ROZDZIAŁ 4.1

137 14 19
                                    

11.09.2015

- Kurwa mać - Harry warknął pod nosem. Dzisiejszy dzień zdecydowanie nie należał do dobrych. Był zły. Kurewsko zły.

Najgorsze było to, że chociaż brunet myślał nad tym intensywnie cały poranek, nie był w stanie odnaleźć przyczyny swojego złego humoru. Pozostała mu nadzieja, że to faktycznie zwykłe wahania nastrojów, związane z ciśnieniem, pogodą, czy innym gównem. Chociaż był niewierzący, w tym momencie praktycznie się modlił, żeby tak było. Niestety, z każdą minutą było coraz gorzej. Wszystko go irytowało i miał ochotę rzucić czymś o ścianę, jednak zdawał sobie sprawę, że to mu nie pomoże.

Jego samopoczucie, nie wróżyło nic dobrego, zważając na fakt, iż od rozmowy z Lottie minął tydzień, podczas którego wydarzyło się dużo dobrych rzeczy. Dostał pracę, którą zaczynał w poniedziałek, czyli miał jeszcze dwa dni na mentalne przygotowanie się, rozmawiał z Zaynem i Niallem, co prawda przez telefon, ale i tak bardzo się z tego cieszył, i kurwa, nawet Louis wydawał się być milszy. Spędzili razem kilka wieczorów na oglądaniu filmów i pomimo tego, iż nie zamienili więcej niż kilku zdań to i tak był dość duży postęp w ich relacji.

Jednak w tym momencie, to wszystko go chuj interesowało.

Zdążył tego dnia posprzątać już większość domu, mając nadzieję, że chociaż trochę się na tym wyładuje, jednak zupełnie nie pomogło, a wręcz sprawiło, że był bardziej zirytowany i zły.

Głupia plama na stole, której za nic nie potrafił usunąć, wkurzyła go na tyle, że w jego oczach pojawiły się łzy, co z kolei rozsierdziło go jeszcze mocniej i w efekcie końcowym, po prostu rzucił szmatę w kąt, klnąc pod nosem.

Jebane, samonapędzające się koło. Bał się, że w końcu wybuchnie.

W tej chwili, krzątał się po kuchni z zamiarem zrobienia im obiadu. Był pewien, że szatyn nie jadł nic cały dzień, więc stwierdził, że będzie to doskonała okazja do zarobienia u niego małego plusika. Tylko nie przewidział tego, że nie będą mieli nic w jebanej lodówce i to na pewno nie z jego pieprzonej winy. Kiedy się wprowadził, jasno ustalili, że robią zakupy na zmianę, a Harry był pewien, że na piątek przypadała kolej Louisa. Była jebana sobota. Louis nie zrobił zakupów. Kurwa mać.

W pierwszej chwili miał ogromną ochotę na zbluzganie go od góry do dołu, jednak po minucie namysłu, stwierdził, że to zły pomysł. Szatyn i tak robił dla niego bardzo dużo. W końcu pozwolił mu mieszkać w swoim domu i to jeszcze praktycznie za darmo, nie miał prawa być na niego zły o nic. Nawet o to, że nie wypełnił swojego jebanego obowiązku. Na swoje nieszczęście, w tym momencie nie mógł się wewnętrznie przemóc do tego, żeby zrobić to za niego, dlatego po prostu zaczął przeszukiwać wszystkie szafki po kolei, mając nadzieję, że znajdzie coś jadalnego i w wystarczającej ilości.

Znalazł płatki i mleko. Jebać to, że miał zrobić obiad. Płatki z mlekiem też będą dobre.

Szybkim krokiem udał się do pokoju szatyna, żeby zapytać go, czy chce z nim zjeść. Podszedł do zamkniętych drzwi i puknął w nie kilka razy, może trochę zbyt głośno i agresywnie, ale nie interesowało go to. Nie chciał czekać kilku godzin, zanim w końcu, Louis otworzył drzwi. Przez te kilka razy, kiedy czegoś od niego potrzebował i był zmuszony zapuścić się w jego część domu, zdążył zanotować, że delikatne uderzenia w drzwi nigdy nie działają od razu i trzeba je kilka razy powtarzać, zanim drugi usłyszy, a w tym momencie zdecydowanie nie chciał się pierdolić z delikatnością i taktem.

Ku jego uldze, drzwi otworzyły się praktycznie od razu, co go bardzo zadowoliło. Spojrzał w dół, aż jego oczy spoczęły na niebieskich tęczówkach. Tak samo obojętnych jak zawsze. Ja pierdole.

Hopelessness | l.sWhere stories live. Discover now