(Pov Kendra)
- Co wy właściwie odwalacie? - Spytałam.
Wchodząc do pokoju Setha, przywitał mnie taki widok; Paprot siedział na podłodze, z moim podręcznikiem od biologii (skąd oni go w ogóle wzięli?!), mój brat stał nad nim, wymachując linijką, a w koncie pokoju siedział Warren w sukience Vanessy i turbanie z ręcznika na głowie, medytując nad pomarańczą.
- Edukuję ojca moich siostrzeńców. - Wyjaśnił najmłodszy ze zgromadzonych.
- Co?
- Nie zrozumiałaś? Mam powtórzyć?
- Nie po prostu jestem zdziwiona, że znasz takie skomplikowane słowa. - Oddychaj spokojnie, uspokój się, jak ich zabijesz, to nie dowiesz się, co właściwie robili. - Po pierwsze; skąd wiesz, że Paprot będzie ojcem moich dzieci?
- Warren mi powiedział.
- Warren.
- Tak, Warren. Nie wiedziałaś? Został hobbistycznie wróżbitą.
Wyżej wspomniany podniósł wzrok znad owoca, w którego od jakiś dwóch minut intensywnie się wpatrywał.
- Mam kolejną przepowiednię. - Oznajmił.
- No dawaj. - Z zrezygnowaniem spojrzałam na niego, krzyżując ręce na piersi. - Co tam mądrego zobaczyłeś w magicznym owocu prawdy?
- Dwójka dzieci na świat przyjdzie, gdy... - Podniósł pomarańczę i położył ją sobie na turbanie. - Gdy Paprot wyrucha Kendrę.
- Bardzo poetyckie, naprawdę.
- Serio? - Spojrzał na mnie z nadzieją.
- Nie. - Spojrzałam na mojego chłopaka, który nadal czytał podręcznik. - Czego ty go właściwie uczysz? - Spytałam brata.
- Uczy się na pamięć menu McDonalda. - Podniósł kartkę, która leżała na podręczniku i mi ją pokazał. - Na jutro ma się nauczyć burgerów. - Popukał palcem w burgery, które były podkreślone czerwonym mazakiem.
- A czemu właściwie tego?
- Jak to czemu?! Musi wiedzieć takie rzeczy.
Szturchnęłam w ramie jednorożca, który, mimo że Seth zabrał mu menu, nadal gapił się w miejsce, gdzie ono przed chwilą leżało.
- Jak tam nauka?
- Co? - Spojrzał na mnie nieprzytomnie. - O Kendra. Cześć. Nie zauważyłem, kiedy weszłaś.
- Jak tam nauka? - Powtórzyłam pytanie.
- Eee... Nauka? - Spojrzał na Setha, który wzruszył ramionami. - Jaka nauka?
- No... Seth miał cię uczyć.
- A tak. - Jednorożec wyrwał mu kartkę z Maka, położył sobie na podręczniku i znowu zaczął ją czytać.
- Co wy mu podaliście?
- Warren, co my mu podaliśmy? - Zaklinacz cieni powtórzył pytanie.
- To będzie tak. - Mężczyzna zaczął wyliczać na palcach. - Witamina C, D, X, B, O, K, I, U, Y i T.
- Nie ma witaminy T. - Przypomniałam.
- Nie ma? - Zdjął sobie owoc z głowy i zastanowił chwilę. - No to nie wiem.
- Idę po Van. - Oznajmiłam, obracając się na pięcie i wychodząc z pomieszczenia.
O bogowie, żyję z wariatami. Byle przeboleć do tej osiemnastki, i wyprowadzam się hen daleko, jak najdalej od nich.
YOU ARE READING
Baśniobór. Wszystko & nic.
RandomOne shoty i inne takie. Niech pierwsze rozdziały was nie zniechęcają, dopiero się uczyłam. ✓Wulgaryzmy ✓LGBT+ ✓To jest dziwne ✓Wspomniane sceny erotyczne (nie są opisane, aż taka dziwna nie jestem) Skoro ja nie mam osiemnastki, a to napisałam, to m...