Rozdział 15

14K 445 20
                                    

Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Wstałam nie chętnie i zeszłam na dół. Nie spodziewanie do mojego mieszkania wtargnęła moja przyjaciółka.

-Dzieńdoberek. - Przywitała się wesoło.
-Na taki euforyzm jest dla mnie zdecydowanie zbyt wcześnie.- Ziewnęłam.
-Bianka mamy 9:30 , nie przesadzaj...- Carmen poszła do kuchni, otworzyła lodówkę i wyciągnęła z niej sok pomarańczowy. Postawiła na blacie i sięgnęła jeszcze po dwie szklanki.
-Nie każdy wstaje wraz z kogutami.
-Nie mogłam się doczekać.-Podskoczyła wesoło.
-Czego?- Zapytałam ubawiona jej zachowaniem.
-No co ty, jeszcze pytasz? Wczoraj jak pojechałaś, Scott kłócił się z Damienem i jak sądzę, chodziło o Ciebie. Kurde myślałam, że któryś do ciebie wczoraj pojechał...
-I dlatego przejechałaś pół miasta, nie wspomnę o której godzinie, aby poplotkować o zachowaniu tych dwóch idiotów?- Zaśmiałam się.
-Jak ty to mówisz, to wydaje się to naprawdę kretyńskie...- Zrobiła skwaszoną minę.- Niczego się nie domyślasz, o co mogło im pójść?- Zapytała Carmen, bacznie mnie obserwując.
-Może i wiem, o co mogli się pokłucić, ale to głupie.- Powiedziałam, ukrywając uśmiech.
-Ty! Ty coś wiesz.- Wskazała na mnie palcem. - Opowiadaj!- Nakazała.

Wstawiłam wodę na kawę, aby się trochę obudzić. Wróciłam na swoje miejsce i zaczęłam znowu opowiadać o wczorajszym zajściu.

-Ja pierdziele Bianka, gdzie nie pójdziesz, wywołujesz mega zamieszanie...
-Dzięki wielkie, nie chcę nigdzie swoją osobą wywoływać zamieszania.
-Pisałaś z którymś z nich?
-Nie, coś ty, obydwaj mnie wczoraj wkurzyli... Z twoim kuzynem to już w ogóle definitywny koniec jest dupkiem, a Scott to też dupek, ale mniejszego formatu. - zaśmiałam się.
-A nie mówiłam, że coś wisi w powietrzu?- Powiedziała zadowolona z siebie Carmen.
-Tak masz rację, morderstwo...
-A mnie się wydaje, że coś się wydarzyło, a ty to przede mną ukrywasz.
-To źle ci się wydaje. O wszystkim Ci mówię. - może nie do końca o wszystkim, ale tak było lepiej.
-Podoba Ci się Scott?-zapytała nagle.
-Czy to ważne? Jest irytujący. Większość czasu się kłócimy i chyba większy z niego flirciarz od twojego kuzyna.
-To prawda, jeszcze ani razu nie widziałam go z tą samą dziewczyną.
-Świetnie. -odparłam. Popijałyśmy kawę, rozmawiając o moich życiowych rozterkach. Carmen wstawiła swój kubek do sklepu, złapała za kluczyki od auta.
-Ok, ja uciekam, zobaczymy się później?
-Co? Już idziesz?
-No, chciałam się dowiedzieć, o co wczoraj poszło, ale, że ty coś ukrywasz, muszę węszyć gdzie indziej.- pokręciłam głową i pożegnałam przyjaciółkę. Ledwo zamknęłam za nią drzwi, gdy usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.

Scott: Hej, dzisiaj walczę o 20 godzinie. Przyjedziesz?

Ja: Raczej sobie podaruję...

Scott: Proszę.

Ja: Nie. Będziesz mnie znowu denerwować.

Scott: Dalej się dąsasz?

 Ja:Nie dąsam się.

Scott: To co Ci zależy przyjechać?

Ja: Jak już pewnie zauważyłeś, nie posiadam auta.

Scott:Więc przyjadę po Ciebie.

Ja:Nie wiem czy to dobry pomysł.

Scott : Jest wprost idealny, jeśli będziesz trzymać łapki przy sobie.

Ja:Bardzo śmieszne.

Scott: To jak?

Ja:Ok , zgoda. Tylko masz mnie tam samą nie zostawiać na pastwę Lisy...

Scott: O to nie masz się co martwić, będę przy Tobie cały czas.

Ja: Ok , poczekamy, zobaczymy.

Scott: Zaufaj mi, będzie, jak napisałem. Będę u Ciebie po 19 godzinie.

.........................................

Zeszłam na dół otworzyć Scottowi drzwi, byłam już gotowa do wyjścia , więc od razu pogasiłam światła i zamknęłam za sobą drzwi.

-Cześć.- przywitałam się.
-Cześć. - Odpowiedział Scott.
-Gotowy na walkę? - Zapytałam.
-Dzisiaj będę musiał się zmierzyć z przeciwnikiem lepszym od Damiena , więc może być ciężko.
-Czemu zatem walczysz?
-Bo lubię tę adrenalinę. No i później laski same się pchają.- Puścił mi oczko.
-Aha , tak myślałam, że powiesz coś głupiego.

Wsiedliśmy do samochodu i Scott od razu ruszył w drogę.

-Musisz mnie dzisiaj naprawdę mocno dopingować.
-Będę.- powiedziałam. Przemierzaliśmy miasto w ciszy, gdy spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
-Co cię tak bawi?- Zapytałam.
-Twoje skrępowanie mnie bawi.
-Nie jestem skrępowana.
-Owszem jesteś. W towarzystwie buzia Ci się nie zamyka, a tutaj widzę, że patrzysz na mnie ukradkiem, jak jakiś Stalker i słowem się nie odzywasz. - Zaczerwieniłam się przyłapana. Scott chwycił mnie za rękę.
-Widzisz? Znowu jesteś czerwona na buzi.
-To przestań mnie dotykać.
-To silniejsze ode mnie. - powiedział rozbawiony, ale zabrał rękę.

Dotarliśmy na miejsce, Scott złapał mnie za rękę i prowadził do podziemia. Będąc na dole, tym razem nie było jeszcze tylu ludzi co zawsze, byliśmy o 40 min przed czasem. Chciałam iść na górę, do loży, jednak Scott pokiwał głową przecząco.

-Dzisiaj chcę Cię mieć przy sobie. - powiedział i prowadził w stronę dużym czerwonym drzwi.
-Ale przecież tam mogą wejść tylko zawodnicy.- Powiedziałam.
-A także ty, bo jesteś ze mną.- Uśmiechnął się.

Przeszliśmy przez drzwi i szliśmy chwilę ciemnym korytarzem. Scott wa dalszym ciągu trzymał mojej rękę. Podobało mi się to i wcale nie chciałam, aby ją zabierał.

-Pisałem Ci ,że nie zostawię Cię i że będziesz ciągle przy mnie.
-Nie sądziłam, że na czas walki też.

Koniec rozdziału? Jesteście dalej?
Pamiętajcie kochani , widzicie błędy ? Poprawcie mnie w komentarzu😘

Walczę o Ciebie!Where stories live. Discover now