Rozdział 36

4.7K 593 66
                                    


Miesiąc później

- Co tam? - Łukasz zmaterializował się przy moim boku z chwilą kiedy tylko wyszłam od Ryszarda.

Uśmiechnęłam się na widok szerokiego wyszczerza i jego podekscytowania. Nie wiem czemu tak zawsze na mnie reagował, może mu się podobałam... bardzo, ale w każdym razie było to miłe i nauczyłam się nawet to doceniać.

- Nic nowego. A u ciebie?

- Jak to nic?

- No.. nic. Odkąd gadaliśmy ze sobą dwa dni temu, pamiętasz? No, nic się nie zmieniło od tamtej pory.

Z Łukaszem ostatnimi czasy... zakumplowaliśmy się, jeśli można tak powiedzieć. Częściej wpadałam na komisariat, a Łukasz jakimś sposobem zawsze znalazł czas na rozmowę ze mną.

Posłał mi zakłopotane spojrzenie.

- Ach, zapomniałem. U mnie... też w porządku. Ryszard rzucił palenie, odreagowuje to na nas wszystkich.

Zaśmiałam się kiedy w tym samym momencie usłyszałam jak Ryszard kogoś głośno opieprza.

- No tak, zauważyłam.

- Wiesz, pomyślałem sobie, że może... moglibyśmy... razem, hm, ty i ja znaczy się, no...

O mój Boże. Nie, nie mów tego.

- Łukasz, muszę lecie...

- Pójść na randkę? Dasz się zaprosić? - wykrztusił i odetchnął głęboko, jakby przebiegł właśnie maraton.

Julia podsłuchująca naszą rozmowę upuściła wielkiego eklera na dokumenty, na co zaklęła soczyście.

Przełknęłam ślinę nerwowo.

Chyba będę musiała dać jego numer Agnieszce, ona takiej okazji nie przepuści, natomiast ja...

Łukasz i ja to zły pomysł. Łukasz był zbyt miły. Zbyt... w porządku, zbyt ułożony. I nie w stylu pana Darcego, w ten szarmancki i męski sposób, tylko ten inny.

Ten, po którym wiedziałam, że do siebie nie pasujemy.

- Łukasz, wiesz, ja... nie mogę - wyjąkałam ze zbolałą miną.

Matka mnie zabije, jeśli się dowie. Aga też.

I cały wszechświat.

Traciłam szansę na stały związek z fajnym mężczyzną przez Jezierskiego, który przyczepił się do moich myśli jak rzep do psiego ogona.

Łajdak.

Łukasz zaśmiał się nerwowo i przytaknął szybko.

- Ach, rozumiem. No tak, przecież ty i Jezierski jesteście razem. Myślałem tylko, że... - Zacisnęłam zęby rozglądając się wkoło. - Ach, nieważne. Muszę wracać do pracy. Trzymaj się, Asiu.

Westchnęłam głośno, patrząc jak Łukasz ucieka w popłochu.

- Łukasz! - krzyknęłam, uśmiechając się najmilej jak tylko potrafiłam. Kiedy odwrócił się powiedziałam lekko: - Może kiedyś.

***

Wyjrzałam przez okno z upragnionego gabinetu i przez parę minut podziwiałam widok.

Skrzywiłam się po chwili.

Styczniowa aura, nieważne skąd obserwowałeś, zawsze była paskudna.

Święta się skończyły. Obżarstwo i nie przejmowanie się kaloriami, leniuchowanie całymi dniami i ten piękny świąteczny klimat - zniknął. Zniknął w tej samej chwili, w której uświadomiłeś sobie jak bardzo kochasz święta.

(nie)zaplanowaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz