ROZDZIAŁ 15.1

111 19 6
                                    

Harry został obudzony przez coś ciepłego i ciężkiego, leżącego na jego plecach.

Zamrugał wolno oczami, próbując zrozumieć co się właściwie dzieje i gdzie się znajduje.

Szybko dotarły do niego wydarzenia poprzedniej nocy. Przypomniał sobie wszystko czego się dowiedział poprzedniego dnia. Niestety, w przeciwieństwie do tego czego oczekiwał, uczucie, że coś jest nie tak nie zniknęło. Było jednak na tyle słabe, że postanowił je zignorować. Wiedział, że dla Louisa temat siostry, Fizzy, jest dość bolesny i niekomfortowy, dlatego nie chciał ponownie go otwierać. Ufał mu i był pewny, że go nie okłamał.

Obrócił lekko głowę w lewo, aby dojrzeć coś (lub kogoś) co właśnie przygniatało jego klatkę piersiową i lewą nogę. Dojrzał zabandażowany nadgarstek, a karmelowe kosmyki wpadły mu do oczu. Louis.

Na jego twarzy mimowolnie zagościł uśmiech. Szeroki uśmiech. W końcu wszystko było w porządku.

Nie mieli przed sobą tajemnic, nie musiał się martwić o to gdzie znajduje się Tomlinson ani czy jest bezpieczny i zdrowy. Jego klatkę piersiową wypełniła fala ciepła. Pomimo tego, że ledwo oddychał przez ciężar starszego, przez głowę przemknęła mu myśl, że podoba mu się taka forma pobudki.

Bardzo wolno, tak aby nie zbudzić wciąż śpiącego mężczyzny, wydostał się z pod jego ciała, jednak nie zamierzał jeszcze wychodzić z łóżka. Zamiast tego, powolnym, niby sennym ruchem, przerzucił rękę przez talię szatyna i wtulił twarz w zagłębienie jego szyi. Nie rozumiał do końca dlaczego posunął się do takiego ruchu, ale postanowił się nad tym nie zastanawiać. Miał nadzieję, że jeżeli Louis zaraz się obudzi i zrozumie w jakiej pozycji się znajdują, nie będzie mu to przeszkadzać.

Ciągle miał w głowie fakt, że starszy posiada swoją przestrzeń osobistą, a młodszy nie był pewny, czy może ją naruszać, ale jego ciało było takie ciepłe i gładkie i pachniało płynem do kąpieli Harry'ego i... po prostu tak bardzo chciał go przytulić. Nie wiedział, kiedy będzie miał do tego następną okazję, dlatego postanowił, że wykorzysta to co ma teraz. Zresztą, to Louis pierwszy bez pytania wszedł w jego strefę komfortu, brunet się tylko odwdzięczał.

Po dłuższym czasie, starszy zaczął się wiercić, a jego oddech stał się mniej regularny. Budził się. Harry zamknął oczy, udając, że ciągle śpi. Nie wiedział jak miałby się wytłumaczyć Tomlinsonowi z faktu, że znaleźli się w takiej a nie innej pozycji właśnie dzięki Harry'emu. Byłoby to przynajmniej trochę żenujące i niezręczne dla bruneta. Zacisnął powieki i czekał, aż szatyn wyrwie się z jego uścisku.

Po kolejnych kilku minutach usłyszał stłumione ziewnięcie. Nagle ciało Louisa się spięło, a młodszy był pewny, że właśnie w tamtym momencie zrozumiał on co tak naprawdę się dzieje. Ku jego zdziwieniu, w następnych kilku sekundach, starszy nie odsunął się. Wręcz przeciwnie. Jego mięśnie się rozluźniły, przyciągnął młodszego trochę bliżej i wtulił nos w jego włosy, a jego noga znalazła się pomiędzy nogami młodszego.

Ktoś się tu lubi się przytulać.

Siłą powstrzymał ciche mruknięcie, które prawie wydostało się z jego ust. Mógłby się przyzwyczaić do takich poranków.

Leżeli tak dłuższą chwilę, jednak wszystko co dobre kiedyś się kończy. W końcu usłyszał pukanie do drzwi, a Louis momentalnie się od niego odsunął.

- Lottie kazała mi was obudzić – do jego uszu dotarł głos jednej z bliźniaczek, jednak nie potrafił rozróżnić, której.

- Powiedz jej, że zaraz przyjdziemy – głos szatyna był zachrypnięty.

Hopelessness | l.sWhere stories live. Discover now