ROZDZIAŁ 2.1

125 14 14
                                    

26.08.2015

Otworzył oczy.

Różowe, niebieskie i żółte światła rozpraszały go, a głośna muzyka dudniła mu w uszach, przyprawiając go o ból głowy.

Jego wzrok błądził po wszystkim i niczym, serce biło w rytm utworu, który akurat leciał w pomieszczeniu. Kręciło mu się przed oczami, a nogi co chwilę się plątały. Chwycił się poręczy znajdującej się po prawej stronie i z całych sił starał się stać prosto. Ziemia pod nim zdawała się wirować, przez co szybko osunął się po ścianie, a zaraz potem zwinął się w kłębek i schował głowę między nogami, dodatkowo przykrywając ją rękami.

Nie wiedział co dzieje się dokoła i bardzo mu się to nie podobało. Nienawidził czuć się… tak. Widział kolorowe światła, nawet wtedy, kiedy z całych sił zacisnął powieki, a zatkanie uszu sprawiło, że dudnienie było jeszcze głośniejsze i bardziej dezorientujące. Czuł jakby chaos pośrodku którego się znajdował stał się jego częścią. Jakby wdarł mu się pod skórę i za nic nie chciał wyjść. Zaczął intensywnie drapać nadgarstki paznokciami, mając nadzieję, że wraz z krwią, która boleśnie wolno sączyła się z nowo powstałych zadrapań, pozbędzie się tego uczucia.

Chaos nie chciał go opuścić.

Nagle usłyszał długi, rozdzierający duszę na kawałki krzyk. Nie, to nie był krzyk. Słowo „krzyk“ zdecydowanie nie opisywało odgłosu, który dotarł do jego uszu.

To było wycie. Słyszał w nim przerażenie i rozpacz, ból i smutek, wszechogarniającą rozpacz, nieokiełznaną tęsknotę i coś jeszcze. Nie był w stanie zdefiniować, czym było owe coś, ale nadawało całemu odgłosowi jeszcze większą głębię i brzmiało tak żałośnie. Było jak rozpaczliwe wołanie o pomoc, jednak zupełnie pozbawione na nią nadziei . Było jak błaganie o szybką śmierć.

Wstrząsnął nim dreszcz.

Dudnienie ustało, a jedynym dźwiękiem który wypełniał przestrzeń było to cholerne wycie. Nie chciał go słyszeć.

Stopstopstop.

Jak na złość, im bardziej prosił w myślach, żeby hałas ustał, tym głośniejszy się stawał. Wbił paznokcie w skórę jeszcze mocniej, chcąc skupić się na czymś innym, ale to nie było możliwe. Krzyk narastał, starał się coraz bardziej rozdzierający. Miał wrażenie, że jego głowa zaraz wybuchnie. Spod zaciśniętych powiek zaczęły lecieć łzy. Tak bardzo chciał żeby to się skończyło.

Proszęproszęproszę.

Gardło zaczynało go palić żywym ogniem, a krzyk stawał się coraz bardziej przerywany, aż w końcu zamienił się w szloch.

To on płakał.

To on krzyczał.

Niespodziewanie wszystko zniknęło, a przed nim pojawiła się jedna, mała, biała tabletka.

                                     ***

Harry gwałtownie podniósł się na łóżku.

Jego serce biło zdecydowanie za szybko, a oddech był zdecydowanie zbyt płytki, dlatego brał go zdecydowanie za często.

Ciało kleiło mu się od potu, a na policzkach czuł zaschnięte łzy. Starał się unormować oddech. Zaciągnął się powietrzem, policzył wolno do trzech i wolno wypuścił je z płuc. Po kilku minutach uspokoił się na tyle, żeby wstać z materaca i na trzęsących się nogach dostać się do łazienki. Przemył twarz zimną wodą i spojrzał w lustro, znajdujące się nad umywalką.

Hopelessness | l.sWhere stories live. Discover now