Klub shiperów 4

598 31 80
                                    

(Tak na początek, bo zapomniałam ostatnio: Paprot i Kendra są zaręczeni)

(Pov Paprot)

Drzwi otworzyły się i stanęła w nich Kendra. Była blada jak śmierć.

- Coś się stało? - Spytałem zaniepokojony.

- Musimy poważnie porozmawiać. - Powiedziała, z niepokojem w głosie. W dłoni trzymała... test ciążowy.

Podeszłam do niej i ją przytuliłem. Wyglądała jakby miała zaraz się przewrócić.

- Jestem w ciąży. - Oznajmiła, łkając mi w koszulkę. - Będę miała dziecko. - Podniosła głowę. Była przerażona. Zresztą tak samo jak ja. - Rozumiesz! W moim brzuchu rozwija się jakaś żywa istota!

- Kendra. Spokojnie.

- Jak mogę być spokojna! - Znowu zaczęła płakać w moją klatkę piersiową. - Ja nie dam rady! Nie poradzę sobie!

- Kendro Sorenson. Spójrz na mnie. - Dziewczyna podniosła głowę. - Też się boję. Ale razem nam się uda.

- Tak. - Powiedziała cichutko, wtulając się we mnie.

Gdy już się uspokoiła, podniosłem jej głowę, żeby na mnie spojrzała.

- Wiesz... Chyba przydałoby się powiedzieć twoim dziadkom i rodzicom...

Znowu zbladła i właśnie miała zacząć histeryzować, ale dodałem szybko:

- Jak nie chcesz teraz, nie musisz. Możesz potem.

Westchnęła.

- Muszę powiedzieć. - Wydostała się z mojego uścisku i złapała mnie za rękę. - Chodź.

Zeszliśmy na dół. W kuchni byli dziadkowie (Sorensonowie), Seth i Vanessa. (Rodziców Ken i Setha w ogóle nie było w rezerwacie)

Gdy weszliśmy do kuchni, wszyscy na nas spojrzeli, możliwe że dlatego, że Kendra była strasznie blada i wyglądała jakby miała zemdleć.

(Pov Kendra)

Patrząc na swoje stopy, zaczęłam mówić.

- Bo chodzi o to... - Zacisnęłam dłoń Paprota mocniej. - Jestem w ciąży.

Vanessa pisnęła i przytuliła mnie.

- Gratulacje!

Uśmiechnęłam się delikatnie.

Dziadkowie też mi pogratulowali, ale Seth wpatrywał się we mnie z przerażeniem.

- To znaczy... Że robiłaś TO z Paprotem...? - Spytał niepewnie zaklinacz cieni.

- No raczej, a skąd indziej mogłabym wziąć dziecko?

- Kendro. - Van pokręciła głową z udawaną złością. - Nawet ja z Warrenem nie...

- Ja wiem, co ty z Warrenem robicie, więc się nie odzywaj. - Warknęłam na nią.

***

(Nie chce mi się opisywać tych 9 miesięcy wahań nastroju, kupowania ciuszków dla dzieci i innych takich, więc przejdźmy od razu do porodu, pov Paprot)

Udało się. Kendra urodziła dwójkę zdrowych dzieci. Chłopczyka i dziewczynkę.

Dzieci spały, a my obserwowaliśmy je w ciszy.

- Są takie słodkie! - Szepnąłem.

Wróżkokrewna przytaknęła.

Jedno z dzieci, dziewczynka, obudziła się i spojrzała na mnie.

- Ma oczy po tobie. - Stwierdziła Kendra. - Nadaje ci imię Lena.

- Nadaję ci imię? - Spytałem.

- Tak brzmi lepiej.

Teraz obudził się chłopczyk. Miał oczy jak Kendra.

Do sali wpadł Seth.

- Ja chce nazwać jedno dziecko! - Krzykną szeptem.

- Dziewczynka już nazwana.

Zaklinacz cieni podszedł do dzieci i uważnie przyjrzał się mojemu synowi.

- Ma tak samo brzydkie oczy jak Ken. - Stwierdził.

- Masz identyczne. - Przypomniałem mu.

- No to w takim razie, ma tak samo ładne jak ja. - Przyjrzał mu się jeszcze chwilę. - Będziesz Kacprem.

- Serio? A mogłam poprosić Van, żeby nadała mu imię...

- Mi się podoba. - Stwierdziłem.

Kendra spojrzała na mnie groźnie ale nic nie powiedziała.

Do środka weszła Eve.

- Seth, prosiłam cię, żebyś nie biegał po szpitalu! - Podeszła do nas i spojrzała ma dzieci. - Oh, na bogów, ale są słodziutkie!

Za nią weszła Van i reszta rodziny.

- Bosz, ale słodziaki! Warren, ja też chcę takie! - Oznajmił bliks.

- Nie ma sprawy.

Kendra zaśmiała się. Złapała mnie za rękę, a ja uśmiechnąłem się.

Był to dla mnie najszczęśliwszy dzień w życiu.

KONIEC

Baśniobór. Wszystko & nic.Où les histoires vivent. Découvrez maintenant