Schlani w trzy dupy

979 28 331
                                    

*Kendra*

- Będziemy musieli ze Stanem wyjechać na jakiś czas. Tajna misja. Wracamy za tydzień. Nie chcemy zastać domu w ruinie gdy wrócimy, więc proszę, bądźcie grzeczni. - Oznajmiła pewnego dnia babcia Sorenson. Zebrała nas w lochu koło beczki do teleportacji i wygłosiła oto tą przemowę. - Do zobaczenia, dzieci.

I po kolei z dziadkiem weszli do beczki. Gdy tylko zniknęli, wyraźnie rozjuszona Vanessa prychnęła.

- Nie jestem dzieckiem. - Syknęła.

- Wiecie co to oznacza?! - Krzykną z entuzjazmem Seth, nie przejmując się uwagą bliksa. - Wolna chata!

- Ale ja jeszcze jestem. - Przypomniał Paprot. - Będę was pilnować bo jestem najstarszy.

- Cicho sztywniaku. - Uciszył go bliks.

- Imprezę czas zacząć! - Warren zaklaskał z entuzjazmem w dłonie. - Ja załatwię alkohol.

***

Tak zwana "Impreza z Okazji Wolnej Chaty" rozpoczęła się, gdy wróciliśmy ze sklepu z chipsami i wszelkim alkoholem.

Szczerze, uważałam że impreza to dobry pomysł, ale alkohol...? No cóż, kategorycznie NIE.

Ale Vanessa to Vanessa. Ona nikogo się nie słucha.

Gdy właśnie chciałam błagać Tanu, żeby się ogarnął i został tym jedynym rozsądnym dorosłym, do drzwi frontowych ktoś zapukał.

Poszłam otworzyć, a pierwsze co zobaczyłam, to srebrne łuski. Potem uniosłam głowę i zobaczyłam, równie srebrny, pysk smoka.

- Raxtus? - Spytałam zaskoczona. - Co ty tu robisz?

- Ze swoich tajnych źródeł informacyjnych dowiedziałem się że macie tu imprezę.

- Jestem twoim tajnym źródłem informacyjnym? - Spytał Paprot zza moich pleców.

- Teraz już nie-tajnym.

- Powiększyć cię?

- Poproszę.

- Nachyl się tu.

Smok pochylił głowę, a jednorożec ominął mnie i podszedł do niego. Przyłożył czoło do jego czoła. Sylwetka Raxtusa zamigała, a po chwili stał w tym samym miejscu w postaci młodego chłopaka, opierając się czołem o czoło Papka. Nie był chłopco-wróżkiem, jak gdy ostatnio widziałam go gdy był w ludzkim awatarze, tylko duży.

Znaczy, heh, wcale nie był duży. Był mojego wzrostu, a ja nie byłam wcale taka wysoka. Do tego on przecież był facetem, więc teoretycznie powinienem być wyższym. Teraz, jednorożce musiał trochę się pochylać aby muc stykać się z chłopakiem czołem.

Smok odskoczył, różowiąc się delikatnie. Zerkną za siebie, zapewne na wściekło-różowe motyle skrzydła na jego plecach.

- Zabije. - Wysyczał, patrząc ze złością na Paprota. - Musiałeś zostawić mi skrzydła? I zmienić ich kolor?

- Och, to zupełnie przez przypadek. - Jednorożec uśmiechnął się niewinnie. Zachichotał, po czym pocałował go w nos. Skrzydła zniknęły. - Naprawiłem.

- Mam wrażenie że jestem nie na bieżąco. - Oznajmiłam.

- Zostaliśmy przyjaciółmi. - Wyjaśnił wyższy.

Albo mi się wydawało, albo smok skrzywił się na to określenie.

- Tak czy siak, to wchodzisz czy nie?

- Wchodzę. - Wróciliśmy do salonu. A impreza w tym czasie zdążyła się rozkręcić. Ktoś puścił muzykę.

Imprezowicze usiedli na podłodze w kółko. Spojrzałam na nich ze zmarszczonymi brwiami.

Baśniobór. Wszystko & nic.Where stories live. Discover now