Rozdział 37

6.5K 188 8
                                    


Przez cały kolejny tydzień w szkole, Carmen nieustanie próbowała mnie namówić, abym dołączyła do nich dzisiaj i poszła na kolejną walkę Scotta w podziemiach.
Oczywiście stanowczo odmówiłam, nie mialam ochoty więcej tam przychodzić. Tym bardziej po tym wszystkim co mnie spotkało.
Myślałam, że Scott już zrezygnował z walk, myślałam, że dzięki jego ojcu i tym co zrobił z Ricardo, więcej nie będzie musiał ani chciał dalej walczyć. Jak widać, byłam w błędzie.

-Napewno nie chcesz pójść? - pyta ponownie przyjaciółka, gdy wychodzimy ze szkoły.
-Nie chcę. Sama mówiłaś, żebym dała sobie spokój ze Scottem, więc po co nalegasz, abym do was dołączyła. - odpowiadam.
-Nie chodzi o Scotta, dalej jestem tego zdania, że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi. Chciałam, żebyś trochę się zabawiła i spędziła czas z resztą nie tylko z Damienem.
-A teraz do czego dążysz?
-Do niczego, po prostu zauważyłam, że ostatnio dużo czasu spędzacie razem. - uśmiechnęła się.
-A ja Ci już pięćset razy mówiłam, że się przyjaźnimy i nic poza tym. To co było miedzy nami szybko się skończyło i lepiej jest tak jak jest, poza tym spotykamy się praktycznie wyłącznie na treningach.
-Tom mówił, że Damien ciągle gdzieś znika. Nie przesiaduje wieczorami z nimi jak to było zazwyczaj.
-U mnie go nie ma, jeśli o to pytasz.
-Myślisz, że się z kimś spotyka? - zapytała.
-Nie wiem, podpytam się, ale skoro ukrywa to przed kumplami, wątpię aby mnie coś powiedział.
-Dobra, wracając do walki... - westchnęłam ciężko. - Po walce idziemy do baru, przyjdziesz? - kontynuowała Carmen.
-Do baru mogę pójść, ale do podziemi więcej nie pójdę, więc mnie nie namawiaj. - powiedziałam stanowczo, aby w końcu zakończyć ten temat.
-Dobrze, już dobrze. - dziewczyna otworzyła drzwi do swojego auta, rzuciła torbę na tylnie siedzenie, po czym rozsiadła się za kierownicą, ja zrobiłam to samo na miejscu pasażera.

