#Warren

784 43 85
                                    

Warren wstał z łóżka. Spojrzał na zegarek. 14:57. I po co on tak wcześnie wstał?! Przecież jest weekend!

Podszedł do swojej tablicy z postanowieniami. Ostatnio skreślił stamtąd "być przebitym rogami magicznego łosia". Zastanowił się chwilę. Przydałoby się spełnić podpunkt "oswoić wilka", "wkurwić Van i przeżyć", "wstać przed 6 w weekend", albo "oświadczyć się Van".

Ubrał się i zszedł na śniadanie.

- Dzień dobry Warrenie. - Przywitała się z nim Ruth. - Co chcesz zjeść?

- Mogą być lody.

Staruszka spojrzała na niego ze złością.

- Coś ci mówiłam. Żadnych lodów na śniadanie.

- Nooooo weź!

- Nie. - Oznajmiła kobieta stanowczo.

- No dobrze. To chcę jajecznicę. Ale z tych świeżutkich jajek.

Babcia Sorenson spojrzała na niego podejrzliwie ale poszła na dwór do kurnika po jajka.

Warren podszedł do zamrażalnika i wyją lody waniliowe. Skoro nie chcą mu dać, sam se weźmie. Wyją z lodówki sos do taco i polał nim swoje śniadanie. Jeszcze trochę ciastek, kotlet z wczorajszego obiadu, ogórek kiszony, papryczka chili w proszku i dżem ananasowy.
Gotowe!

Usiadł przy stole i zaczął jeść. Dobre! Ale następnym razem musi dodać jeszcze... Groszek.

Już prawie zjadł, gdy Ruth wróciła z dworu.

- Warren! Miałeś nie jeść tych lodów! - Zabrała mu pudełko z lodami i spojrzała do środka. - A zresztą i tak nikt nie zje tej twojej mieszanki. - Oddała mu śniadanie.

Warren jadł w milczeniu, delektując się tym pysznym daniem. Już wie co zje na obiad! Lassanie z syropem klonowym!

- Masz jakieś plany na dzisiaj? - Spytała go staruszka.

- Tak. Idę szukać wilki do oswojenia, potem jadę do miasta po... - chciał powiedzieć "pierścionek zaręczynowy", ale po co ma rodzinie spojlerować, co zamierza zrobić. - Po syrop klonowy.

- Po co ci syrop klonowy?

- Do lassani na obiad. - Wyjaśnił, wstając od stołu. Wrzucił łyżkę do zlewu, a pudełko schował do lodówki.

- Nie wyrzucaj pudełka! - Zawołał, wychodząc z kuchni. - Będę w nim lassanię piec.

***

Warren szedł ścieżką przez las. Co to za rezerwat bez wilków? Jakieś musiały być. Wiedział gdzie mieszkają trolle, demony, ogry i inne stwory, a wilków nie kojarzył.

W plecaku miał kiełbasę- będzie potrzebna do oswajania. Miał też smycz, obrożę, i kanapki.

Hmmmm... Gdzie są wilki?!

Coś zaczęło mu świtać. Zszedł ze ścieżki i zaczął się kierować w głąb lasu.

Doszedł do polany. Położył na jej środku 3 kiełbasy, a potem wlazł na drzewo.

Nie musiał czekać długo. Na polane wyszło jakieś włochate coś.

To chyba był szczeniaczek wilka. To dobrze, będzie łatwiej oswoić.

Zszedł z drzewa. Wilczek spojrzał na niego.

Dał do siebie podejść. Warren wyjął kolejną kiełbasę z plecaka i nakarmił zwierzątko.

Wilczek zjadł i podszedł do niego nieśmiało.

Mężczyzna wyciągną rękę. Wilk powąchał ją i polizał.

Spróbował pogłaskać wilczka. Najpierw się wystraszył (wilk, nie Warren), ale potem nawet położył się na plecach, dając pomiziać się po brzuchu.

- Jesteś dziewczynką! - Zastanowił się chwilę. - Chcesz być wilczkiem zaręczynowy?

***

Wrócił do domu z jego wilczką na smyczy. Kendra siedząca na tarasie, wybałuszyła oczy.

- Udało ci się? - Wykrzyknęła zdziwiona.

- Tak! To moja własna wilczka!

- Wilczka?

- To dziewczynka. - Wyjaśnił. Zastanowił się chwilę po czym poprosił: - Nie mów o tym Nessie.

- Czemu?

- Bo to wilczek zaręczynowy.

***

Przyprowadził Vanessę nad staw z najadami. Kazał chwilę jej poczekać i wyszedł za żywopłot. Trzymał coś za plecami.

Uklękną przed nią. Wyją wilczkę zza pleców. Miała ogromną różową kokardę zawiązaną na szyi.

- Uczynisz mnie najszczęśliwszym Warrenem na świecie i wyjdziesz za mnie? - Spytał.

Kobieta wpatrywała się w niego przez chwilę. Potem uśmiechnęła się szeroko.

- Tak! - Wykrzyknęła.

Warren odczepił od obroży wilczki pierścionek zaręczynowy i wsuną jej na palec. Potem wstał i przytulił ją do siebie, zgniatając wilczkę między nimi.

- Udusisz psa! - Zauważył bliks.

- Nie psa, tylko wilka. A tak dokładnie to wilczkę.

- Że dziewczynkę? - Mężczyzna kiwną głową. - A ma już jakieś imię?

- Nie. Chciałam żebyś to ty ją nazwała.

Kobieta zastanowiła się chwilę.

- Nadzieja.-Postanowiła. - Będzie nazywać się Nadzieja.

No więc, opisałam wam jeden z zupełnie normlanych dni Warrena. (Tak swoją drogą, gościu odhaczył dwa punkty naraz) Króciutki one-shocik, o naszym ulubionym poszukiwaczu przygód. (Apropo pysznych dań Warrena- polecam kanapki z mozzarellą i musztardą) ~Vikimelka

Kocham ten rozdział. ~ Viki, kom z korekty

Baśniobór. Wszystko & nic.Where stories live. Discover now