Rozdział 45

5.9K 183 32
                                    

Leżałam w łóżku wpatrzona w sufit.
Gonitwa myśli nie dawała mi spokoju.
Sytuacja ze Scottem robiła się coraz poważniejsza. Jego nielegalne walki byłabym wstanie znieść jednak to co on teraz wyprawia, nie wróżyło niczego dobrego. Chciałabym go powstrzymać, zrobić cokolwiek co by go zahamowało, jednak powoli zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę nie mam na nic wpływu.
W końcu zasypiam zmęczona od natłoku myśli.

Wychodzę prędzej z domu niż to robię zazwyczaj. Scott nie mógł mnie dzisiaj zawieść do szkoły, co z jednej strony mnie cieszy. Potrzebuję dystansu, jestem tym wszystkim przytłoczona, a zachowanie Scotta pogłębia mój stan, jednak z drugiej strony przy nim czuję się bezpiecznie. Przemierzając ulice naszego małego miasteczka, bacznie obserwuje otoczenie. Dziwne uczucie nie daje mi spokoju.
Wchodzę na parking szkolny i oddycham z ulgą.
Ostatnio stałam się cholerną paranoiczką.
Widzę w oddali stojącą Carmen z kolegami z klasy. Odchyla głowę do tyłu i śmieje się szczerze z czegoś co powiedział jeden z chłopaków. Kiedyś moje życie przeszkadzało mi, pragnęłam zmiany jednak teraz najbardziej na świecie chciałabym wrócić do tamtego czasu.
Bez potrzeby oglądania się za siebie.
Bez obawy, że coś może się stać mnie bądź moim bliskim. Ta myśl, zżerała mnie od środka.
Uśmiecham się do siebie, obserwując z oddali przyjaciółkę, nie zauważyłam jednak samochodu, którego szukałam wzrokiem przez całą drogę. Spoglądam w tamtą stronę i nagle staje dęba. Patrzę na przyjaciółkę, następnie ponownie w czarny Suv.
Rozważam co powinnam zrobić, ruszyć biegiem przed siebie czy wiać stąd najdalej jak się da. Drzwi otwierają się i widzę siedzącego starszego mężczyznę w środku. Powinnam uciekać. Tak, to powinnam właśnie zrobić, jednak ostatni raz spoglądam w stronę Carmen, która macha do mnie ręką, patrzę w tamtym kierunku, uśmiecham się, lecz odwracam się i podchodzę do auta. Scotta ojciec zaprasza mnie gestem dłoni, niepewnie wchodzę do środka, zdając sobie sprawę, że właśnie dobrowolnie weszłam do paszczy lwa. Drzwi za mną jakimś cudem zamykają się, po chwili jednak kierowca samochodu zasiada za kierownicą. Z tego napięcia oraz strachu, nie zarejestrowałam jego obecności.
- Bianka. Prawda? - odzywa się. Dostaję gęsiej skórki, nie wiem czy to jego głos spowodował to zjawisko czy cała ta sytuacja, jednak to jest już nie ważne. Przełykam ślinę, ale w ustach mam tak sucho jakbym nie piła niczego od wieków.
-Ruszaj. - powiedział do kierowcy, a ten wykonuje polecenie. W szybie widzę, zbliżającą się do pojazdu przerażoną przyjaciółkę, lecz już jest za późno.
-Jesteś zdenerwowana. Niepotrzebnie. Pragnę tylko z Tobą porozmawiać. - patrzę na niego, lecz nic nie rozumiem. W mojej głowie przerabiam właśnie wszystkie możliwe drastyczne scenariusze.
Zabije mnie? Wywiezie? Zagrozi?
-Więc, co łączy Cię z moim synem? - pyta. Patrzę na niego spanikowana. Oczywiście, że musiało chodzić właśnie o to co wczoraj zobaczył.
Próbuje grać na zwłokę.
-Nic. - Ten uśmiecha się do mnie, tyle, że ten uśmiech jest daleki od pozytywnych emocji, to bardziej jak szczerzenie się hieny.
-Wydaje mi się, że nie do końca zdajesz sobie sprawę o tym co się właściwie dzieje.
-Wiem wystarczająco.
-Czyżby? - kiwam głową. - Więc co Ci się się wydaje, że wiesz.
-Próbuje Pan zmusić swojego syna do wstąpienia w świat przestępczy. - mówię pod wpływem odwagi. Ten jednak wybucha śmiechem. Głośnym, przerażającym śmiechem. Wydaje się, że naprawdę go rozbawiłam.
-Tak Ci powiedział? - nie wiem do czego zmierza, więc postanawiam nie odpowiadać. - Już zaczynam rozumieć, co widzi w Tobie mój syn. Anielska buzia, do tego młodziutka, czysta, naiwna dziewczyna. - skrępowana jego słowami , zaciskam ręce. Zaczynam obawiać się tego co zaraz usłyszę.
-Bianko, to wszystko właśnie on zapoczątkował. Myślisz, że dlaczego bierze udział w walkach w podziemiu?
-Bo był zmuszony i dla pieniędzy. - odpowiadam. W myślach przetwarzam wszystkie rozmowy, w których Scott wyjaśniał mi dlaczego to wszystko robi.
-Ah mówisz o Riccardo. Nie do końca był on w tedy zmuszony, jak to ujmujesz, ale tak miał z nim pewien układ. Dziecko on w ten sposób robił sobie reputację, która była mu potrzebna i znakomicie sobie z tym poradził.
-Nie wierzę.
-Nie musisz. Chcę się jedynie dowiedzieć czy jesteś w stanie trwać u jego boku. Z niezrozumiałych mi względów, biega za Tobą jak pies za suką w ruji, gdy tymczasem mógł by związać się z Lisą. Ona się w tym świecie wychowała. Od małego w tym tkwiła, bardziej się do tego nadaje niż taka krucha dziewczyna jak ty. - do moich oczu napływają łzy upokorzenia. Przez ten cały czas kłamał. Bezwstydnie kłamał mi prosto w oczy.  Serce, które przed chwilą dopiero zaczęło się uspakajać przybierając naturalny rytm, teraz ponownie przyspiesza.
-Niech mi Pan powie, w jakim celu Pan mnie zabrał z pod szkoły? Czy zdaje sobie Pan, że to porwanie? - fukłam. Nie miałam nic do stracenia. Miał nade mną ogromną przewagę.
-Porwanie? Dziecko sama wsiadłaś do tego samochodu. Nikt Cię nie zmuszał.  - powiedzmy...
-Skoro wsiadłam z własnej woli, teraz chcę stąd wyjść. - powiedziałam.
-Jesteś urocza. - mężczyzna poklepał dwa razy przednie siedzenie, następnie po dłuższej chwili samochód się zatrzymał. Wysiadłam z samochodu, zdając sobie sprawę, że nie jesteśmy z powrotem pod szkołą.
Od razu zauważam samochód mojego chłopaka.
-Co tutaj robimy? - zapytałam, przeglądając się starej kamienicy na obrzeżach. Widziałam ją już niejednokrotnie, to małe miasto. Jednak nigdy nie zastanawiałam się co w niej się znajduje.
-Chodź ze mną, pokaże Ci co robi twój dobry chłopak. - uśmiechnął się. Ja jednak stałam w miejscu, nie miałam najmniejszej ochoty tam iść.
-To nie była prośba Bianka. - odezwał się, a zaraz za mną stanął kierowca samochodu. Ruszyłam przed siebie za człowiekiem w garniturze. Drzwi otworzyły się przed mężczyzną i weszliśmy na starą wąską klatkę schodową. Przemierzaliśmy długi korytarz, kierując się na schody.
Z obdrapanych ścian odklejała się warstwami farba olejna, a podłoga była poplamiona białą farbą. Przy schodach na małym taborecie siedział  młody chłopak, który wstał, witając się ze straszym mężczyzną, który nie odpowiedział mu tym samym. Spojrzałam na chłopaka, którego twarz nie okazywała żadnych emocji, mój wzrok zjechał do widocznych pasków na klatce piersiowej. Podążając ich śladem dostrzegłam skrawek kabury.
Boże, co to za miejsce.
Mijaliśmy kolejne piętra, na których tak jak w każdej kamienicy znajdowały się mieszkania, jednak drzwi do każdego z nich były otwarte, a w środku byli mężczyźni.
Czy to jakaś dziupla?
Szliśmy dalej w górę, aż dotarliśmy na trzecie piętro. Weszliśmy do jednego z mieszkań, które tak jak w przypadku poprzednich, również było otwarte. Minęliśmy pokój w którym siedziało na kanapie trzech mężczyzn i oglądało telewizor. Gdzieś grała muzyka jakby latynoskich rytmów, co od razu wywołało u mnie strach. Czy Alessio również tutaj był?
Przed nami zostały ostatnie drzwi, przed którymi siedziała kolejna dwójka oprychów.
Podeszliśmy do nich.
Starszy mężczyzna odezwał się do nich w języku włoskim. Spojrzałam na niego zaskoczona.
Umie  gadać po włosku? Scott również potrafi?
-Si signore. - odezwał się jeden z osiłków. Drugi natomiast otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Pomieszczenie okazało się podzielone. Przed nami ostatnie drewniane drzwi były zamknięte. Usłyszałam czyjś krzyk. Miałam ochotę biec w przeciwnym kierunku, jednak zdawałam sobie sprawę, na jak marnej pozycji się właśnie znajdowałam.
-Oo nawet zdarzyliśmy na małe przedstawienie. - czy on tak serio?
