ROZDZIAŁ 20.2

90 21 10
                                    


11.03.2016

Harry przeczesywał palcami karmelowe kosmyki, błyszczące w świetle wpadającego przez okno światła. Louis wciąż był pogrążony we śnie. Jego klatka piersiowa unosiła się równomiernie w górę i w dół, a młodszy czuł jego oddech na swojej szyi. Pomimo tego, że na zegarku widniała dopiero godzina szósta i była sobota, brunet nie był w stanie ponownie zasnąć. Właściwie przez całą noc nie mógł zmrużyć oka.

Z tego co wiedział, Louis miał wyjechać po południu. Dziwne uczucie z tyłu głowy, którego wciąż nie potrafił zdefiniować, ale był już pewny, że nie wróży to nic dobrego, nie opuściło go od momentu kiedy starszy zdradził mu cel swojej podróży. Nie mógł wyrzucić z głowy tego, że coś było po prostu nie tak.

Przejechał palcem po skórze szatyna. Już od dłuższego czasu obydwoje spali jedynie w bokserkach, więc teraz miał do niej o wiele większy dostęp niż wcześniej. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy poczuł pod palcem łańcuszek od wisiorka, który dał starszemu na jego urodziny. Była to mała rzecz i zapewne nawet nic nie znacząca, ale sprawiała, że Harry czuł jeszcze mocniejszą więź ze starszym. Wciąż nie byli nawet parą, przynajmniej nie oficjalnie, ale młodszy miał w planach to zmienić. Nie wiedział jeszcze w jaki sposób, ani kiedy zapyta o to Louisa, lecz wiedział, że chce to zrobić i jest tego pewny.

Nie chciał się z tym spieszyć z kilku powodów. Po pierwsze – Louis był dla niego zbyt ważny. Znał aż za dużo przykładów par, które zbyt szybko weszły w oficjalny związek, a po kilku miesiącach się rozstawali. Nie chciał tego. Po drugie – nie chciał zbyt gwałtownie wtargnąć do życia szatyna na wyższym poziomie niż robił to przez pierwsze kilka miesięcy ich znajomości. Pamiętał, że Louis potrzebuje czasu aby czuć się dobrze w relacji, a przecież ich przyszły, potencjalny związek nie mógłby istnieć gdyby jedno z nich czuło się w nim źle.

Teraz jednak był już na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewny, że Tomlinson czuje się z nim dobrze. Nie musiał tego nawet samemu sobie udowadniać, żeby w to uwierzyć. Wystarczyło mu, że spojrzał na mężczyznę leżącego na jego klatce piersiowej i obejmującego go ramieniem, żeby zobaczyć, że ten czuje się przy nim dobrze i bezpiecznie. Przez jego myśli przeleciały wspomnienia z ostatnich kilku dni i tygodni i w żadnym z nich nie dostrzegł oznak tego, że starszy czuje się przy nim w jakikolwiek sposób niekomfortowo.

Złożył mały pocałunek na czole starszego i ponownie opadł na poduszkę. Poczuł jak Louis lekko się poruszył i wtulił mocniej w jego szyję, jednak wciąż był pogrążony w śnie.

Kochał go.

Już dawno zdał sobie z tego sprawę, jednak w chwilach takich jak ta, docierało to do niego z podwójną lub nawet potrójną siłą. Kochał go każdym skrawkiem swojego ciała. Było to niemal bolesne. Był w stanie zrobić dla niego wszystko. Ta myśl wciąż nie przestawała go przerażać. Bał się tego jaką siłę ma nad nim Louis. Bał się, że ten kiedyś od niego odejdzie, a on nie będzie wiedział co ze sobą zrobić. Louis stał się częścią niego. Razem z jego odejściem, straciłby część siebie. Nie mógł na to pozwolić.

Zamknął oczy, aby odgonić od siebie te myśli. Nie mógł myśleć o utracie Louisa w chwili, kiedy jeszcze tak naprawdę nie jest jego. Nie można stracić czegoś, czego się nie posiada, prawda? Objął starszego mocniej ramieniem i po raz kolejny pocałował go w czoło. Nie zamierzał go puszczać. Nie dzisiaj. Nie jutro. Może nawet i nigdy.

- Trochę mnie dusisz – usłyszał zachrypnięty głos stłumiony w jego szyi. Nie odpowiedział, a zamiast tego po prostu przytulił go mocniej. – Naprawdę nie mogę oddychać – zaśmiał się starszy, a brunet poczuł jak ten gryzie go w szyję przez co pisnął i szybko poluźnił uścisk.

Hopelessness | l.sDove le storie prendono vita. Scoprilo ora