Rozdział 43

7.6K 212 21
                                    

Stałam po środku małej polany w lesie, która służyła mi za miejsce do nauki obrony. Otaczał mnie mieszany las młodych drzew.
Wydeptana ścieżka wsród rosnących gęsto paproci, świadczyła o tym, jak często tędy chodziliśmy. Słońce wysoko na niebie, ogrzewało promieniami nasze spocone ciała. Zamyśliłam się przez chwilę, siedząc na chłodnym piasku, łapiąc oddech i próbując wyciszyć moje rozbiegane serce.
Od tamtego momentu, gdy Alessio zgarnął mnie z pod domu do swojego auta, minęło już wiele tygodni. Jednak to wspomnienie wraca za każdym razem, gdy jestem w tym miejscu, przypominając mi jak bardzo byłam bezbronna.
Nie potrafiłam się w żaden sposób obronić, nawet nie próbowałam, byłam całkowicie bez szans.
Dlatego od wielu tygodni, najczęściej jak to tylko możliwe, uczę się walczyć. Jak uderzyć, aby zyskać przynajmniej chwilę na ucieczkę.
Zdaje sobie sprawę, że z Alessio nawet w tej chwili nie miałabym szans w jakimkolwiek starciu, jednak mogłam zyskać chwilę zaskoczenia.
-Gotowa by skopać mi dupe? - zapytał Damien, odkładając butelkę wody na ziemię. Spojrzałam na Scotta siedzącego na ziemi i uśmiechnęłam się.
Tak, obydwoje starają się nauczyć mnie ile tylko mogą.
Wykonałam każde polecenie, starając się, aby moje ciosy były płynne i co najważniejsze celne. Chłopaki zwracali mi uwagę za każdym razem, gdy popełniałam najmniejszy błąd. Przeważnie chodziło o oddech. Musiałam oddychać... Miałam dostarczać moim płucom i mięśnią wystarczającą ilość tlenu. To była najważniejsza, ale i najtrudniejsza wskazówka. Tylko Ci, którzy walczyli, bądź trenowali mnie zrozumią, że wbrew pozorą jest to naprawdę trudne do wykonania.
-Jeszcze raz, skup się Bianka. - zkarcił mnie Damien, uderzając rękawicą w moje pięści. Obydwoje działali mi na nerwy, jednak mieli rację, kiedyś będę mogła wykorzystać ich naukę, chociaż mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała.

Po zakończeniu treningu opadłam na ziemię.Ziarenka drobnego piasku przyjemnie drapały mnie w odsłonięte partie skóry. Serce galopowało mi tak mocno, jakby chciało wyrwać się z piersi.
Zamknęłam oczy i oddychałam głęboko.
Wdech.
Wydech.
Wdech... i tak przez dłuższą chwilę.
-Chodź piękna, jedziemy coś zjeść. - otworzyłam jedno oko i dostrzegłam wyciągniętą dłoń Scotta w moim kierunku. Pomógł mi wstać.
Nogi trzęsły się z wysiłku a ramiona drżały. Całe ciało już teraz informowało mnie o jutrzejszych zakwasach...
Dobrze.
Przynajmniej wiem, że to co robiłam, zrobiło na moich zastałych mięśniach wrażenie.
Jutro z pewnością będę miała odmienne zdanie na ten temat, a w kierunku moich trenerów polecą niepochlebne epitety, ale na szczęście nigdy nie brali tego do siebie.

Po zjedzieniu niskokalorycznej sałatki greckiej, którą zamówiłam w barze, pojechaliśmy do domu Scotta na obrzeżach miasta.
Położyłam się wygodnie na kanapie w salonie, jakby ten dom należał do mnie, zaraz potem, dałączył Damien.
Usiadł obok mnie, podniósł moje nogi i położył je sobie na kolanach. Nie przeszkadzało mi to, wielokrotnie to robił. Nie było w tym żadnego podtekstu, jak dla mnie...

-Zabieraj łapska, Damien. - wysyczał Scott, kładąc przed nami szklanki z napojem.
-Jasne. - zaśmiał się chłopak, puszczając do mnie oko. Spuściłam nogi z kanapy, siadając. Scott usiadł za mną, z jedną nogą zgiętą w kolanie i przyciągnął mnie do siebie.
-Oglądamy coś, czy masz zamiar dalej oznaczać terytorium?
-Mam zamiar dalej oznaczać terytorium. - Scott położył mi rękę wysoko na brzuchu, kreśląc palcami kółeczka tuż pod moim małym biustem.
-Tylko mnie nie osikaj, dobra? -zażartowałam, przez co, mój chłopak wbił mi palce pod żebra.

Oparłam głowę o jego twardę przedramię i chwyciłam go za nieco szorstką, szeroką dłoń.
Już dwa tygodnie minęły od momentu, kiedy postanowiliśmy, a raczej ja się w końcu zdecydowałam być z nim w związku.
Czy żałuję? Hmm, chyba tak.
Żałuję, że tak długo zwlekałam z tą decyzją.
Jakiś czas temu Scott powiedział do mnie, że gdy tylko sobie na to pozwolę będę szczęśliwa. Nie chciałam do siebie dopuszczać znaczenia tych słów, nie chciałam, aby uczucie do niego, które uporczywie tłumiłam głęboko wewnątrz, wydostało się, gdyż w tedy byłabym stracona...
Lecz czy to takie straszne dać się całkowicie pochłonąć? Ile razy w życiu człowiekowi przytrafia się taka szansa?
Szansa na pierwszą, czystą miłość?
Obawy są w dalszym ciągu, wziąż nie wiemy jak rozwiązać problem z obietnicą Scotta wobec ojca, dlatego staram się brać to co jest mi dane właśnie w tej chwili.

Walczę o Ciebie!Where stories live. Discover now