Rozdział 42

4.4K 577 93
                                    

Nie, Aśka.

To tylko koszmar.

Sen świadomy, tak to się nazywało. Śnisz, doskonale zdając sobie z tego sprawę.

Znów znajdowałam się nad pobitym Bielskim, byłam skulona i rozpaczliwie rozglądałam się w poszukiwaniu jakieś pomocy.

Nie... jednak nie. Ten sen różnił się od poprzednich.

Nie był to koszmar. Po prostu wszystko to, co przeżyłam osiem lat temu działo się w mojej głowie na nowo.

Szacowałam nasze szanse, a w moich oczach zaczynały wzbierać łzy bo uświadomiłam sobie, że mężczyzna, który patrzył teraz na mnie z troską nie przeżyje tej nocy.

Wtedy zarejestrowałam pojedyncze słowa, które Bielski szeptał:

- Skrytka w Londynie. Oxford, zapamiętaj.

Spojrzałam na niego tępo. Nie byłam w stanie racjonalnie myśleć, kiedy zauważyłam że ludzie którzy chcieli go zabić wykonują jakiś ruch.

- Biegnij, szybko – wycedził.

Nie pobiegłam.

- Argh! - wykrzyknęłam zmuszając całą swoją podświadomość do obudzenia się.

Otworzyłam szeroko oczy i i po omacku zapaliłam lampkę nocną.

Byłam u siebie w mieszkaniu, Mateusz pojechał w interesach do Krakowa. Całe szczęście nie widział mnie w takim stanie.

Przeczesałam włosy ręką, próbując złapać oddech.

Sama byłam zdziwiona tym snem. Tamta listopadowa noc zazwyczaj śni mi się w formie koszmarów, chociaż i one zniknęły już na parę miesięcy, co było dość niezłym wynikiem.

I teraz stało się... to coś. Coś dziwnego.

Jak oparzona wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam po notes. Na jednej z kartek zapisałam wyraźnie to, co usłyszałam od Bielskiego podczas snu.

W ciemnościach oklapłam na kanapę i gorączkowo myślałam.

Czy to było naprawdę możliwe? Czy była za to odpowiedzialna moja wyobraźnia?

W jakieś znaki zza światów nie wierzę, więc...

Co prawda miałam przebłyski i pamiętałam, że Bielski coś mamrotał pod nosem, ale byłam wtedy w szoku i nie zwracałam uwagi na to co mówił, chciałam go tylko stamtąd wyciągnąć.

Skoro tak, czy to możliwe, że po ośmiu latach przypomniałam sobie jego słowa? Że coś odblokowało się w mojej pamięci?

Potarłam skronie, zerkając na zegarek.

Dochodziła szósta.

Westchnęłam i skierowałam się do łazienki.

Pora dziś odwiedzić Ryszarda.

***

Ryszard zatrzymał się w połowie kroku kiedy tylko zobaczył mnie siedzącą na kanciastym, drewnianym krześle naprzeciwko jego biurka.

Odwróciłam głowę i posłałam mu nerwowy uśmiech.

Ryszard zmrużył oczy, od razu podejrzliwy i zerknął na zegarek.

- Dziewiąta rano, a ty już tutaj? Coś się stało?

Przytaknęłam szybko.

- Można tak powiedzieć. Znaczy się... w sumie to nie wiem – mruknęłam pod nosem.

(nie)zaplanowaneWhere stories live. Discover now