Rozdział 35

4.6K 570 50
                                    

Ha.

Jestem genialna.

Siedziałam właśnie w gabinecie Jakuba, a mój uśmieszek był zaraźliwy.

Szybko uznałam, że muszę wykonać ten wywiad, więc znalazłam idealne rozwiązanie. Odpowiadającym będzie Jezierski, tylko że nie Mateusz, a Jakub.

Taki mały szczegół.

Rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Było odbiciem lustrzanym gabinetu Mateusza. To, co było u Mateusza po lewej stronie, u Jakuba było po prawej i na odwrót.

Westchnęłam i zaczęłam bujać nogą.

Nie, nie byłam w ciąży. Szybko zrobiłam test i wyszło, że nie mam w sobie małego Jezierskiego. Lub Jezierską.

O Boże, ale by była katastrofa. Zostałabym panną z dzieckiem, matka dostałaby udaru i nawet gdyby jej się polepszyło, to targnęłaby się na swoje życie. Już niemal słyszałam jej przepełniony paniką głos „Co ludzie powiedzą?".

Tak, to była chyba jej największa wada. Ceniła opinie ludzi bardziej od zdania własnej rodziny co zawsze doprowadzało mnie do szału.

I, abstrahując już od zachowania mojej matki, najzwyczajniej w świecie wizja urodzenia dziecka Mateusza mnie przerażała, co było chyba normalne. Przerażałaby, nawet gdybym nie dowiedziała się o tym wszystkim a co powiedzieć teraz, kiedy go unikam i nie chcę go znać.

- To było sprytne z twojej strony – usłyszałam cichy i melodyjny ton głosu Mateusza.

Zamknęłam oczy, przeklinając w duchu.

Wiedziałam, że to było zbyt proste, aby się udało.

Po prostu wiedziałam.

Nie spojrzałam na niego, kiedy obszedł biurko Kuby (tego zdrajcy) i stanął za nim, opierając dłonie o blat.

- Najwyraźniej nie – mruknęłam pod nosem, plując sobie w brodę, że zapędziłam się w tę pułapkę. No przecież byli braćmi! Jasne, że sobie pomagali.

- Myślałaś, że naprawdę się nie dowiem, że tu jesteś? - spytał, a ja już dłużej nie wytrzymałam. Spojrzałam mu prosto w oczy z pogardą i wstrętem.

Jak on mógł teraz tak po prostu sobie ze mną gawędzić? Jak mógł tu przychodzić? Jak mógł spojrzeć mi w oczy, do jasnej cholery?!

Myślałam, że mój wzrok nie zrobi na niego wielkiego wrażenia, ale tym razem było inaczej.

Rozszerzył nieco oczy, zaskoczony moim uporem i otworzył usta bezmyślnie.

- Naprawdę masz czelność mnie nachodzić? - spytałam retorycznie i bez oznaki emocji.- Wiesz, wiedziałam, że jesteś aroganckim dupkiem, ale to, co robisz stawia cię kompletnie na innym poziomie łajdactwa – oznajmiłam ostro, nadal idealnie udawało mi się nie ukazywać emocji, które we mnie buzowały.

A było ich sporo.

Złość na niego szybko mi wróciła. Na siebie także. Żal, poczucie zdrady i smutek.

I złość po raz kolejny.

Wszystko powróciło jak bumerang kiedy tylko na niego spojrzałam. Na Mateusza, do którego pewna część mnie nadal wyskakiwała i pragnęła być koło niego. Nawet, kiedy jedyne co robiliśmy to dogryzanie sobie. Ale było to jakąś formą przebywania ze sobą. Naszą formą. Naszym sposobem.

Obserwowałam go długo. Wysokiego, pewnego siebie ale milczącego, z parudniowym zarostem, ze zmęczonymi, zgaszonymi oczami, które były teraz wypełnione zwykłą skruchą i żalem.

(nie)zaplanowaneOù les histoires vivent. Découvrez maintenant