Rozdział 30

7.6K 238 30
                                    

 W łazience przy korytarzu przebrałam się w moje czarne dwuczęściowe bikini. Wróciłam do Carmen , która dalej sączyła swojego drinka. Przyjaciółka lubiła słodkie drinki, a po żółtym kolorze płynu, mogę śmiało twierdzić, że jest to Malibu z sokiem pomarańczowym.

-Co pijesz?- pytam, podchodząc do Carmen.
-Malibu z sokiem.- uśmiecha się i ponownie moczy usta w płynie.
-Tak myślałam. - śmieje się.
-A ty co chcesz?
-Może być to samo, co wcześniej. - mówię i pozwalam, aby Carmen przyniosła mi piwo. Dołączam do reszty i siadam na składanym materiałowym krześle w biało niebieskie pasy, obok pozostałych. Każdy zajmuje się swoimi sprawami, zanadto nie zwracając na mnie uwagi. Tak jak wcześniej wspominałam, płeć piękna nie pała do mnie sympatią. Lepiej więc gdy mnie ignorują, niż jakbym miała się zacząć z którąś tutaj szarpać i tym samym zepsuć wszystkim weekend. Ha! Dopiero by mnie nienawidzili i nie ograniczyłoby się to tylko do dziewczyn.

-Z zimnych było tylko takie. - Carmen podaje mi owocowe piwo.
-Trudno. Wypije i takie. - przechylam butelkę do ust. - Dobre. - mówię po chwili i ponownie piję. Przyjaciółka uśmiecha się do mnie i siada obok na wolnym krześle.
-Jak tu pięknie, co nie? - wzdycham i przymykam oczy oślepiona promieniami słońca.
-A widzisz? Tak marudziłaś, że nie chcesz jechać. - szturcha mnie w ramię.
-Wiesz, dlaczego...- kiwam głową, wskazując na dziewczyny, które są zajęte kokietowaniem chłopaków.
-Czym ty się przejmujesz, daj spokój. - naszą rozmowę przerywa krzyk Tarzana. Dosłownie Tarzana. Damien wybiega z domku w krótkich czerwonych spodenkach w raki, krzycząc na cały głos. Bije się lekko w klatkę piersiową, przebiega koło nas i zeskakuje z pomostu wprost do wody. Podbiegamy do niego, śmiejąc się głośno. Chłopaki wzięli przykład z Damiena i zaraz do niego dołączyli. Jeny także wskoczyła do wody. Chłopaki wołali i przekonywali, że woda jest ciepła, lecz ja wiedziałam swoje. Już zanurzyłam wcześniej w niej rękę i wiem, że jest lodowata.
Po krótkim czasie wraz z Carmen wróciłyśmy we wcześniejsze miejsce, tylko tym razem zajmując dwa wolne leżaki. Chciałyśmy się trochę poopalać. Moja blada skóra, naprawdę potrzebowała słońca. Carmen ściągnęła spodenki i ułożyła się wygodnie na leżaku, ja zdjęłam przez głowę swoją czarną sukienkę w maki, po czym również położyłam się, zamykając oczy. Za nami było słychać piski dziewczyn. Słychać było, że się dobrze bawili.
Już chyba prawie przysypiałam, gdy poczułam na swoim nagim rozgrzanym ciele zimne krople wody. Otworzyłam lekko oczy, by upewnić się, że to właśnie Damien sterczy nademną, a kroplę wody zlatują z jego mokrych włosów.

-Idziesz popływać? - pyta.
-Ha! Chyba zwariowałeś, że tam wejdę tym bardziej że przez ostatnie 30 min moje ciało rozgrzewało się na słońcu.- śmieje się i zamykam ponownie oczy.
-Więc będę musiał Cię sam wr... - przerwałam mu.
-Nawet się nie waż. Mogę dostać szoku termicznego. - mówię, mając nadzieję, że to go przekona. Słyszę śmiejącą się Carmen. Zdrajczyni!
-To Cię uratuje.- nachyla się nademną, chcąc mnie wziaść na ręce.
-Dobra, dobra już sama pójdę. - podnoszę się z leżaka, macham ręką, aby Damien bardziej się odsunął i zrobił mi miejsce. Robi to.
-A teraz chodź. - mówi do mnie uśmiechnięty od ucha do ucha. Również się uśmiecham, jednak ja mam inny plan.
Damien obraca się na chwilę do Carmen, bo coś powiedziała. Wykorzystuję chwilę jego nieuwagi i biegnę w przeciwnym kierunku. Nie mam na sobie żadnego obuwia a jesteśmy w lesie, więc czuje co chwilę nieprzyjemne ukłucia w stopy. W pogoń za mną od razu ruszył Damien.
-Uciekaj Bianka! - krzyczy ochoczo Carmen i śmieje się tak, jakby zaraz miała pęknać. Słyszę Damiena za sobą. Nie wiem do końca na co liczyłam, uciekając mu, bo z moją kondycją nie jest najlepiej i nie oszukujmy się,  jest on ode mnie stokroć sprawniejszy fizycznie.
-I tak Cię złapie. - słyszę krzyk Damiena, jest coraz bliżej. Nie mam już za bardzo sił, a przebiegłam parę metrów, biegnę jednak dalej, nie poddając się.
-A nie mówiłem? - słyszę głos Damiena i czuję, że unoszę się w powietrzu. Jezu... ale ulga. Dysze jakbym przebiegła maraton. Nie jestem w stanie nic powiedzieć, tylko się śmieje ze swojej porażki.
-Musisz zacząć coś ćwiczyć, bo marnie z tobą. Przebiegłaś z 200 metrów, a dyszysz, jakbyś zaraz miała zejść. - śmieje się ze mnie.
-Chyba masz rację.- śmieje się i prostuję nogi, chcąc stanąć na ziemi. Jednak Damien najwidoczniej ma inny plan.
-Teraz to Cię wrzucę do tej wody za karę, ale nie myśl, że Cię puszczę. Nie chce mi się biegać po tych szyszkach.
-Proszę, nie chce iść do wody. Jest zimna.
-Jak wejdziesz, to będzie ciepła. - niósł mnie na rękach w stronę jeziora. Minęliśmy Carmen. Przyjaciółka nie pomogła mi  w żaden sposób, tylko się jeszcze głupio śmiała. Zaczęłam się wyrywać i szarpać, to była moja jedyna deska ratunku. Jednak i to nie pomogło.
-Dawaj, wrzuć ją! - słyszę krzyk Willa. Wiedząc co zaraz nastąpi, objełam mocno Damiena za szyje, trzymałam tak mocno, żeby nie mógł mnie wrzucić.
-Zaraz mnie udusisz.
-Na to liczę, byle jak najszybciej, bo naprawdę nie chcę się znaleźć w wodzie. - śmieje się desperacko.

Walczę o Ciebie!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz