ROZDZIAŁ 11.1

99 20 10
                                    

18.12.2015

Był czwartkowy wieczór, a Harry siedział pochylony przy swoim biurku. Następnego dnia miał pisać ostatnie zaliczenie w tym roku i nie zamierzał tego zawalić. Spędził nad książkami cały ostatni miesiąc, więc teraz musiał jedynie powtórzyć najważniejsze tematy, ale nie zamierzał tego lekceważyć. Stacy wylegiwała się na klawiaturze jego laptopa, co trochę mu przeszkadzało, jednak nie miał serca jej z niego zrzucać, więc wziął do ręki zeszyt i zaczął uważnie czytać najważniejsze notatki. Uśmiechnął się, kiedy do jego uszu dotarło ciche pomrukiwanie kotki.

Cieszył się, że Louis pozwolił mu ją zatrzymać. Dotrzymywała mu towarzystwa. Kiedy powiedział o tym Niallowi, Zaynowi i Gigi zdziwili się. Chociaż nie wiedział, czy „zdziwienie" to odpowiednie określenie na ich reakcję. Zayn po prostu spojrzał na niego z szeroko otwartymi oczami i uniesionymi brwiami, a później zaklaskał mu kilka razy aby okazać swój podziw, Niall zaczął się śmiać i mówić, że w niego wierzył, a Gigi po prostu pokręciła głową z małym uśmieszkiem na twarzy. Można było powiedzieć, że Harry dokonał niemożliwego, a nawet więcej, ponieważ nie dość, że szatyn nie wyrzucił kotki przez okno, to zaczął się nią interesować. Pilnował żeby miała jedzenie, a brunet przyłapał go kilka razy na trzymaniu jej przez niego na kolanach, co było dość uroczym zjawiskiem.

Ponad to, tak jak się umówili – Harry zrobił testy na obecność narkotyków (który oczywiście wyszedł negatywny), a Louis zaczął z nim jeść śniadania. Co prawda, miało to miejsce głównie w weekendy, ale tak jak zapowiedział, zostawiał mu gotowe jedzenie, kiedy wychodził wcześniej. Szatyn za każdym razem wysyłał mu wiadomość z podziękowaniem lub zdjęcie jak je, a Styles zawsze uśmiechał się kiedy to widział.

Również kiedy jedli razem, starszy zachowywał się wyjątkowo (aż podejrzanie) miło, pytał się czy w czymś pomóc, a nawet sprzątał bałagan jaki narobił młodszy. Było to nietypowe, ale Harry nie zamierzał narzekać. Dodatkowo częściej się uśmiechał. Uśmiech nie za każdym razem obejmował jego oczy, ale starał się być lepszym. Młodszy oczywiście zapytał go kilka razy skąd wynika taka zmiana zachowania, jednak on go zbywał lub mówił, że nie wie o co mu chodzi.

Można by powiedzieć, że ostatnie tygodnie były perfekcyjnie dobre, gdyby nie jeden fakt.

Koszmary Harry'ego zaczęły wracać.

Nie wiedział co z tym zrobić, jednak był pewien, że nie może powiedzieć Louisowi, a najlepiej byłoby jakby nie mówił o tym nikomu. Planował udać się do terapeuty lub psychologa, ale jak się okazało, wszyscy lepsi specjaliści są bardzo, ale to bardzo drodzy, a bruneta nie było jeszcze stać na taki wydatek. Jednocześnie nie chciał ryzykować z kimś niesprawdzonym, dlatego postanowił udawać, że nic się nie dzieje. Co prawda, był praktycznie pewny, że Louis przynajmniej kilka razy słyszał jak budził się z krzykiem i od czasu do czasu dostrzegał w jego spojrzeniu niewypowiedziane pytania i troskę, jednak skutecznie omijał ten temat, a kiedy raz został o to zapytany wprost zbył szatyna krótkim „wszystko jest w porządku". Miał ogromną nadzieję, że jeśli wystarczająco długo będzie udawał, że obrazy i wydarzenia z tamtego miejsca nie pojawiają się w jego głowie i snach, to faktycznie przestaną to robić.

- Curly! – Głośny krzyk Louisa wyrwał go z dziwnego amoku, w którym nieświadomie się pogrążył. Przetarł zmęczone oczy i odłożył zeszyt na biurko.

- Hmm? – Spojrzał w stronę drzwi, w których kilka sekund później pojawił się szatyn. Miał rozmierzwione włosy i zaróżowione od mrozu policzki, co świadczyło o tym, że dopiero wrócił do domu. Uśmiechał się szeroko, jednak kiedy złapali kontakt wzrokowy, zmarszczył brwi i zacisnął usta w cienką linię.

Hopelessness | l.sWhere stories live. Discover now