ROZDZIAŁ 9

113 20 71
                                    

She do be a long chapter. Enjoy.

27.10.2015

Wrócili do domu kilka dni temu. Było to kilka wyjątkowo cichych dni. Louis nie odezwał się do niego ani razu i unikał go jak ognia, a Harry z całych sił starał się nie zaprzątać sobie tym głowy.

Sam również nie wykazał się chęcią rozmowy, uważał, że to szatyn powinien pierwszy się odezwać. Nie rozumiał co prawda jego zachowania, w końcu nie byli pokłóceni, a przynajmniej on nie był zły na starszego. Postanowił jednak dać mu czas, możliwe, że on sam miał w głowie bałagan i potrzebował kilku dni, aby go posprzątać. Nie zamierzał go pospieszać.

Sytuacja w której się znaleźli, nie sprzyjała mu. Nie miał możliwości, aby w jakikolwiek sposób ocenić czy odpowiednio się odżywia, śpi, czy się nie przemęcza, a były to rzeczy na które w późniejszej rozmowie, lekarz Louisa zwrócił szczególną uwagę.

Szatyn miał dość spore niedobory cynku, żelaza, witaminy B12 (nie był do końca pewny za co odpowiadała, a z tego co przeczytał a Internecie, za dużo nie zrozumiał) oraz niektórych elektrolitów. Poza tym był odwodniony, jednak to go zupełnie nie zaniepokoiło. Sam często zapominał pić wystarczająco dużo. Doktor Wilson poradził Tomlinsonowi uzupełnienie jego diety pewnymi suplementami, ale Harry był praktycznie pewny, że szatyn się do tego nie zalecił.

Jedynym co przemawiało za tym, że Louis je cokolwiek, to ciągle znikające z lodówki produkty, które brunet musiał uzupełniać.

W tym tygodniu wyręczył szatyna w zakupach, nie chciał aby się przemęczał. Płynęły z tego pewne korzyści. Harry kupował same zdrowe i pełnowartościowe produkty, których normalnie starszy nie jadł, a teraz był po prostu skazany na jego łaskę. Dodatkowo ciągle się do niego nie odzywał, więc nie mógł nawet narzekać na zawartość ich lodówki oraz pustkę w szafce na słodycze.

***

Była sobota rano, kiedy usłyszał głośne pukanie do drzwi, a następnie niecierpliwe dzwonienie do dzwonkiem. Spojrzał na wyświetlacz telefonu, wskazujący godzinę dziewiątą. Zmarszczył brwi. Było zdecydowanie za wcześnie na wizytę kogokolwiek. Od razu wykluczył Nialla i Zayna, ponieważ z tego co wiedział, poprzedniego wieczora byli w klubie, co oznaczało, że nie wstaną przed dwunastą.

Przetarł oczy i mrucząc pod nosem, że już otwiera, poszedł w stronę wejścia do domu. Musiał przystanąć na chwilę, ponieważ przed jego oczami pojawiły się mroczki, wywołane nagłym ruchem. Wolnym krokiem, podszedł do drzwi i delikatnie je uchylił. Zdziwił się, kiedy ujrzał przed sobą znajomą blondynkę oraz dwie młodsze dziewczyny, które po prostu wcisnęły się do środka.

- Lottie? – Jego głos ciągle był zachrypnięty, dlatego odchrząknął. – Ty masz dzieci?

- Ymm... Nie? – Jej spojrzenie wyrażało zdziwienie i zdezorientowanie. Westchnęła i  przecisnęła się obok niego i weszła do środka. – To Daisy i Pheobe.Mmówiłam ci, że przyjedziemy.

Harry'ego olśniło. Przypomniał sobie, jak dziewczyna wspomniała o ich odwiedzinach, jednak był wtedy przejęty zniknięciem Louisa. Nic dziwnego, że wyleciało mu to z głowy.

- Przepraszam, zapomniałem – mruknął. – Rozgośćcie się, zaraz przyjdę.

Odwrócił się i wciąż za bardzo nie wiedząc co się dzieje, udał się do łazienki. Szybko przemył twarz zimną wodą, aby się orzeźwić i umył zęby, a po tym, już bardziej żywy, wrócił do swojego pokoju. Wyciągnął z szafy czarne jeansy, które były tak ciasne, że miał problem aby wcisnąć je na nogi oraz również czarną, dużą koszulkę z logiem zespołu o którym nawet nie słyszał. 

Hopelessness | l.sحيث تعيش القصص. اكتشف الآن