Rozdział 21
Zapukałam mocno w drzwi od kanciapy Ryszarda, nie mogąc powstrzymać cisnącego się na moją twarz szerokiego i niedowierzającego uśmiechu.
Odczekałam parę sekund i nie będąc zdziwioną, że nie uzyskałam pozwolenia weszłam jak do siebie, rozpościerając szeroko ręce i gotowa wykrzyczeć na cały posterunek radosną nowinę.
Już miałam to robić, tylko zatrzymał mnie w moich zamierzeniach jeden mały...szczególik.
Na wielkim fotelu Ryszarda, obsmarowanym niezliczoną ilością spadającej kruszonki z jabłecznika i tłustymi frytkami nie siedział, jak to zawsze bywało, Ryszard.
Tylko jakiś piwnooki blondyn, o złotawej opaleniźnie, w mundurze aspiranta, opinającym mu świetnie bicepsy i który właśnie spoglądał na mnie z rozbawieniem przeplatanym niezręcznością.
Ręce, które nadal trzymałam wysoko w górze szybko złączyłam za plecami, przybrałam jeden z najgłupszych zdezorientowanych uśmiechów i odchrząknęłam głośno.
- Eee – zaczęłam zmieszana i spoglądnęłam na nadal otwarte drzwi i napis na nich. Nie, jak byk było napisane „Komendant Ryszard Valencia”. - Co pan tu robi?
Mężczyzna w moim wieku przekrzywił głowę i obdarzył mnie szerokim, miłym uśmiechem.
- Łukasz Miller, jestem tutaj nowym aspirantem – wstał i wysunął prawą dłoń w moją stronę z nadal uśmiechem prosto z reklamy pasty do zębów.
Zerknęłam szybko na biurko Ryszarda i teczki, którymi było zawalone. Czegoś szukał, ale dziwne było to, że akurat tutaj, w pokoju Ryszarda. Jego gabinet nie jest jakimś wielce strzeżonym miejscem, ale nie zwykł tu wpuszczać swoich podwładnych. Kopie wszystkich akt znajdują się w innym pomieszczeniu. Więc co tu robił taki świeżak, jakim był Łukasz Miller?
Odwzajemniłam uśmiech i podeszłam do niego, podając mu rękę.
- Joanna Walicka, eee...- zmrużyłam oczy, nie wiedząc jak się do końca przedstawić. - Przyszłam do Ryszarda – oznajmiłam.
- Tak myślałem, zaraz tutaj powinien być – powiedział i usiadł z powrotem na fotelu, wracając do papierów. Westchnęłam cicho. Może pójdę do Julii i tam poczekam na Ryszarda? - Proszę, niech pani usiądzie – powiedział wskazując na krzesło naprzeciwko jego.
Uh, te okropne, drewniane krzesło.
- Jaka pani, Asia jestem – bąknęłam pod nosem.
Przyodział kolejny uśmiech, tym razem wydobywając z siebie także cichy śmiech.
- No tak, przepraszam – odpowiedział, a mi zrobiło się niewyobrażalnie głupio. Był zbyt kulturalny. Jakbym oglądała wyreżyserowany, pouczający serial o tym, jak się zachowywać wśród gości.
- I postoję sobie, to wygodniejsze niż to krzesło – mruknęłam.
Zerknął na mnie, zakładając długopis za ucho.
- A myślałem, że tylko mnie boli kość ogonowa jak na nim siadam.
Zachichotałam, nie mogąc nie przyznać mu racji.
- Żeby tylko kość ogonowa – prychnęłam.
Roześmiał się, mrużąc oczy.
- Wiesz, skądś cię kojarzę – stwierdził po chwili.
Zmarszczyłam nos, przyglądając się mu uważniej.
- Niemożliwe.
- Czemu? Nie jesteś stąd?
YOU ARE READING
(nie)zaplanowane
RomanceZłe miejsce, zła pora - to spotkało Asię Walicką. A potem jest już tylko gorzej. Asia - z natury wesoła, sarkastyczna i z niewyparzoną buzią musi zmierzyć się z konsekwencjami zdarzenia, którego była świadkiem. Złe decyzje, zła przyszłość - to spot...