Rozdział 42

6.7K 229 20
                                    

-Bianka? Co ty tu robisz? - Scott stał w progu z widocznym zaciekawieniem. Przez moment wpatrywałam się w jego rozbawiony wyraz twarzy. Nie byłam pewna jak zareaguje, ale przynajmniej nikt mi nie powie, że jestem tchórzem i nawet nie spróbowałam sięgnąć po to, a raczej po kogoś kto należał do mnie.
Zmniejszyłam dzielącą nas odległość, nie dając mu chwili na zaakceptowanie tego co się działo, na zaakceptowanie tego co zamierzałam zrobić i złączyłam nasze usta w pocałunku. Jego oczy rozszerzyły się gwałtownie, cóż nawet ja byłam zaskoczona moim zachowaniem, ale tym będę martwić się później.
Scott szybko rozwiał moje wszelkie wątpliwości przyciągając mnie do siebie. Objął mnie ciasno, niemal miażdżąc przy sobie, chwyciłam się jego równie mocno, jakby ktoś zaraz miał mi go wyrwać z rąk, lecz w tej chwili nikt nie byłby w stanie tego dokonać. Naglące pocałunki, którymi go obdarowałam, pogłębiły się z chwilą, gdy poczułam jego język, jego smak niósł mnie na skraj urwiska, zostawiając po sobie oszołomienie.
Nie wiem ile staliśmy przyciśnięci do siebie w progu, lecz, gdy usłyszałam chrząknięcie za Scottem, oderwałam się od niego jak poparzona, chłopak jednak nie pozwolił mi się za nadto oddalić, trzymając mnie w talii.
Spojrzałam ponad ramię ukochanego i dostrzegłam opierającego się o ścianę Damiena. Moje poliki zmieniły barwę na krwistą czerwień, nie wiem jak długo tam stał, nie jestem pewna czy obserwował nas dłuższą chwilę, ale po wyrazie jego twarzy mogłam stwierdzić, że widział wystarczająco wiele.
-Nie zdążyłem Ci powiedzieć, że nie jestem sam. - zaśmiał się. -Wejdziesz? Damien i tak już się zbierał. Prawda kolego? - Scott obrócił się lekko w stronę przyjaciela.
-Nie do końca, ale powiedzmy, że tak jest. - chłopak minął nas z głupim uśmiechem na ustach, typowym dla niego.
-Tylko nie zróbcie dzieci, jeszcze nie zamierzam być  wujkiem.
-Narazie. - warknął Scott, ciągnąc mnie za rękę do środka.
-Cóż, takiego obrotu sprawy się nie spodziewałem. - zamknął za mną drzwi. Chciałam mu tyle powiedzieć, jednak w tej chwili myślałam wyłącznie o czym innym. Dotknął moich ramion.
-Chciałam Ci powiedzieć...- musnął palcami mojego karku.
-Hm? - wyszeptał cicho, a jego ciepły oddech owiał moją delikatną skórę za uchem. Jego ręce zjechały na ramiona, powoli delikatnie, wdarły się pod moją bluzę. Co ja właściwie chciałam powiedzieć? Moje myśli nie współpracowały.
-Co chciałaś mi powiedzieć Bianko? - wyszeptał, obracając mnie do siebie. Oczy miał ciemne, skupione na mojej twarzy, lecz nie koniecznie na oczach. Nachylił się do mnie, palcami trzymał lekko mój podbródek, a jego usta wędrowały wzdłuż mojej lini żuchwy po skrawek ucha, zostawiając po sobie mrowienie. Jęknęłam cicho, tylko to byłam w stanie zrobić, tylko to się teraz liczyło. Scott i jego obezwładniający i hipnotyzujący dotyk,  w odpowiedzi przywarł do mnie całym ciałem, całował mnie wręcz z desperacją. Objęłam go za szyję, uniósł mnie w górę, trzymając ręce pod pupą. Nasze usta toczyły walkę, nie wiem które z nas nadawało temu rytm, które chciało dominować, jednak napewno oboje chcieliśmy posiąść się wzajemnie. Nie było tutaj czasu na zbędne rozmowy, gdy to co właśnie robiliśmy i to co zamierzaliśmy zrobić było wyjaśnieniem i odpowiedzią jednocześnie. Zaniósł mnie na piętro do sypialni, cały czas przyciskając się do mnie ustami. Nie oderwaliśmy się od siebie chociaż na moment, nawet teraz, gdy kładł mnie na chłodną satynową pościel. Ściągnął mi bluzę, potem koszulkę zostawiając mnie jedynie w staniku. Gęsią skórka obeszła całe moje ciało, miałam wrażenie, że bolała mnie skóra. Patrzyłam na niego, gdy ten ściągał z siebie koszulkę. Przyciągnęłam go ponownie, nie mogłam dłużej znieść, że znajdował się tak daleko ode mnie. Scott jednak rozpoczął wędrówkę swoich ust wzdłuż mojej szyji, później zjechał na linię obojczyków by zatrzymać się na koronce stanika. Wiłam się pod nim, pragnęłam go już tak długo, zniecierpliwiona wyszeptałam.
-Scott. - jęczałam błagalnie. Chłopak zjechał niżej, zsuwając ze mnie spodnie. Ponagliłam go ponownie wymawiając jego imię, byłam na niego, aż nadto gotowa.
Chłopak spełnił moje błagania i wypełnił mnie całą sobą. Oplotłam go nogami w pasie nie przestając go całować, pragnęłam go jeszcze bliżej siebie, choć nie dzieliliły nas nawet milimetry.

