Rozdział 7

17K 485 33
                                    


Gdy dotarliśmy na miejsce, Carmen zaparkowała pomiędzy innymi samochodami na polu. W oddali było widać ognisko i kilkanaście osób. Jednak z takiej odległości nie byłam w stanie zlokalizować obecność Damiena. W końcu nawet nie byłam pewna czy on tu dzisiaj będzie, bo to nie on zaprosił mnie wczoraj ogniska, tylko zrobili to jego koledzy. Nie wiedziałam jak się zachować, jeśli on tam będzie.
Ruszyłyśmy we dwie w stronę zgromadzonych ludzi, zbliżając się do ogniska, słyszałyśmy śmiech pozostałych uczestników.

- Hej wszystkim. - Krzykneła radośnie Carmen, zmierzając w kierunku Toma. Wszyscy jej odpowiedzieli.
- Cześć- Powiedziałam lekko speszona tym, że nie znałam większości tych ludzi, jednak mi także każdy odpowiedział. Ognisko dla bezpieczeństwa ogrodzone zostało kostką brukową, a wokół niego leżały podłużne szerokie belki drzewa, służące za ławki.
Rozglądnęłam się wokół, chcąc znaleźć osobę, dla której tu przyszłam...
Znalazłam.
Teraz wszystko było jadne... wygląda na to, że jednak moje obawy się ziściły i, że za dużo sobie wyobrażałam po tamtej imprezie. Odwróciłam szybko wzrok od dwójki tulących się ludzi, nie chciałam się bardziej skompromitować niż już to zrobiłam przychodząc tutaj.
W tej chwili gdybym miała możliwość spełnienia jednego życzenia m, życzyłabym sobie zapadnięcia się pod ziemię bądź jeszcze lepiej cofnięcie czasu. W ogóle bym tutaj nie przyszła.
Damien stał z jakąś dziewczyną, która się do niego kleiła i wygląda, że byli pogrążeni w rozmowie, bo nawet mnie nie zauważył, a co najdziwniejsze nie usłyszał. A jeśli nawet, to spłynęło to po nim jak po kaczce. On trzymał swoje ręce na jej biodrach, a ona miała swoje na jego szyi. To przesłanie było dla mnie dobitne. Miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą i nabijają się ze mnie.
Obejrzałam się szybko na innych, aby się upewnić, że nikt nie był świadkiem poniżenia, jakiego właśnie doświadczyłam. Obróciłam głowę i napotkałam znane mi oczy. Te same, które przy poprzednim spotkaniu nieustannie mnie obserwowały.

-Nosz kuźwa, świetnie, akurat on musiał to widzieć...- powiedziałam do siebie z zażenowania.

Scott stał, przytulając jakąś dziewczynę i patrzył się ciągle na mnie. Jego hipnotyzujący wzrok jeszcze bardziej mnie pogrążył i się zarumieniłam. Chłopak chyba to dostrzegł, bo znowu się uśmiechnął.
Czego on tak wiecznie się szczerzy...- pomyślałam.
Usiadłam na pierwszym wolnym miejscu obok ogniska. Żałowałam, że tu przyszłam. Teraz będę pośmiewiskiem wszystkich. - mruczałam niewyraźnie pod nosem.

-Pogadam z nim.- Usłyszałam głos przyjaciółki nad uchem.
-Przestań, zrobisz ze mnie jakąś totalną świruskę, a naprawdę nie mam ochoty czuć się gorzej niż teraz.- Powiedziałam szeptem.
-Tak mi przykro, gdybym się tego po nim spodziewała, nigdy bym cię do niego tak nie zachęcała.- Powiedziała, przytulając mnie mocno.
-Spoko, przecież to nic takiego. - machnęłam ręką, lecz wątpię aby Carmen mi uwierzyła, zbyt dobrze mnie znała.

Co ja sobie w ogóle wyobrażałam... To było do przewidzenia przecież, jego pewność siebie, brał co chciał, a ja naiwniaczka myślałam, że to ja wybrałam go. Pomyłka... - karciłam się w myślach.

Usłyszałam chrząknięcie z drugiej strony. Oby dwie obróciłyśmy się w tamtym kierunku.

- Bianka? Mógłbym z tobą pogadać? Na osobności?- zapytał się Damien. Jego ciemne blond włosy w świetle ogniska jaśniały złocistymi refleksami i opadały luźno na czoło. Stał przygarbiony z rękoma w kieszeniach. Spojrzałam na przyjaciółkę, szukając w niej wsparcia, lecz ona tylko wzruszyła ramionami.
-Ok.- Powiedziałam i wstałam z miejsca.

Damien poprowadził mnie z dala od reszty, aby nikt nie mógł nas usłyszeć.

-Bianka.- Odezwał się.- Wiem, jak mogło to wyglądać, ale nie jest, tak jak myślisz.- Zaśmiałam się na te słowa.
-Z tą dziewczyną nic mnie już nie łączy...- Powiedział.
- Już? - Zapytałam.
-Wcześniej spotykaliśmy się trochę, ale też nie na wyłączność...jeśli rozumiesz, co to oznacza. Musiałem jej wytłumaczyć, że to już ewidentny koniec między nami.- Tłumaczył się jakby szczerze, a ja zastanawiałam się, czy może mówić prawdę. Chłopak kontynuował.
-Lisa jest trochę zaborcza, więc wolałem jej nie prowokować podejściem do Ciebie. - Złapał mnie delikatnie za rękę i spojrzał na mnie dodając.- Podobasz mi się bardzo, jednak wolałem nie ryzykować niepotrzebną awanturą. Tamten rozdział już jest zamknięty. - Odsunełam się od niego, aby nie mógł mnie ponownie dotknąć...
-Nie wyglądało to na zamknięty rozdział. - Stwierdziłam.
-Bianka uwierz mi, mówię prawdę...- mówiąc to wydawał się być szczerym, ale moja podświadomość dzwoni wielkim dzwonem kościelnym w mojej głowie i krzyczy ,, kłamczuch, kłamczuch''
-To jak to niby ma teraz wyglądać? Wrócimy tam i będziemy udawać, że się nie znamy czy tylko, że nic nas nie łączy?- Zapytałam.
-Tylko przez jakiś czas, Lisa należy do naszej paczki, więc będziemy ją często widywać. Jeśli jej nie sprowokuje i nie urażę jej dumy, rzucając ją dla innej, ona zaraz sobie znajdzie kogoś innego, a w tedy my będziemy mogli się otwarcie spotykać.- Wytłumaczył.
-Aha, czyli ja mam stać i się patrzeć jak ona będzie do ciebie się kleić, a potem ty przyjdziesz do mnie, jak nikt oczywiście nie będzie widział...?- Powiedziałam wkurzona. Można było stwierdzić, że moja naiwność jest godna nastolatki, ale to?
-Wiem, jak to wygląda, ale nie chcę aby coś ci się stało. - Złapał mnie za twarz i przejechał palcami po moich policzkach. Odsunęłam się od niego.
-To jest chore...- Stwierdziłam, nie wiedziałam, co bym miała jeszcze dodać. Odwróciłam się do niego plecami i wróciłam na ognisko do reszty. Ten pomysł zdecydowanie nie przydł mi  do gustu i na niego nie przystanę.

Usiadłam na moim poprzednim miejscu, obok mnie zjawiła się zaraz Carmen z Tomem.
Po chwili dołączył do nas także Damien, jednak zajął miejsce naprzeciwko mnie. Obok niego usiadła Lisa z jakąś jeszcze dziewczyną.

Koniec:)

Walczę o Ciebie!Where stories live. Discover now