ROZDZIAŁ 15.2

90 21 7
                                    

- Jeśli zmienicie zdanie co do sylwestra, dajcie znać – krzyknął Niall, zanim Harry zatrzasnął za nimi drzwi.

Dobijała już jedenasta wieczorem, kiedy Zayn, Liam i Niall zdecydowali się udać do swoich domów. Brunet lubił ich towarzystwo, jednak tego dnia nie mógł się doczekać, aż wyjdą. Był zmęczony i obolały, a poza tym musiał zapytać szatyna o sylwestra i dać mu zaległy prezent.

Przeciągnął się, a następnie wrócił do salonu, gdzie ciągle siedziało całe rodzeństwo Tomlinson. Przez chwilę zwyczajnie stał w progu i się im przyglądał. Jedna z bliźniaczek (wciąż do końca ich nie rozróżniał) siedziała na kolanie szatyna, a druga, obok Lottie na kanapie. Rozmawiali o czymś zawzięcie i uśmiechali się do siebie. W pewnym momencie Louis dźgnął siostrę palcem, na co ta pisnęła i szybko zeskoczyła z jego kolana, a chwilę później usiadła na dywanie, opierając się plecami o nogi blondynki. Starsza zaczęła przeczesywać palcami jej włosy, a młodsza przewróciła oczami na ten gest.

Harry uśmiechnął się sam do siebie i cofnął się myślami kilka lat do tyłu. Kiedyś też miał taką relację z Gemmą. Jako dzieci uwielbiali swoje towarzystwo, spędzali ze sobą cały czas. Co prawda, czasem się kłócili, jednak zawsze się godzili. Zawsze. Później, jako nastolatkowie, nie mieli przed sobą żadnych tajemnic. Jego siostra zwierzała mu się ze swoich problemów, a on zawsze starał się jej pomóc. Była też pierwszą osobą, której powiedział o swojej orientacji. Był pewny, że go zaakceptuje i tak też się stało.

Tęsknił za nią i za mamą. Bardzo. Rozmawiali regularnie przez telefon, jednak to zdecydowanie nie było to samo co rozmowa w żywe oczy. Już tysiąc razy planowali spotkanie, ale nigdy nie doszło do skutku. Była to głównie wina Harry'ego, ponieważ nigdy nie mógł się zmusić na wyjazd do Ameryki, nawet na kilka dni. Brunet bał się latać samolotem, a wizja kilkunastogodzinnego lotu przerażała go. Poza tym nie miał pieniędzy na bilet w dwie strony. Gemma i mama z oczywistych powodów nie mogły przylecieć do niego.

Jednak teraz było inaczej. Teraz nie mieszkał już z Desem, nie pracował w klubie, ani nie brał narkotyków. Jego życie zaczęło wyglądać dobrze, więc jakby się nad tym zastanowić, wszelkie przeciwwskazania do wizyty dwóch najważniejszych kobiet w jego życiu zniknęły. Zdał sobie z tego sprawę już dawno, jednak do tej pory nie mógł się przemóc aby je do siebie zaprosić. Z jednej strony za nimi tęsknił, ale z drugiej bał się tego spotkania. Nie widzieli się w końcu od trzech lat, a dużo się przez ten czas zmieniło.

W tej chwili jednak, patrząc na rodzeństwo Tomlinson, postanowił, że to już czas, aby zaprosić je do siebie. Pozostało mu tylko zapytać Louisa o zgodę. Jeżeli nie wyrazi sprzeciwu, zadzwoni do nich następnego dnia, zanim zdąży się rozmyśleć.

- Curly? – Głos szatyna wytrącił go z amoku. – Pytałem, czy chcesz pizzę, zostało jeszcze kilka kawałków – brunet pokręcił głową. – Twoja strata – starszy wzruszył ramionami i sięgnął po jedzenie.

- Możemy cię uczesać? – Pheobe obróciła się w jego stronę i spojrzała błagalnie na jego włosy. Harry uśmiechnął się lekko, jednak założył kaptur bluzy na głowę, tym samym dając jej znać, że dzisiaj nie dotknie jego loków. Lubił kiedy ktoś go czesał, ale tego wieczoru był zdecydowanie zbyt zmęczony aby na to pozwolić.

- Dajcie spokój jego włosom, jeszcze mu wypadną, a są zdecydowanie za ładne żeby wypaść – Louis puścił mu oczko, a młodszy parsknął śmiechem. – Poza tym, jest późno. Idźcie już wszystkie spać – powiedział z pełnymi ustami i spojrzał znacząco na Lottie.

- Daisy, Pheobe – dziewczyna spojrzała na młodsze siostry dokładnie tym samym spojrzeniem, jakim chwilę wcześniej obdarował ją jej brat. Daisy wywróciła oczami. Po chwili obie mruknęły ciche „dobranoc" i udały się do swoich pokoi na górze. – Lou, posprzątałeś swój pokój?

Hopelessness | l.sWhere stories live. Discover now