Bez zawahania otworzył drzwi i wepchnął mnie do środka. Stanęłam przerażona. W pierwszej chwili zobaczyłam rozłożonego z papierosem w dłoni Alessio na zielonej kanapie, z uśmiechem na twarzy, który widziałam za każdym razem, gdy miałam nie przyjemność go spotkać. Istny psychol...
-Co to ma kurwa być? - warknął Scott. Teraz i jego zobaczyłam. Stał przed przywiązanym mężczyzną do krzesła. Spojrzałam na jego ręce, na których znajdowały się czarne skórzane rękawiczki. Na jego odkrytych nadgarstkach były świeże krople krwi. Spojrzałam na ofiarę, jego głowa wisiała bezwładnie na szyji, wyglądał jakby ktoś wylał na niego wiadro czerwonej farby, jednak jego ramiona wciąż unosiły się podczas ciężkich oddechów.
Spójrzałam na chłopaka, którego nie poznawałam.
-Jest i moja ulubienica. - powiedział Alessio, zaciągając się papierosem.
Scott podszedł do mnie szarpiąc mnie za rękę i wyprowadzając z pokoju.
-Kim ty kurwa jesteś? - zapytałam otępiała, ale tak naprawdę nie chciałam słyszeć odpowiedzi. Nie chciałam bo nie należałam więcej do tego świata.
-Chodź. - Scott zdjął rękawiczki i rzucił na blat stołu po czym wyprowadził mnie z budynku. Na każdym piętrze jak i przy wyjściu uzbrojeni mężczyźni odprowadzali nas wzrokiem.
Gdy w końcu świeże powietrze na zewnątrz powiało w moją twarz, odetchnęłam z ulgą.
-Bianka. - zaczął, lecz podniosłam rękę uciszając go.
-Nie tłumacz się. Nie chcę tego słyszeć. - zrobił krok w moją stronę, lecz ja cofnęłam się o dwa. Na jego rękach była krew tamtego chłopaka, ilu jeszcze miał na sumieniu? Walki w klatce w których brał udział były drastyczne, ale to co zobaczyłam w tamtym pokoju na trzecim piętrze tej obskurnej kamienicy to wyższy poziom okrucieństwa, o które nigdy nie byłabym wstanie go posądzić. Jednak stało się. Jego ojciec chciał pokazać prawdziwe oblicze swego syna i mu się udało. Nie daleko nas zatrzymał się kolejny SUV, tym razem poziom mojego szoku wrósł na szczyt. Z pojazdu wyszedł uśmiechnięty Damien wraz z lisicą. Jednak, gdy tylko mnie dostrzegł uśmiech błyskawicznie zniknął mu z twarzy. Ruszył w naszym kierunku. Obróciłam się do niego plecami. Okłamywana przez cały czas przez ludzi, którzy jak myślałam byli moimi przyjaciółmi, przez tych którym ufałam, a nawet kochałam.
Naiwna dziewczyna... Słowa jego ojca odbijały się echem w mojej głowie.
Miał rację, miał naprawdę pieprzoną rację.
-Wyjaśnię Ci. Nie wiem co powiedział Ci mój ojciec, ale daj mi szansę. - podchodzi do mnie i chwyta mnie za ręce, a ja próbuje nie skupiać się na tym, że znowu pod jego dotykiem dostaje dreszczy. Odtrącam go bojąc się, że znowu mu ulegnę, że spojrzę w jego srebrzyste tęczówki i uwierzę w kolejne kłamstwa jakie dla mnie przygotował.
-Dosyć Scott. Zostaw mnie w spokoju.
-Nie.- mówi i z desperacją przyciąga mnie do siebie. Czuję jego cudowny zapach, zamykam oczy i chłonne tę chwilę, to uczucie i pragnienie. Czuję jak łza spływa po moim policzku. Widzę, ja Damien się nam przygląda, ma minę zbitego psa, lecz nie interesuje mnie to. Odsuwam się.
-Scott jeśli kiedykolwiek cokolwiek dla Ciebie znaczyłam, pozwól mi odejść. - mówię patrząc mu prosto w oczy, mimo że obraz przez łzy jest lekko rozmazany.
-Dlaczego to znowu robisz? Przecież obiecywałaś trwać u mojego boku, sama do mnie przyszłaś.
-Nie, na to się nie pisałam. Twój ojciec miał rację. Nie nadaje się do tego. Nie chcę tak żyć, Scott, proszę zostaw mnie w spokoju. Nie chcę mieć z Tobą, z nim - wskazałam głową Damiena. - nic wspólnego. -dodałam. - Nie chcę was nigdy więcej widzieć. - mówię całkowicie poważnie i z każdym słowem wyrywam cząstkę mojego serca.
-Bianka. - mówi, lecz widzę, że się poddał. Pozwala mi odejść. Obracam się i idę przed siebie. Słyszę kroki uderzające o płyty chodnikowe, a później nawołujący głos Damiena.
Nie oglądam się za siebie. Ten widok boli zbyt bardzo, abym była wstanie to unieść.

