Rozdział 15

7K 656 53
                                    

Rozdział 15

Opuszkami palców musnęłam delikatny materiał i rozglądnęłam się ostrożnie. Shelby Mustang GT500, którym teraz jechaliśmy miał w sobie wszystko czego można chcieć od samochodu. Wygodne siedzenia, skóry, świetne nagłośnienie, ogromne przyspieszenie, trzysta koni mechanicznych, a jadąc nim miało się uczucie, że żaden inny samochód na szosie nie sunie równie idealnie, jak on.

Wsiadłam do auta Mateusza z niesmakiem i naburmuszeniem na twarzy, ale z chwilą kiedy wgłębiłam się w fotel pasażera, na krótką sekundę (no dobra, trochę dłużej) to wszystko zmieniło się w zachwycenie. Kochałam stare, klasyczne samochody.

I oczywiście, że gdyby dano mi do wyboru ten Mustang a moją Honde, to bez mrugnięcia okiem wybrałabym Mustanga, jednak musiałabym zastanowić się nad tą umową gdyby do pakietu dawano Mateusza. A w tym przypadku tak właśnie było. Tuż po wyjściu od Ryszarda skierowaliśmy się na pobliski parking, gdzie zaparkowaliśmy swoje samochody, a tam tak, jakby ustalił to już dziesięć lat temu i jakby to był powszechnie znany fakt, mruknął tylko "Powinniśmy tam być za pół godziny". Wtedy przystanęłam, bo nie było takiej szansy na świecie, że moja Honda dojechałaby do wsi oddalonej o pięćdziesiąt kilometrów od Warszawy w pół godziny i wtedy Mateusz wszedł do Mustanga, otworzył mi drzwi od środka i tym aroganckim, i zarazem pospieszającym tonem głosu powiedział: "Wskakuj, nie muszę chyba prosić dwa razy, co?"

Faktycznie, nie musiał.

Zerknęłam w bok, na wysokie wieżowce wybudowane osiem lat temu, które właśnie mijaliśmy. Wieżowce, znajdujące się tuż obok bloków ciotki Oli. Wieżowce, które powstały na miejscu hali, w której zamordowano Ireneusza Bielskiego. Oprócz samych bloków, prawie nic się nie zmieniło.

Po tamtej nocy, osiem lat temu, byłam tutaj tylko raz, w pierwszą rocznicę. Pojechałam z ciekawości i bez wielkiego zaskoczenia odkryłam dwa, wysokie apartamentowce. Tak, jakby śmierć człowieka nie miała tu miejsca. Życie najzwyczajniej toczyło się dalej, a Bielski był oficjalnie uznany za mężczyznę, który znalazł się w złym miejscu o złej godzinie.

Nieprawdziwe, ale za to jakie wygodne.

Bielski nie był przypadkową ofiarą, tego byłam pewna. Przez te osiem lat próbowałam czegoś się dowiedzieć. O nim, o jego mordercach, o chłopaku, który mi pomógł. Jednak szybko zorientowałam się, że to jak szukanie igły w stogu siana. Bielski nie miał rodziny, był kawalerem. Był znany jako świetny księgowy, miał czyste papiery, firmy dla których pracował także; trójka zabójców była nie do odnalezienia, nawet nie widziałam ich twarzy; a ten chłopak? Pamiętałam tylko jakim był dla mnie oparciem, kiedy biegliśmy przed siebie i to jak bardzo, mimo jego zachowania, pragnął aby udało mi się uciec.

Wszystko zaczynało blaknąć we wspomnieniach, czasami tylko wracały wyraźnie w koszmarach, po których budziłam się cała spocona, ale kiedy tylko otwierałam oczy, każda scena znów zlewała się w jedno. Jedyne co z biegiem lat stawało się coraz bardziej wyraźne i dotkliwe, było poczucie winy.

Nic nie mogłam zrobić, tak. Ireneusz Bielski był przyczepiony kajdankami do rury, tak. Nikt nie mógł mu pomóc, policja nie przyjechałaby na czas. Tak, ja to wszystko wiedziałam, ale jakimś dziwnym sposobem, to nie pomagało.

To nie pomagało, bo jednocześnie miałam świadomość, że ludzie którzy go zabili nadal chodzą po wolności. Gdyby ich złapano, gdyby...

Byłby to jakiś rodzaj zadośćuczynienia. Uhonorowanie i pomszczenie śmierci Bielskiego.

Ale, jak nauczyło mnie te osiem lat, nic z tych rzeczy nie nastąpiło i prawdopodobnie nie nastąpi.

- O czym myślisz?

(nie)zaplanowaneWhere stories live. Discover now