Leżeliśmy w łóżku patrząc sobie w oczy. Z jego wzroku mogłam wyczytać wszystko.
Tęsknotę
Żądze
Ale również smutek.
-I co teraz będzie? - zapytałam szeptem. Patrzyłam wprost w szare teńczówki oczu. Ile razy wyobrażałam sobie, właśnie tę chwilę, gdy leżymy wspólnie, ciało przy ciele, jak patrzę na jego idealnie wyrzeźbione mięśnie i błądzę po nich palcami, a on robi to samo ze mną... Mam dziwne wrażenie, a raczej obawę, że ten piękny czar pod którym się znajdujemy zaraz pryśnie, a my znów zostaniemy rozdzieleni...
-Hej... - poczułam dłoń na policzku. Uniósłam wzrok, który do tej pory spoczywał na piersi chłopaka.
-Hm? - mruknęłam przygnębiona.
-Posmutniałaś. - stwierdził. - O czym myślisz? - zapytał, nie przestając głaskać mnie palcem delikatnie po twarzy.
-Ja po prostu nie wiem co z tego będzie...
-Masz na myśli co będzie z nami? - pokiwałam głową twierdząco.
-Nie jestem w stanie na dzień dzisiejszy powiedzieć jaki mam plan jeśli chodzi o mojego ojca, ale mogę Cię zapewnić, że będę walczyć o Ciebie. - uśmiechnęłam się smutno. Wiem, że Scott będzie robił wszystko, żeby móc być ze mną, ale co dokładnie będzie musiał poświęcić?
-Nie możesz po prostu iść do niego i powiedzieć, że nie jesteś z Lisą?
Tutaj nie praktykuje się aranżacji małżeństw. - chłopak wygiął lekko usta coś na podobieństwo uśmiechu, jednak nie do końca mu się udało.
-Mój ojciec nie jest staromodny, jeśli to masz na myśli. Jemu zależy wyłącznie na wynikających z tego związku korzyściach. Dla obu stron zresztą.
-I co ty chcesz tak zwyczajnie na to przystać? - odchyliłam głowę w tył, przerywając tym samym z nim kontakt fizyczny.
-Mówiłem Ci już, że pragnę być z Tobą Bianko... Nie wiem tylko, jak to rozegrać. - westchnęłam głośno. Obydwoje byliśmy bezradni. Ta cała sytuacja była chora. Jak ojciec może wymagać czegoś takiego od własnego syna?
-A Lisa nie może powiedzieć, że Ciebie nie chce?
-Może, ale nie wiem czy tego nie chce...-wytrzeszczyłam oczy. Że jak? Czy ja się przesłyszałam?
Fala ciśnienia uderzyła mnie w głowę. Zrobiło mi się gorąco.
-Że co kuźwa? Masz na myśli, że Lisa chce z Tobą być? - byłam wściekła, podniosłam się lekko, wciąż oparta na rękach i patrzyłam na niego gniewnie. Miałam ochotę go zabić.
-Mówię tylko, że jestem taki zajebisty, że każda chciałaby mnie za męża... - chłopak uśmiechnął się głupio. Czy on właśnie teraz żarty sobie robił? Serio?
-Ty kretynie. - walnęłam go mocno w ramię za jego głupie żarty. Chłopak skrzywił się teatralnie i potarł ramię dłonią, śmiejąc się  przy tym głośno.
-Głupek jesteś. - zaśmiałam się wesoło.
-Ale sexy. - poruszył zabawnie brwiami.
-Ale mój. - poprawiłam go, na co chłopak przyciągnął mnie do siebie, całkowicie rozładowując napięcie.

I kto domyślał się, że Bianka stoi przed drzwiami Scotta? Napiszcie w komentarzu, zobaczyny ilu z Was miało rację 😁😁 
Poza tym ⬇️

Kochani wybaczcie, że musieliście długo czekać na kolejny rozdział i że ten jest dosyć krótki, jednak kompletnie nie mam weny do pisania, mam zbyt wiele na głowie ostanio, dodatkowo próbuje poprawić troszkę pierwsze rozdziały. Następny rozdział będzie po świętach, jeśli uda mi się go napisać wcześniej w co wątpię to opublikuje go naturalnie też wcześniej, jednak nastawcie się na ten późniejszy termin.

Tymczasem pozdrawiam Was serdecznie i do usłyszenia w komentarzach
🖐️Pa.



Walczę o Ciebie!Where stories live. Discover now