ROZDZIAŁ 1.2

141 16 15
                                    

To nie był głos Zayna.

Zresztą mulat mówił, że zabrał swoje klucze i nie musi na niego czekać. Czy obietnica, że zadzwoni jeśli ktoś będzie chciał się włamać do domu, właśnie miała została spełniona?

- Kto tam? – Krzyknął głośno, jednocześnie biegnąc do kuchni po coś, czym w razie czego mógł się obronić. Przezorny zawsze ubezpieczony, a Harry zdecydowanie był przezorny. Nieznajoma osoba pod wpływem alkoholu dobijała mu się do drzwi, nie czuł się zbyt bezpiecznie, pomimo tego, że dom był zamknięty. Wyjął komórkę i szybko napisał kilka wiadomości do Zayna, mając nadzieję, że mulat jeszcze nie zgubił telefonu.

- A kto to by mógł, kurwa, być. – Głos stawał się coraz bardziej zirytowany. Brunet przełknął ślinę i mocniej zacisnął palce na nożu, który zdążył zabrać z kuchni. – Zayn, nie wygłupiaj się ty stara szmato! Wpuść kumpla do domu, wiesz, że cię kocham!

Tym razem usłyszał głośne pociągnięcie nosem i... płacz? Kim był ten najebany random stojący pod jego drzwiami? Chyba że... Nagle go olśniło.

- Louis? Louis Tomlinson? – Zapytał głośno i czuł jak ogarnia go panika. Po chwili namysłu dodał – Ja nie jestem Zayn!

- Możesz przestać się wydurniać... Ja muszę... muszę... - Słowa stały się niewyraźne, a zaraz po nich nastąpił huk. Harry otworzył szerzej oczy.

Stres zaczął go pochłaniać. To nie miało tak wyglądać. Miał zrobić brownie i odpowiednio się ubrać i może nawet zrobić plakat powitalny. Zapomniał wszystkiego co miał powiedzieć, a jego nogi zmiękły. Przecież Louis miał wrócić za kilka dni.

- Co robić, co robić, co robić... Kurwa. – Szybko podbiegł do drzwi, wcześniej odkładając nóż na miejsce.

Przecież chłopak dalej tam był. Zdecydowanie lepsze wrażenie zrobi, jeśli mu chociaż otworzy drzwi i ewentualnie pozbiera z ziemi, niż jakby miał go tam zostawić do rana. Najpierw jeszcze spojrzał na telefon, aby sprawdzić czy mulat mu nie odpisał. Oczywiście, że tego nie zrobił. Westchnął ciężko i przekręcił klucz w zamku.

I am not the only traveler
Who has not repaid his debt*

W chwili kiedy uchylił delikatnie drzwi, do środka – dosłownie – wpadł mężczyzna, na oko, w jego wieku. Musiał opierać się o drzwi, zanim zostały otwarte, bo teraz po prostu wywrócił się na plecy i delikatnie mrugał oczami. Harry nie był pewien czy kontaktuje, jednak wolał, żeby nie leżał w przejściu. Niezdarnie chwycił go pod pachami i przeciągnął po podłodze, w stronę łazienki. Nie było to zbyt ciężkie, ponieważ mężczyzna był – jak mu się wydawało – mniejszy i lżejszy od niego.

Oparł go o ścianę obok toalety, tylko na wszelki wypadek, a następnie pobiegł zamknąć drzwi na klucz i wziąć szklankę wody z kuchni.

Kiedy wrócił, zastał Louisa leżącego na otwartej muszli klozetowej i siłą musiał go odciągnąć, aby nie wpadła do niej jego głowa. Chłopak był kompletnie pijany. Harry był pełen podziwu, że o własnych siłach doczłapał się pod drzwi. Co prawda, ścięło go chwilę potem, ale dał radę.

And then I can tell myself
Not to ride along with you*

Nie wiedząc co zrobić dalej, delikatnie klepnął szatyna w policzek, mając nadzieję, że to go chociaż trochę ocuci. Podziałało. Jego towarzysz otworzył lekko oczy, starając skupić się na jednym punkcie. Padło na jego własne tęczówki. Louis otworzył oczy trochę szerzej i... cóż, Harry musiał przyznać, jego nowy współlokator miał piękne oczy. Intensywnie niebieskie tęczówki z zielonymi plamkami wlepiały się w te w pełni zielone, należące do niego.

Hopelessness | l.sWhere stories live. Discover now