Rozdział 43

4.1K 578 76
                                    

Byłam spokojna i trochę... obojętna.

W mojej głowie panowała pustka, a ręce przestały się pocić.

Może potrafiłam się opanować kiedy sytuacja tego wymagała, albo po prostu miałam już wszystkiego dość i mało rzeczy mogło mnie zaskoczyć.

W tym przypadku działo się to drugie.

Nie mogłam próbować wszystkiego racjonalizować ani szukać logiki, bo już dawno się przekonałam, że jej tutaj nie ma. Nie mogłam doszukiwać się prawdy na swoją rękę, bo obiecałam Ryszardowi.

Pozostał mi Mateusz i wiara w to, że w końcu czegoś się od niego dowiem.

Odetchnęłam głęboko, wpatrując się tępo w drzwi wyjściowe w których lada moment miał się pojawić Mateusz.

Wracał z Krakowa, a ja nie miałam zamiaru czekać i dać mu święty spokój. Nie w takiej sytuacji.

Od czego tu zacząć?

Sokołowski zlecił zabójstwo Bielskiego, bo ten miał obciążające go dokumenty. Niestety, nie obyło się bez świadków. Potem okazało się, że nic nie pamiętam. Sprawa ucichła, aż w końcu trafiła w ręce Ryszarda i wkrótce śledztwo zostało umorzone. Osiem lat później spotkałam Mateusza i nagle zaczynają się dziać dziwne rzeczy wokół mnie. Mateusz dostał zadanie od Sokoła, miał się dowiedzieć czy cokolwiek pamiętam z tamtej nocy. Czemu nie chciał mnie zabić? Ktoś taki jak Sokołowski nie miał skrupułów. A jednak, rozpoczęła się jakaś chora ciuciubabka. Mateusz zbliżył się do mnie, bo inaczej nic by ze mnie nie wyciągnął.

Skrzywiłam się, czując obrzydzenie.

Czy on w ogóle coś do mnie czuje? Czy to nadal jakaś gra? Poza tym... dowiedział się, że nic nie pamiętam. Nie powiedział tego Sokołowskiemu. Potem Mateusz wyznał mi, że chce skończyć z nim i że gra na dwa fronty. Że nie może mi powiedzieć całej prawdy.

A Miller? Prawdopodobnie był od Sokoła, ale czemu podał się za tego chłopaka z budowy? O co mu chodziło?

I kiedy tak próbowałam wszystko ułożyć w głowie, klamka ruszyła.

W drzwiach pojawił się Mateusz, a ja walczyłam z chęcią rozczochrania jego czarnych włosów i rzucenia mu się na szyję z jakąś kąśliwą uwagą.

Uśmiechnął się szeroko, kiedy zauważył mnie w korytarzu, ale parę sekund później jego mięśnie twarzy zastygły.

Widział, że jest coś nie tak.

- Co tam? - spytałam uprzejmie.

Mateusz położył walizkę na ziemi i podszedł bliżej z pytającym wyrazem twarzy.

- Coś się stało?

Uśmiechnęłam się sztywno i wzruszyłam ramionami.

- Nic. Tylko to, co zawsze.

Jego mina automatycznie zrzedła.

- Ile razy mam cię prosić o czas?

- A ile razy mam ci mówić, że już tak dłużej nie wytrzymam? - Zmarszczył czoło i odwrócił spojrzenie. - Pamiętasz twój argument, że jak nic nie wiem to jestem bezpieczniejsza? Gówno prawda, Mateusz. Zresztą, twój czas się skończył.

- Nie wiesz, co mówisz – mruknął zniecierpliwiony.

- Wiem – odpowiedziałam twardo. - Łukasz Miller powiedział mi, że to on był chłopakiem, który mnie uratował osiem lat temu.

Mateusz spojrzał na mnie twardo.

- Co? - wyszeptał, z jednej strony zszokowany, a z drugiej zauważałam jak zaczyna kipieć ze złości.

(nie)zaplanowaneWhere stories live. Discover now