Rozdział 35

7.6K 221 14
                                    

Po paru dniach siedzenia w domu Carmen namówiła mnie do wyjścia.
Damien urządzał grilla, zapraszał mnie, gdy był u mnie przedwczoraj, jednak wtedy odmówiłam, ale dziś przyjaciółka zdołała mnie namówić.
Od pięciu dni nie widziałam Scotta, nie odezwał się ani razu, trochę byłam tym faktem zawiedziona, myślałam, że będzie pisać albo coś, ale tak się nie stało, cóż przecież sama tego chciałam, nie mogłam oczekiwać, że Scott będzie za mną się uganiał jak pies, tym bardziej że jasno dałam mu do zrozumienia, że tego nie chce.
Dzisiaj na grillu zobaczę go pierwszy raz od paru dni na żywo, bo mój umysł imaginował sobie jego postać wiele razy.
Ubrałam się zwyczajnie, nawet się zanadto nie malowałam, nie chciałam się, chociażby przypadkiem wyróżnić z tłumu. Przyjaciele wiedzieli, że coś się wydarzyło, co miało związek ze Scottem, ale nie wielu wie, co tak naprawdę się stało i kto brał w tym udział. Tak też, było najlepiej.

-Jesteś gotowa? - pyta Carmen, leżąc na moim łóżku z komórką w dłoni. 
-Tak, możemy iść. - odpowiedziałam, zabierając z biurka telefon, który pożyczyła mi Carmen do czasu, aż nie będę miała własnego. Moja komórka przepadła gdzieś u Alessio.
Zeszłyśmy na dół, po drodze mijając moją mamę.

-Gdzie się wybieracie? - zapytała ciekawa.
-Na grilla. - odpowiedziałam.
-Mój kuzyn robi grilla. - dodała Carmen.
-Twój kuzyn? Nie wiedziałam, że masz tutaj jeszcze rodzinę. - powiedziała zaciekawiona mama.
-Tak, przyjechali tutaj jakiś czas temu. - przyjaciółka, uśmiechnęła się pogodnie.
-Dobrze, to idźcie, tylko Bianka uważaj na siebie, proszę. - wywróciłam oczami.
-Dobrze mamo, wiem.
-Nie rób tego czegoś, tymi oczami, bo tego nie lubię. - skomentowała mama.
-Dobrze, już dobrze. Do późnej, pa. - powiedziałam i pociągam Carmen za sobą. Dziewczyna krzyknęła na odchodne pożegnanie i wyszłyśmy z domu.
-Widziałaś się ze Scottem? - pytam nagle.
-Tak, widziałam go parę razy. - odpowiedziała Carmen, huśtając kluczykami od samochodu na palcu.
-Jak się miewa? - zapytałam ciekawa.
-Nie przyjaźnimy się aż tak, żeby się go zapytać, jak się czuje, po tym, jak go przy Damianie rzuciłaś.
Mogę tylko sobie wyobrażać, że jego duma została trochę urażona, ale w sumie nie wyglądał na kogoś, kto cierpi. - powiedziała i zamknęła za sobą drzwi od kierowcy.
-Ok. To chyba dobrze. - powiedziałam, zapinając pas bezpieczeństwa.
-Chyba tak. - spojrzała na mnie. Pokiwała głową.
-Co tak kiwasz głową? - pytam.
-Po co ty się tak dręczysz? - odjechała spod mojego domu.
-Nie dręczę, tylko byłam ciekawa. - dziewczyna ponownie to zrobiła.
-Przestaniesz już? Żałuję, że się w ogóle zapytałam. - naburmuszona oparłam się o siedzenie.
-Bianka czego ty się spodziewałaś? - pyta, śmiejąc się cicho.
-Nie wiem. - powiedziałam zrezygnowana.
-Przecież to jest Scott. On ma wszystko i wszystkich w dupie. Myślałaś, że będzie płakał?
-Trochę Cię ponosi. - powiedziałam sucho. Wiedziałam, jaki jest Scott, a ona wcale nie musiała być taka dosadna.
-Masakra. - powiedziała krótko.
-Nie mam zamiaru się z Tobą kłócić. - powiedziałam, patrząc przez szybę. Dziewczyna była skupiona na drodze.
-Ja też nie chce się kłócić, tylko chce, abyś w końcu pojęła, że chłopaki takie jak Scott nie będą się uganiać za dziewczynami i przynoszą tylko problemy. Co do problemów chyba już się przekonałaś na własnej skórze.
-On chciał mnie chronić, nie pozwoliłby, żeby coś mi się stało.
-Bianka, przejrzyj na oczy... Nie uważam, że chciałby, abyś miała kłopoty, ale on sam je na ciebie sprowadza. To wszystko jest jak jakaś telenowela.
-Nie przesadzaj, nie spałam jeszcze ze stryjecznym wujkiem jego ciotecznej matki. - Obydwie wybuchnęłyśmy głośnym śmiechem. Rozluźniło to trochę atmosferę panującą między nami.
-Fakt. Wiesz, że zapewne on też tam będzie? - popatrzyła na mnie ukradkiem.
-Wiem. - spojrzałam na komórkę.
-I jak twoim zdaniem będzie wyglądać wasze spotkanie.
-Normalnie, a czego ty się spodziewasz. - zaśmiałam się.
-Nie wiem, tyle że ilekroć się widzicie to albo o mało się nie bzykacie przy wszystkich, albo docinacie sobie.
-Będzie normalnie. - zapewniłam. Po co ona wspominała o bzykaniu Scotta? Teraz mam ten obraz w głowie.
-Zobaczymy, jeśli jednak znowu będzie jakaś akcja i będziesz chciała zaraz wracać, to wracasz na piechotę. - uprzedziła.
-Carmen, my się rozstaliśmy w zgodzie, nie jesteśmy pokłóceni. Nie będzie żadnej akcji. - bawiłam się w dalszym ciągu komórką, licząc, że przyjaciółka da mi już spokój.
-Jesteś przygotowana na to, że może z kimś tam być? - milczałam chwilę. Czy byłam na taką ewentualność przygotowana? Nie sądzę.
-Pewnie. - powiedziałam. Na pewno Scott przez parę dni nie znalazł sobie nowej dziewczyny... CHYBA.
-Jasne... - powiedziała.

Walczę o Ciebie!Where stories live. Discover now