Rozdział 20

6.4K 685 41
                                    

Rozdział 20

Wytarłam spocone dłonie o spódnice, co nie przyniosło długotrwałego efektu. Po dwóch sekundach znów stały się lepkie.

Uniosłam głowę do góry i wydobywając z siebie głośne westchnięcie uświadomiłam sobie, że to wszystko dzieje się naprawdę.

Mimo, że podziwiany przeze mnie wieżowiec nie był najwyższy wśród wszystkich warszawskich drapaczy chmur, to i tak nie dałam rady zobaczyć jego końcówki. Budynek był w pełni oszklony, nowoczesny, a wszyscy wchodzący i wychodzący z niego wyglądali nienagannie, czyli zupełnie nie jak ja.

Co prawda i tak wspięłam się na wyżyny elegancji, kupując garsonkę za trzysta złotych, jednak była ze zwykłej sieciówki. A butami, które miałam na sobie mogła się pochwalić prawie każda kobieta na ziemi. Był to ten typ szpilek, ten przeznaczony na jeden, jedyny raz, na sytuację zaistniałą znienacka, ten, który potem miał zostać wrzucony na sam koniec szafy, bo nie kłamiąc, nie były to najpiękniejsze buty, a akurat w czasie kupna nie śmierdziało się groszem, i wreszcie, ten typ szpilek, który mimo tego wszystkiego i mimo upływu lat, nadal się zakłada.

Kobieca logika, coś tak prostego, prawda?

Mój wzrok powędrował w stronę srebrnej tablicy, zawieszonej na głównej ścianie budynku. Wśród wykutych czarną czcionką słów, odnalazłam tę nazwę, której szukałam.

Gazeta Republika.

Prestiżowe pismo i wymarzone miejsce pracy każdego studenta dziennikarstwa. I ja nie byłam wyjątkiem. To tutaj chciałam pracować, to tutaj chciałam odbyć staż. Ani na staż, ani do pracy się nie dostałam, więc musiałam przyjąć taką ofertę, jaka była tylko po to, aby pracować w zawodzie. Czyli podjęłam się pracy, jako podwładna Sumara.

Skrzywiłam się, jednak o dziwo nie poczułam wielkiego zniechęcenia czy nieodpartej chęci na zakopanie się w ciepłej kołdrze na kanapie w salonie tak, jak bywało to przez ostatnie dwa lata. Poczułam... spokój.

Spokój, bo być może wczoraj był ostatnim dniem, który spędziłam w Teraz&Dziś. Spokój, bo pięć dni temu, w poniedziałek, opublikowano mój artykuł o Jerzym Dąbrowskim. Spokój, bo okazał się strzałem w dziesiątkę. Spokój, bo od tamtej pory moja komórka nie przestawała dzwonić. Spokój, bo Sumar nie uśmiechał się już do mnie szyderczo, a jego szef zaprosił mnie do swojego gabinetu i pogratulował tak dobrego artykułu oraz oznajmił, że ma nadzieję, że taki talent jaki we mnie drzemie, będzie nadal się rozwijał w Teraz&Dziś pod czujnym okiem Sumara. Spokój, bo godzinę po tym spotkaniu dostałam dwie oferty pracy. Spokój, bo wiedziałam że z nich skorzystam.

A potem było już tylko lepiej. I stoję teraz tutaj, jest piątek, godzina 10:38, i za dwadzieścia dwie minuty mam rozmowę kwalifikacyjną z niejaką Julią, redaktor naczelną Gazety Republiki.

Pewnie plują sobie w twarz, że nie zatrudnili mnie te dwa lata temu. Zainkasowaliby teraz niezłą sumę, gdybym opublikowała historię Alicji i Dąbrowskiego pod ich skrzydłem.

Z drugiej strony może to nawet lepiej, że swoje pierwsze doświadczenia zdobyłam w Teraz&Dziś. Tam, nie byłam żadnym chłopczykiem na posyłki i od razu zaczęłam pisać artykuły. Co prawda niezbyt wysokiego lotu, ale wszyscy byliśmy sobie równi, wyłączając Sumara. Gdybym została wrzucona na głęboką wodę od razu po studiach do takiego pisma, jakim jest Gazeta Republiki to pewnie przez pół roku nie pozwoliliby mi dotknąć klawiatury komputera.

Ale teraz wszystko się zmieni.

Przymykając oczy usłyszałam dzwonek mojej komórki. Wyjęłam ją z torby i nie zwracając uwagi na numer, odebrałam połączenie:

(nie)zaplanowaneWhere stories live. Discover now