ROZDZIAŁ 21.1

79 19 3
                                    

12.03.2016

Kiedy Harry otworzył oczy następnego dnia, słońce było już wysoko na niebie.

Obrócił się leniwie na bok i wyciągnął rękę, aby przyciągnąć Louisa do swojego boku. Zmarszczył brwi, kiedy jego ramię natrafiło na pustą przestrzeń. Kołdra była zimna, co świadczyło o tym, że starszy musiał wstać już dłuższy czas temu.

Nagle do jego wciąż lekko zamroczonego snem mózgu, dotarło co tak naprawdę się stało.

Czym prędzej zerwał się na równe nogi i upewniając się, że Louisa nie ma nigdzie w pobliżu, wybiegł na korytarz mając nadzieję, że uda mu się go złapać w ostatniej chwili, chociaż czuł, że to bezcelowe. Szatyna nie było w domu. Nie pożegnał się z nim, nie zdążył wstać, nie pomógł mu zapakować się do samochodu.

Został sam.

Spojrzał na zegarek i otworzył szerzej oczy, kiedy dotarło do niego, że dobija już godzina dwunasta. Zaspał o jakieś siedem dobrych godzin. Nie pamiętał kiedy ostatnio spał aż do tej godziny. Jego organizm wybrał naprawdę chujowy dzień na regenerację.

Miał ochotę uderzyć głową o ścianę. Wrócił do swojego pokoju po telefon. Prawdopodobieństwo, że Louis dojechał już na miejsce było spore, dlatego oczekiwał przynajmniej jednej, krótkiej wiadomości informującej o tym, że bezpiecznie dotarł do celu. Możliwe, nawet bardzo możliwe, że za bardzo czepiał się starszego o te wiadomości. W końcu Louis był dorosły, potrafił sam zadbać o swoje bezpieczeństwo i nie potrzebował niańki, ale nie mógł nic poradzić na to, że się zwyczajnie martwił.

Namierzył wzrokiem swój telefon, jednak zmarszczył brwi widząc przyklejoną do ekranu samoprzylepną karteczkę. Delikatnie ją oderwał i zmierzył wzrokiem.

Wyłączyłem twoje budziki zanim zaczęły dzwonić.

Nie chciałem się żegnać, przepraszam.

Już tęsknię.

xx Lou.

P.S. Nie zniszcz domu do czasu kiedy wrócę.

Harry przewrócił oczami. Był zły na szatyna za to, że wyłączył mu budziki. Położył karteczkę na szafce obok łóżka i szybko wybrał numer Louisa. Nie musiał długo czekać, kiedy po drugiej stronie usłyszał przytłumiony, zapewne przez słaby zasięg, głos.

- Harry?

- Dlaczego wyłączyłeś mi budziki? Wiesz, że chciałem z tobą wstać – zaczął bez przywitania, chociaż nie mógł ukryć przed sobą, że poczuł ogromną ulgę, kiedy usłyszał głos szatyna.

- Napisałem, że przepraszam – Harry westchnął, ale postanowił nie kontynuować tematu.

- Jesteś na miejscu? Wszystko w porządku? – Zapytał zamiast tego.

- Tak, dojech-em jaki-eś trzy godz-y temu – połączenie na pewno nie było stabilne. Nie docierały do niego niektóre sylaby, ale zrozumiał na tyle dużo, aby dotarł do niego sens zdania. – Czekaj – po drugiej stronie coś zaszumiało, a następnie nastała głucha cisza. Brunet spojrzał na ekran, upewniając się, czy Louis się nie rozłączył. O dziwo rozmowa wciąż była aktywna.

- Lou?

- Tu podobno ma być lepszy zasięg – mruknął Tomlinson, a Harry uśmiechnął się. Starszy czytał mu w myślach. Teraz zrozumiał każdą sylabę.

- Tak, teraz lepiej. Erm... Rozmawiałeś już z Fizzy? – Zapytał delikatnie. Szatyn przez dłuższą chwilę milczał, a kiedy młodszy pomyślał, że tym razem faktycznie się rozłączył, w końcu zabrał głos.

Hopelessness | l.sWhere stories live. Discover now