Przyszedł wieczór, wyszykowana wychodzę i wchodzę do taksówki, która juz czekała na mnie pod domem. Wiezie mnie do centrum miasteczka do jednego z trzech barów w naszej okolicy. Zatrzymuje się, więc wysiadam. Przed barem stoi Damien w towarzystwie Lisy i Jacoba. Przewróciłam oczami, widząc uśmiechniętą Lisę. Jak ja jej nie lubię i nie tylko dlatego, że od początku mieszała się między mną a Damiena, ale również bo włuczyła się za Scottem. Ze sztucznym uśmiechem na ustach podchodzę bliżej i potykam się o zawinięty róg dywanu przed wejściem.
-Uważaj trochę niezdaro. - podchodzi do mnie Damien śmiejąc się.
-Cóż za dama. - słyszę głos jedzy, ale nie daje się sprowokować. Czy tak już będzie zawsze? Myślę przez moment.
Damien zostawia Jacoba z Lisą na zewnątrz i idzie ze mną do środka. Prowadzi mnie przez zatłoczony i głośny lokal. Krzycząc, że Scott wygrał walkę. Innego werdyktu się nie spodziewałam.
Widzę Carmen w boksie obok Toma, gdy mnie widzi, przepycha się przez Toma, po czym rzuca mi się na szyję.
-Kupę lat. - mówię rozbawiona. Carmen krzyczy mi do ucha, że Scott wygrał walkę i musimy to opić. Czuć od niej woń mocnego alkoholu. Witam się z pozostałymi i siadam na wolnym miejscu. Scotta jak narazie nie widzę.
Szybko przede mną Damien stawia drinka po czym znowu odchodzi. Wraca po chwili z Jacobem i Lisą.
Lisą wsuwa się obok mnie czym mnie trochę zaskakuje. Robię jej więcej miejsca przysuwając się do Carmen. Przyjaciółka w zaskakującym tempie opróżnia kolejną szklankę i karci mnie, że moja jeszcze jest do połowy.
Nie powinnam ulegać presji grupy, ale robię to i wielkim chaustem opróżniam naczynie przede mną. Carmen wyje mi do ucha śpiewając ulubioną piosenkę.
-Jezu od jak dawna tu jesteście, że ona jest w takim stanie? - zwracam się do Toma.
-Od jakiś dwóch godzin. - odpowiada mi Lisa nie pytana. Zakańczam tym rozmowę.
Mija dłuższa chwila, a może parę godzin. Sama nie wiem, odpuściłam sobie trochę i jutro będę żałować, że wypiłam tyle tego wszystkiego co mi podsuwali.
Tańczyłam z Carmen na środku sali, aż już nie miałam sił. Wróciłam do boksu gdzie siedział Damien. Przykleiłam się do niego, głośno oddychając.
-Potańczyłaś trochę? - pyta patrząc na mnie z góry.
-Dlaczego ze mną nie jesteś. - wyrywa się mi, pytanie zaskakuje chłopaka.
-Jesteś pijana Bianka.
-Owszem, ale odpowiedz. - patrzę na niego.
-Dałaś mi kosza. - Damien Śmieje się.
-Fakt, byłeś dupkiem. Wszyscy jesteście. - żale się.
-Już nie pij więcej. Bo zaraz dowiemy się jeszcze o tobie dziwnych rzeczy, albo zaczniesz nam wszystkim wszystko wytykać. - mówi rozbawiony, a ja dostaje czkawki.
-Ide siku. - mówię głośno.
-W trafisz czy Cię zaprowadzić? - pyta Damien.
-Spokojnie, sama w trafię. Nie jestem pijana.
-Ok, to idź, bo słyszałem, że pijane osoby nie trzymają moczu, chyba nie chcemy mieć tu kałuży.
-Racja. - podnoszę kciuk, po czyn odwracam się i podążam w kierunku łazienek.
Wychodzę na przedsionek, po czym opieram czoło o zimną ścianę i czekam w kolejce.
-Bianka? - słyszę znajomy głos, obracam się lekko i widzę stojącego za mną Scotta. - Co robisz? - pyta.
-Sikam. - bełkocze. Chłopak Śmieje się podchodzi bliżej i łapie mnie za ramię.
-Jesteś pijana. - stwierdza.
-Ale ty jesteś bystry. - burknęłam.
-I zła. - dopowiada.
-Nie jestem zła. - patrzę mu w oczy. - Gratuluję wygranej. - mówię i uśmiecham się. W jego szarych oczach widać rozbawione iskierki. Opieram się mocno o ścianę, kręci mi się w głowie. Scott podchodzi do mnie i mnie podtrzymuje.
-Kto Ci pozwolił się tak upić. - kiwa głową zatroskany. Opieram głowę o jego ramię. Wdycham mocno jego zapach.
-Ładnie pachniesz. - szepcze, Scott spogląda na mnie, jego oczy stają się ciemniejsze. Nachylam się bardziej i całuję go w usta. Czuję jak jego ręce zaciskają się na mnie, co ośmiela mnie bardziej. Chłopak się nie rusza, nie pogłębia pocałunku, ale się nie odsuwa.
-Bianka... - szepcze ciche ostrzeżenie. Odchylam się i ponownie opieram głowę o jego ramię.
Po chwili drzwi od ubikacji się otwierają, więc wchodzę do środka.
Załatwiam potrzebę, po czym przyglądam się w lustrze. Przemywam twarz parę razy zimną wodą, co przynosi mi nie małą ulgę.
Wychodzę i widzę, że Scott oparty nogą o ścianę czeka na mnie.
-Lepiej? - pyta.
-Tak, czuję się pusta. - Śmieje się do niego.
Dołączamy do reszty i zasiadamy wspólnie do boksu. Damien przynosi mi butelkę zimnej wody.
-Jesteś wspaniały. - mówię i odrazu zaczynam sączyć napój.
Do końca naszego pobytu w barze nie piłam już alkoholu. Kac przyszedł szybciej niż myślałam. Było mi nie dobrze i bolała mnie głowa. Pozwoliłam się odwieźć Damienowi do domu. W aucie zasypiałam na oparciu siedzenia, piszcząca Carmen obok i roześmiany Tom byli tym razem dla mnie najgorszym towarzystwem na świecie. Pragnęłam znaleźć się jak najszybciej w swoim cichym pokoju i pod cieplutką kołderką.
Wyczłapałam się z auta, przekonując Damiena, że napewno dam sobie radę. Po chwili odjechali i nastała długo oczekiwana cisza. Nie miałam na nic sił, pragnęłam  wyłącznie położyć się do łóżka.

Witajcie, przychodzę do Was z długo oczekiwanym rozdziałem. Miał być o wiele wcześniej  ale nie potrafiłam niczego skleić, totalny brak weny. Podchodziłam do tego rozdziału parę razy i za każdym razem wszystko kasowalam... ale kryzys chyba zażegnany na jakiś czas 😅.
Pozdrawiam i ściskam Was cieplutko.

Walczę o Ciebie!Where stories live. Discover now