Rozdział 40

4.2K 579 46
                                    

Mama przygotowała popcorn i rozanielona usiadła na swoim fotelu. Babcia siedziała obok, tym razem odstawiła krzyżówki na bok.

Obie przyglądały się telewizorowi z wypiekami na twarzy aż w końcu, nadszedł wyczekiwany moment.

Koncert Adele, transmitowany przez jedną z telewizji.

I mama, i babcia uniosły oczy i położyły dłoń na piersi z otwartymi z zachwytu ustami. Równie dobrze mogłam teraz zakomunikować mamie, że wychodzę za mąż a ta by nie zwróciła na to uwagi.

Mateusz pojawił się w salonie chwila po tym, jak Franek pobiegł na górę. Parę sekund później nachylił się do mojego ucha i powiedział:

- Chodź na dwór, przejdziemy się.

I nie czekając na moją odpowiedź odwrócił się na pięcie i skierował do korytarza.

Zmrużyłam oczy groźnie.

Jeszcze czego.

Wróciłam do oglądania Adele, kiedy mama nagle oznajmiła:

- Idź.

O proszę, a jednak nie straciła kontaktu z rzeczywistością. To się nazywa poświęcenie dla córki.

- Nie mam zamiaru – prychnęłam.

Wtedy oderwała spojrzenie od ekranu telewizora i grobowym tonem głosu dodała:

- Kunegunda.

Nie musiała mówić więcej. Zrozumiałam aluzję.

Aby dała mi już spokój i nie chcąc znosić jej pełnego wyrzutu spojrzenia przez kolejne dwie godziny ruszyłam tyłek z kanapy.

Ubrałam się szybko i wyszłam do czekającego na mnie na werandzie Mateusza.

- Nigdzie nie idę, za bardzo pada śnieg – mruknęłam na wstępie, stając z nim ramię w ramię.

Mateusz zaśmiał się cicho i obdarzył mnie ciepłym uśmiechem.

Ja za to nadal przypominałam Grumpy'ego cata.

Nagle wykonał szybki ruch i zanim się zorientowałam zaczął ciągnąć mnie za rękę do...

No, właśnie: gdzie?

- Mateusz! - syknęłam próbując postawić jakiś opór, ale nic nie pomagało. Mateusz nie używał teraz całej swojej mocy ale i tak był silniejszy.

- No chodź – mruknął rozbawiony i nieco zniecierpliwiony moją upartością.

- Ale co ty...- zanim dokończyłam zdążył się zatrzymać i zerknąć na mnie z szelmowskim błyskiem w oku.

Rozejrzałam się wkoło.

Staliśmy na środku mojego ogrodu, wszędzie było biało, a z uchylonego okna w salonie dość wyraźnie słyszało się początek piosenki „Hello".

- Słyszysz? - spytał, nadal zadziwiająco zadowolony z siebie. Przytaknęłam szybko. - To dobrze.

I wtedy wyciągnął dłoń przed siebie, położył ją pewnie na mojej talii, a drugą wsunął w moją i zaczął się bujać z gracją.

A przynajmniej próbował, bo ja nadal stałam jak kołek z otwartą buzią, nie rozumiejąc o co mu chodzi.

Tańczyć!

On chciał tańczyć.

- Zwariowałeś? Przecież sypie, przeziębimy się i... - zamilkłam kiedy posłał mi łagodny uśmiech połączony z niemą prośbą w oczach.

(nie)zaplanowaneWhere stories live. Discover now