ROZDZIAŁ 17.2

95 19 11
                                    

- Dziękuję, Lou – Harry powtórzył to po raz setny tej nocy.

Wyszli z (jak się okazało) domu Liama i jechali właśnie taksówką po ulicach Londynu. Zgodnie stwierdzili, że zrobiło się zdecydowanie za zimno, aby wracać pieszo. Dochodziła dopiero ósma wieczorem, jednak temperatura zdążyła już znacznie opaść, w stosunku do tego jaka była wcześniej, a niebo było już zupełnie ciemne.

- Nie dziękuj – mruknął starszy, głaszcząc kciukiem dłoń bruneta. Młodszego przeszła fala ciepła, po raz kolejny tego wieczora.

Harry odpowiedział mu wdzięcznym uśmiechem i wyjrzał przez okno. Zmarszczył brwi, kiedy zrozumiał, że wcale nie znajdują się bliżej ich domu. Wręcz przeciwnie, był praktycznie pewny, że jechali w przeciwnym kierunku.

- Erm... To na pewno dobra droga? – Powiedział cicho do starszego, tak aby kierowca nie usłyszał. Tomlinson spojrzał za okno.

- Tak, będziemy za jakieś dziesięć minut – wzruszył ramionami, a Harry zmierzył go wzrokiem. Był pewny, że są dalej niż dziesięć minut drogi od ich miejsca zamieszkania.

- Czy my w ogóle jedziemy do domu? – Spojrzał na niego uważnie.

- A czy kazałbym ci zrobić makijaż na zwykłe oglądanie filmu? – Louis uniósł jeden kącik ust i rzucił mu nonszalanckie spojrzenie. Harry otworzył szerzej oczy, jednak postanowił nie dopytywać. W końcu i tak miał się przekonać o co chodziło starszemu w przeciągu kilku minut.

Tak jak Louis powiedział, niedługo później samochód zatrzymał się. Starszy szybko wyciągnął pieniądze z portfela i podał je kierowcy, a następnie wysiedli z pojazdu. Znajdowali się w znajomej Harry'emu okolicy. Kilka ulic dalej mieszkali Zayn i Gigi, więc był w tym miejscu już parę razy. Wokół stało parę domów bliźniaków, a dalej leżały wyższe kamienice. Na ulicę padało światło latarni ustawionych w rzędzie na chodniku.

Pomimo tego, że okolica była znajoma, nie wiedział, dlaczego wysiedli akurat w tym miejscu. Zanim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie, Tomlinson chwycił jego dłoń i energicznie pociągnął w stronę jednego z domów jednorodzinnych. Zmarszczył brwi, ponieważ w środku nie paliło się światło.

- Jakbyś źle się poczuł, albo będziesz chciał wracać, to mów – powiedział Louis kiedy stanęli przed drzwiami domu, a następnie nacisnął dłonią na klamkę i weszli do środka.

Momentalnie oślepiło ich światło, a do ich uszu doszło kilkanaście głosów krzyczących „wszystkiego najlepszego, Harry!" i zanim brunet zdążył się zorientować został przygarnięty w uścisk przez Nialla. Był zbyt oszołomiony żeby wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo, ponieważ, cóż, nie spodziewał się tego.

- Wszystkiego najlepszego, Hazz! Przepraszam, że nie zadzwoniłem rano. Louis powiedział, że to zepsuje niespodziankę – kolejną osobą, która go przytuliła był Zayn, a Harry chętnie odwzajemnił uścisk.

- Nic się nie stało – mruknął. – Dziękuję za to wszystko, nie spodziewałem się, że coś dla mnie przygotowaliście.

- Podziękuj Lou, to tylko jego zasługa – odparł Zayn, zanim został odciągnięty na bok przez Gigi, która była następna w kolejce do składania życzeń brunetowi.

W ciągu następnych minut, kiedy każdy osobno ściskał go i składał życzenia, zdążył naliczyć około piętnastu osób. Zdecydowaną większość z nich znał, jednak Nick przyszedł z chłopakiem, którego imienia niestety nie dosłyszał, a Kendall zabrała swoją siostrę, która akurat przyjechała do Londynu. Najbardziej jednak zaskoczyła go obecność Lottie, której nie widział od świąt. Dziewczyna stała w rogu pokoju, czekając aż będzie wolny, a kiedy to się stało, uśmiechnęła się szeroko i sama do niego podeszła.

Hopelessness | l.sWhere stories live. Discover now