodem. Nowy rok, na który każdy patrzył z nadzieją, ale czy warto się oszukiwać?

Usiadła na łóżku w swoim dormitorium i nie chętnie rozejrzała się po pokoju. Wszystko było uporządkowane i schludne-nie pasujące do niej. Patrząc na idealnie poukładane książki, zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nie jest już sobą. Udaje kogoś kim nie jest, a prawdziwe oblicze ukazuje jedynie w samotności. Ta myśl zalała jej ciało, łącząc się z uciskiem na sercu. Ukrywając siebie i swoje emocje, prowadziła do wyniszczenia wnętrza. Choć bardzo chciała temu zapobiec, nie wiedziała jak. Nie miała nawet osoby, z którą mogłaby o tym porozmawiać. Dziadek zakazał jej wspominać o czymkolwiek Corey'owi, więc jedyne co jej pozostało to nadal dusić w sobie wszystko. Choć czasem bardzo chciała go nienawidzić, miłość do niego zawsze brała górę.

Zwlokła się powoli z łóżka i podeszła do szafy. Założyła na siebie czarną spódniczkę i golfik, opinający jej zgrabną figurę i jędrne piersi. Dla urozmaicenia założyła podkolanówki z dwoma białymi paskami u góry. Idealne dopełnienie stanowiły glany i kreski na oczach. Rozczesała jasnobrązowe włosy i patrząc ostatni raz do lustra, chwyciła swojego świstoklika, przenosząc się do Nory.

||Snake's Mouth|| SSxOCWhere stories live. Discover now