Powieść o kocie 6

539 35 69
                                    

(Pov Ronodin)

Zwą mnie... Kendra Sorenson.

Wpatrywałem się w nią z przerażeniem. Tego się nie spodziewałem.

- "Pa"... Już wszystko jasne. Chciałaś powiedzieć "Paprot"... - Obróciłem się do niej plecami, żeby nie widziała łez w moich oczach.

Wyszedłem z sypialni, wchodząc do salonu. Byle jak najdalej od niej... Od tej...

Ty ale wiesz, że z tą obrożą wyczuwam twoje emocje?

Super.

Myśli też słyszę.

Obróciłem się w jej kierunku ze złością.

- Ah tak? No to proszę. Czytaj ze mnie, jak z otwartej księgi! Poznaj wszystkie moje tajemnice! Mam to gdzieś! - Usiadłem na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Twarz schowałem w dłoniach.

Kendra podeszła do mnie.

Ty... Jesteś zazdrosny. I smutny. Bardzo smutny.

Podniosłem głowę i uśmiechnąłem się krzywo.

- Ta, to tak w skrócie.

Jesteś zazdrosny... O mnie...

- Takie to dziwne? Jesteś najcudowniejszą kobietą na świecie. O wszystkich się troszczysz. Jesteś mega odważna, dzielna, mądra. - Z każdym słowem czułem że coraz bardziej się rumienię. - Ładna. Cudowna, w każdym tego słowa znaczeniu. Zrobiłabyś wszystko, żeby ratować swojego Paprota...

Dlaczego mojego Paprota? A może bardziej... Mojego Ronodina?

Spojrzałem na nią ze szczerym zdziwieniem.

- Serio? Ale... TWOJEGO Ronodina? Ale, że mnie?

Tak. MOJEGO Ronodina.

Dosłownie zabrakło mi słów. Wpatrywałem się w Kendrę z szeroko otwartymi oczami. Potem uśmiechnąłem się szeroko i podniosłem ją na wysokość swojej twarzy.

- Dziękuję, moja Księżniczko. - Cmoknąłem ją w nosek. Błysnęło, i na moich kolanach siedziała zdziwiona dziewczyna.

(Pov Kendra)

Błysnęło i znowu stałam się sobą. Spojrzałam na siebie, ze zdziwieniem przyglądając się swoim dłonią. Już trochę przyzwyczaiłam się do formy kota.

Byłam ubrana tak samo jak wtedy, gdy warzyliśmy miksturki w twierdzy. Z tą różnicą, że na szyi miałam obrożę od Rondonina.*

Siedziałam na kolanach jednorożca. Wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem.

- Udało się! Jestem znowu sobą! - Pocałowałam go w czoło. - Dziękuję. Nie wiem ile jeszcze byłabym tym kotem, gdyby nie ty!

Chłopak posmutniał.

- Coś się stało?

- No wiesz... Już się do ciebie przyzwyczaiłem. A teraz wrócisz do twierdzy, albo do rezerwatu, a ja znowu zostanę sam.

Przytuliłam go mocno.

- Będę wpadać najczęściej jak się da. Najchętniej zamieszkałabym tutaj na stałe, ale dziadkowie...

- No właśnie. Twoi dziadkowie. Przecież jestem Ronodinem. Mrocznym jednorożcem. Nie zaufają mi...

Westchnęłam i przytuliłam się do niego mocniej.

- Coś wymyślimy. - Obiecałam.

*Nie udusi się, ani nic, spokojnie. Wiecie, są takie naszyjniki, które nie pamiętam jak się nazywają, no ale ogólnie, zamiast se tak dyndać na szyi, tylko tak, eeee, no... Nie umiem tłumaczyć.

Myślę że jest to jeden z ostatnich rozdziałów, ale się jeszcze zobaczy. ~Vikimelka

Baśniobór. Wszystko & nic.Where stories live. Discover now