ROZDZIAŁ 8.1

108 16 20
                                    

22.10.2015

 - Jak to „znowu zniknął"? Co do kurwy? – Po głosie Zayna, można było stwierdzić, że jest przynajmniej zaniepokojony. 

- No mówiłem ci, musiał wyjść zanim się obudziłem. Przeszukałem cały dom pięć razy, kurwa – Harry praktycznie trząsł się z nerwów. 

Kiedy otworzył oczy tego poranka, druga połowa łóżka była pusta, a pościel na niej równo złożona. Nie przejął się tym, będąc przekonanym, że Louis krząta się gdzieś po domu, jednak kiedy przeszedł przez wszystkie pomieszczenia, a po szatynie nie było śladu, od razu zadzwonił do Zayna. Stan jego współlokatora, był przynajmniej wątpliwy. Jego samotne opuszczenie domu z samego rana zdecydowanie nie mogło być czymś na co powinien przymknąć oko. Bał się. Nie wiedział co tak naprawdę siedzi w jego głowie i nie miał nawet pomysłu gdzie mógłby szukać. Dodatkowo, podczas wcześniejszej nieobecności, szatyn zgubił telefon, więc nawet nie miał jak się z nim skontaktować. 

- Nie wspominał nic o żadnych planach na dzisiaj? Może pojechał odwiedzić Lottie. Jego samochód stoi pod domem? – Harry szybko wyjrzał przez okno wychodzące na ulicę. 

- Nie, nie ma go. Zadzwonię do Lottie, ona musi coś wiedzieć, prawda? – Jego ręce się trzęsły, a głos drżał. – Obiecałem sobie, że będę go pilnować, znowu zjebałem – poczuł jak jego gardło się zaciska. 

- Oddychaj, Harry. Ja do niej zadzwonię, dobrze? Na pewno niedługo wróci – młodszy miał ochotę się zaśmiać. 

- Za kolejne dziewięć dni? Kurwa, Zayn. Nie będę w stanie się do tego przyzwyczaić – powiedział na wydechu. – Zadzwoń do niej i daj mi znać. Pójdę go poszukać – zanim Malik zdążył odpowiedzieć, rozłączył się. 

Szybko przebrał się w dresy i bluzę, a następnie praktycznie wybiegł z domu. Nie wiedział nawet w którą stronę miał iść. Stał w miejscu, z dłońmi wplątanymi we włosy i gorączkowe rozglądał się dookoła. Do głowy nie przychodziło mu ani jedno miejsce w którym mógł był Tomlinson. Po chwili postanowił, że najlepszą opcją będzie po prostu przejście się po okolicy. Dalekiej okolicy. Dzielnicy obok. Po całym Londynie. Kilka razy. 

Skręcił w prawo i po prostu szedł. Cały czas bacznie przyglądał się mijanym osobom i samochodom, które go mijały. Nie było ich dużo, ponieważ dochodziła godzina dziesiąta, więc większość ludzi znajdowała się w pracy lub na uczelniach. Cieszył się z takiego obrotu spraw. Nie obawiał się, że minie pojazd lub samego Louisa nie zauważając go w tłumie, chociaż nawet jeśli faktycznie mijałby więcej osób i tak szansa na to, że go nie zauważy była minimalna, jeśli nie zerowa. Te charakterystyczne, roztrzepane włosy i cholernie niebieskie tęczówki rozpoznałby nawet pośród największego tłoku. 

W międzyczasie, Zayn wysłał mu krótką wiadomość, w której poinformował go, że Lottie sprawdzi jedno miejsce i jeśli tam go znajdzie, da znać. Harry przewrócił oczami. Ostatnio też sprawdzała jedno miejsce. Nie dała znać. 

Po godzinie szybkiego marszu, znalazł się pod uczelnią na którą uczęszczał szatyn. Miał nadzieję, że po prostu udał się na wykłady i uda mu się spotkać go w tłumie studentów. Fakt, że nie znał jego planu, ani nie wiedział nawet w którym z budynków mógł obecnie mieć zajęcia, a nawet nie znał nikogo z jego znajomych (nie licząc Liama i Nicka, którzy z tego co zrozumiał, studiowali w tym samym miejscu), nie zraził go. Potrzeba znalezienia szatyna całego i zdrowego, nie szła w parze z logicznym myśleniem i oszacowaniem swoich szans na znalezienie go pośród setek innych osób. 

Rozglądał się niespokojnie we wszystkie strony, jednak nigdzie nie mógł dostrzec mężczyzny. Jego wzrok przykuł ktoś inny. Po drugiej stronie ulicy, dostrzegł Nicka. Co prawda, nie przekonał się do niego na imprezie, ale też nie zrobił on nic przez co faktycznie mógłby czuć się zagrożony. Nie zastanawiając się długo, postanowił do niego podejść. 

Hopelessness | l.sWhere stories live. Discover now