Rozdział 1

48K 1K 261
                                    

-Dawaj, no chodź, bo się spóźnimy.- Ponagla mnie przyjaciółka. Dziewczyna stoi gotowa w progu pokoju, zawijając sobie jedno z długich pasm blond włosów na palec wskazujący i patrzy na mnie karcąco. Carmen nie nawiedziła się spóźniać.

Ja niestety odziedziczyłam tę niewdzięczną cechę w genach.

-Przypomnij mi jeszcze raz, kogo ty chcesz dzisiaj dopingować? – ciągnęłam za język, odrobinę zła, że dziewczyna nie do końca wyjaśniła mi gdzie zmierzamy, a moja silnie wykształcona zorganizowana część osobowości, domagała się konkretnych szczegółów, żadnej spontaniczności

-Mojego kuzyna, mam wejściówki od niego. - Powiedziała bardzo podekscytowana, lekko się rozluźniając. Wiedziałam, że zostało mi nie wiele czasu, aż ta punktualna wariatka zacznie ponownie się wściekać, więc prędko zgarnęłam telefon z biurka, chowając go bezpiecznie w małej torebce z przędzy w kolorze butelkowej zieleni.

-Nie podoba mi się to, że nie wiem, gdzie idę.- podchodzę do blondynki, ogarniam ostatni raz pokój i schodzimy schodami w dół.- Dlaczego właściwie wcześniej nic nie słyszałam o tej walce? - Zapytałam podejrzliwie. Na pewno wpakuje nas w jakieś tarapaty, miała do tego po prostu dar.

- Nie marudź, chodź już w końcu... - przewróciłam oczami. Blondynka pociągła mnie za rękę w stronę drzwi wyjściowych. Pospiesznie zgasiłam światło w salonie i zatrzasnęłam za nami głośno drzwi, zostawiając klucze pod żółtą żabą w ogródku. Gdybym je zgubiła, musiałabym się grubo przed rodzicami tłumaczyć, tymczasem, gdy oni są w pracy na nockach, a klucze bezpiecznie schowane pod ceramiką, mogę bez większych obaw towarzyszyć Carmen dzisiejszego wieczoru.

Wsiadłyśmy do czerwonego Alfa Romeo Spider, następnie pospiesznie ruszyliśmy w trasę.

Jechałyśmy piętnaście minut po głównej drodze w kierunku wyjazdu z miasta, parę kilometrów za znakiem z nazwą miejscowości, skręciłyśmy w wąską leśną ścieżkę. Przyjaciółka wjeżdżała coraz głębiej w las, a ja miałam wrażenie, że zaraz wybiegnie nam przed maskę dzikie zwierzę.

Co prawda prędkość nie była zawrotna jednak wystarczająca, aby uderzający w nas ssak mógł dotkliwie poturbować pojazd i wystraszyć nas na śmierć. Moim zdaniem powinniśmy jechać o wiele wolniej, ale nie chciałam zwracać Carmen uwagi, strasznie się w tedy irytowała , zresztą według przyjaciółki i każdego innego kierowcy, z którym miałam przyjemność jechać, włączając w to moich rodziców, jako osoba bez uprawnień powinnam milczeć I być wdzięczna, że ktoś wiezie mi tyłek, jednak mój analityczny umysł, nie potrafi przestać tworzyć scenariusze.

Samochód nagle podskakuje gwałtownie, gdy na coś najeżdżamy, zerkam na twarz dziewczyny, po czym samochód ponownie podskakuje. Przy tak wyczynowej jeździe, Carmen zaraz urwie zawieszenie na wystających z ziemi potężnych korzeniach drzew, powinna stosowniej dopasować prędkość jazdy do panujących warunków ale co ja tam wiem.

- Powiesz mi w końcu, gdzie jedziemy ? – dopytuję. Nie miałam nic przeciwko walk... Chyba... W sumie nigdy nawet żadnej nie widziałam, ale czułabym się pewniej, gdybym chociaż znała cel naszej podróży.

- Za chwilę będziemy na miejscu. - odpowiedziała, dalej skupiona na drodze. Patrzyłam w głęboką ciemność za oknem, lecz w szybie widziałam jedynie lekkie odbicie mnie samej. Oczy podkreślone brązową kredką, mocniej niż to robię zazwyczaj, wizualnie je pomniejszały, co akurat było zamierzone. Od zawsze moje oczy zdawały się być zbyt duże, całkowicie nie pasowały do drobnej i wąskiej twarzy, niczym u sarny. Wyregulowane oraz mocno podkreślone brwi wraz z pomalowanymi ustami matową szminką tworzyły spójną całość i dodawały mi odrobinę pikanterii, a moja zwiewna sukienka w kwiaty polne dodawała mi delikatności i lekkości co wspólnie z makijażem dawało efektowny rezultat.

Walczę o Ciebie!Where stories live. Discover now