Wracam do domu, przed nim widzę chodzącą w kółko zdenerwowaną Carmen. Biegnę do niej, a gdy ta mnie dostrzega rusza w moją stronę. Wybucham płaczem, rzucając się jej na szyję. W tej chwili jest moim oddechem, który potrzebuje, aby dalej żyć.
-Dowiedziałaś się? - odzywa się, a ja czuję jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Odsuwam się od niej. Przerażenie jak i zdenerwowanie odmalowuje się w jej oczach.
-Co? - patrzę na nią i nie wierzę własnym oczom.
-Bianka, ostrzegałam Cię, że to dupek. Ja mówiłam... - przerywam jej zdanie.
-Ty wiedziałaś? - patrzę na nią oskarżycielskim wzrokiem.
-Bianka.
-Wiedziałaś o wszystkim i milczałaś?
-Ty również milczałaś o wielu sprawach i kłamałaś mi prosto w oczy.
-Kłamałam by Cię chronić. - krzyczę. To nie może być prawda... Wszystko w co do tej pory wierzyłam, dosłownie wszystko było jednym wielkim kłamstwem. A ona, ta przez którą miałam wyrzuty sumienia, bo kłamałam, aby się nie martwiła, aby nie wplątać ją w ten cały bajzel była w to wszystko zamieszana.
-Bianka, ja tylko chciałam abyś sama do tego doszła. Jesteś mi najbliższą osobą na tym zasranym świecie, ja również chciałam Cię chronić.
-Chronić? Nie mówiąc prawdy?
-Nie bądź hipokrytką. Zrobiłaś to samo. - warczy. Wymijam ją i idę do domu. Dziewczyna krzyczy jednak za mną.
-Wszyscy wiedzieli tylko ty byłaś tak ślepo zapatrzona w swój ideał. Istny anioł tyle, że ciemności. - przystaje na te słowa i odwracam się wprost do przyjaciółki. Ta zamyka się nagle i przybiera przepraszjący wyraz twarzy. - Bianka, ja nie chciałam, prze...
-Wiesz co, masz rację. Byłam ślepo zapatrzona w Scotta, twojego kuzyna i w Ciebie. Wierzyłam, że to co nas łączy to coś prawdziwego. Myślałam, że jestem szczęściarą, bo to co myślałam że mam, miłość, przyjaźń okazało się wielką bujdą,  w którą tylko ja uwierzyłam. Odwróciłam się i weszłam do domu, zatrzaskując za sobą drzwi i jednocześnie zamykając ten rozdział mojego życia, do którego nigdy więcej nie wrócę.
To koniec. Osunęłam się na drzwiach na podłogę wylewając przy tym cały ocean gorzkich łez. Już nic nie będzie takie jak dawniej, wszystko się skończyło...

Kochani to był ostatni rozdział książki. Dziękuję wszystkim za bycie ze mną i wspieranie mnie. Dziękuję za konstruktywną krytykę, dzięki której nabrałam do tej książki nieco dystansu.
Zamierzam poszczególne rozdziały troszkę bardziej rozbudować bądź odrobinę zmienić, ale gdy skończę poinformuję Was o tym na mojej tablicy i w tedy będziecie mogli przeczytać moją książkę od nowa.

Dodam jeszcze epilog, dosyć ciekawy także zachęcam go przeczytać, gdy się ukaże.
Tymczasem tak jak zwykle dajcie znać czy rozdział książki Wam się podobał i zapraszam do Gra Pozorów, mojego autorstwa. Mam nadzieję, że wciąż będziecie mi towarzyszyć, a ja postaram się wymyślić dla Was nową książkę.
Ściskam Was cieplutko i czekajcie na Epilog.
Pa.

Walczę o Ciebie!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz