Mamo, tato, słyszycie mnie? Jeśli tak, to wiedzcie, że dziękuję wam za życie. Jest mi bez was trudno, ale wiem, że we mnie wierzycie. Ludzie wciąż mi nie ufają i patrzą na mnie z odrazą i złością. Ale nie martwcie się. Nawet pośród takich, znalazły się osoby, które nie oceniają mnie po tym, że jest we mnie Kyubi. Oprócz Jinchurikich mam też normalnych przyjaciół, na przykład Hinata. Gdy tylko przybyłem do wioski, ona i Tsunade wstawiły się za mną. Słyszałem, że aby ludzie mi zaufali, muszą mnie bliżej poznać. Nie jestem nauczony otwierać się przed każdym, ale chyba warto spróbować. Poznałem swój rocznik. Zareagowali tak samo jak reszta. Hinata powiedziała, że jak mnie bliżej poznają, to na pewno się polubimy. Jak myślicie? Czy powinienem ponownie otworzyć się na ludzi?
Chłopak położył przed dwoma grobami podpisanymi Namikaze Minato i Uzumaki Kushina kwiaty i ocierając łzę, ruszył w stronę głów Hokage. Zbliżając się do podobizny swojego ojca, usłyszał płacz, ale to nie był zwykły płacz. To była Hinata. Tylko dlaczego płakała? To przez niego? Gdy tylko dziewczyna zauważyła blondyna, otarła łzy i już chciała iść, ale zatrzymała ją ręka przyjaciela. Usiadł koło niej i zapytał:
- Dlaczego płaczesz? Coś się stało?
- N-nie, nic. Już miałam iść.
- Dlaczego? Zrobiłem coś nie tak?
- To nie o ciebie chodzi.
- Więc o kogo?
- Nie ważne.
- Hinata! Proszę powiedz mi.
- P-po prostu nie rozumiem, dlaczego inni tak zareagowali jak cię poznali. Nie powinni być tacy nieufni, skoro nam pomagasz. Pewnie jest ci teraz przykro.
- Nic się nie stało. Przecież wiesz, że wszyscy tak reagują.
- A-ale ja powiedziała ci, że o-oni są inni.
- Hej, spokojnie, bo znowu zaczynasz płakać. Nie ma się czym przejmować.
- A-ale...
- Nie ciągnijmy już tematu, dobrze?
- H-hai.
- Słońce zaczyna zachodzić. Może odprowadzić cię do domu.
- Nie chcę się narzucać. Zresztą to blisko i...
- No to chodźmy. I tak nie mam nic lepszego do roboty.
- H-hai.
Idąc przez wioskę, nie uszło uwadze dziewczyny, że każdy dziwnie się im przygląda. Nie potrafiła zrozumieć jak blondyn może na co dzień znosić taki wzrok kierowany w jego stronę. Gdy dotarli pod jej dom, pożegnali się i każdy ruszył w swoją stronę.
Naruto w domu od razu poszedł się umyć i gdy wypuścił Kurame zauważył na biurku zwoje. No to pora brać się do pracy. Całą noc studiował raporty i inne dokumenty, które przesłała Hokage. Gdy wszystko miał już gotowe i poukładane w głowie, słońce zaczęło wschodzić. No to kolejny dzień bez snu. Pomyślał zrezygnowany.
~ Nie marudź. Nie jest tak źle.
- No pewnie, bo ty sobie przecież na okrągło śpisz.
~ Taki mój urok.
- Chyba lenistwo.
~ Oj tam. Cicho już. Zaraz masz iść na spotkanie.
- Niestety.
~ Powiesz co masz powiedzieć i wracamy do domu.
- Chciałbym, żeby to było takie proste.
~ Ale?
- Ale chyba naprawdę potrzebują mojej pomocy.
~ Super...
- Popieram twój entuzjazm.
~ No to rzućmy wszystko i ucieknijmy znowu.
- Słyszałeś o czymś takim jak sarkazm?
~ Czyli zostajemy?
- No.
~ Szlag!
Blondyn przebrał się w swój codzienny strój i udał się do ukochanego Ichiraku Ramen. Kurama oczywiście zaczął wypominać, że miał przestać tyle tego jeść. Jak to Naruto, olał to co mówił do niego lis. Po zjedzonym posiłku postanowił pójść do biura Hokage i z nią udać się do sali konferencyjnej, bo szczerze powiedziawszy, nie miał pojęcia, gdzie to jest. Wchodząc do gabinetu bez pukania, prawie zaliczył bliskie spotkanie z butelką sake.
- Kiedy nauczysz się pukać!
- Ciebie też miło widzieć Obaa-chan.
- Przejrzałeś dokumenty i zwoje, które ci wysłałam?
- Nie.
- Co? Żartujesz sobie?
- Dokładnie. - powiedział i uśmiechnął się, ale szybko zeszło mu to z twarzy, gdy zobaczył groźną minę Hokage. - Tak czy siak, idziemy już?
- Czekamy jeszcze na Sakure i możemy iść.
- No dobra.
- W porządku?
- Jasne, a czemu pytasz?
- Chodzi mi o tą wczorajszą nieprzyjemną sytuację. Chciałam cię przeprosić.
- Przecież to nie twoja wina. Zresztą, tak jak już mówiłem Hinacie, przywykłem do tego.
- Polubiłeś ją.
- Tak. Wspaniała z niej przyjaciółka.
Puk. Puk.
- Wejść!
- Jestem, Hokage-sama.
- Dobrze. W takim razie idziemy.
Idąc na zebranie, Naruto zauważył, że dziewczyna co chwilę na niego zerka.
- Czemu się tak na mnie patrzysz? Mam coś na twarzy? - starał się być miły
- N-nie, tylko...
- No co? Mów śmiało.
- O-o co chodzi z tymi uszami i ogonami?
- I znowu to samo pytanie. - powiedział zrezygnowany a Hokage zaśmiała się pod nosem - A ty co się śmiejesz?
- Nie, nic, tylko pamiętam, że zadałam ci kiedyś dokładnie to samo pytanie.
- Chyba nie ma osoby, która mi go nie zadała. Więc chodzi o chakre. Dzięki Kuramie jestem w stanie przybrać taką formę. Jest ona po prostu wygodna i dlatego ciągle tak wyglądam. Oczywiście mogę też wyglądać jak normalny człowiek, tylko po co. Wszyscy mają mnie za demona nieważne jak wyglądam.
- Przykro mi.
- Nic się nie stało.
- Jesteśmy. - przerwała ich rozmowę Hokage, a chłopak zobaczył... budynek jak każdy inny?
- Na pewno nie pomyliłaś budynków Obaa-chan?
- Dlaczego tak uważasz?
- No bo, jakby ci to powiedzieć, wygląda to jak zwykły dom?
- I właśnie o to chodzi.
- Nie rozumiem.
- Przykrywka.
- Aha...
Tsunade miała rację. Choć wyglądał zwyczajnie na zewnątrz, to wewnątrz już taki nie był. Zaczęli schodzić do podziemia. Weszli do wielkiej sali, gdzie wszyscy już na nich czekali. Byli tam ninja o co najmniej randze Chunina. Wszyscy automatycznie zwrócili wzrok w stronę przybyłych. Na Hokage patrzeli z szacunkiem, natomiast na blondyna ze złością, strachem i niepewnością.
- Widzę, że są już wszyscy. W takim razie zaczynamy. Jak pewnie większość z was już wie, ten oto chłopak to Naruto Uzumaki - Namikaze. Wezwałam go, ponieważ potrzebna jest nam pomoc, a nie mamy czasu na czekanie na pomoc innych wiosek. Dodatkowo jest to jeden z najlepszych strategów i swoją wiedzą dorównuje klanowi Nara.
- Niemożliwe. - powiedział ktoś w tyle
- A jednak. Może zaczniesz?
- W takim razie, z tego co zdążyłem ustalić, do więzienia, gdzie byli przetrzymywani najniebezpieczniejsi złoczyńcy, zdołał się ktoś włamać i ich uwolnić.
- Nie no jaka dedukcja. - znowu ktoś skomentował z kpiną, blondyn to zignorował
- Są na to dwie możliwości. Albo ochrona była za słaba, albo wróg miał tam swojego człowieka. Jeżeli wziąć pod uwagę drugą opcję, możemy podejrzewać, że ten zdrajca jest wciąż wśród nas. Nie wiemy kto to, ale na pewno dalej współpracuje z czerwono włosym. Pytanie, jaki jest jego następny ruch. Każdy z tych zbiegłych więźniów ma coś do wioski i Hokage, dlatego najprawdopodobniej połączyli siły i planują atak.
- Też tak uważamy tylko pytanie kiedy. Nie możemy przecież cały czas trzymać ludzi w gotowości. Muszą też odpoczywać. Wróg może zaatakować jutro, za tydzień, a może nawet później. - zabrał głos Shikamaru
- A co jeśli wiem kiedy zaatakuje?
Wszyscy patrzeli na niego ze zdziwieniem.
- Niby skąd?
- Powiedzcie mi proszę, o jest pojutrze?
- Chodzi ci o dzień mgły?
- Czy to nie najlepszy moment na atak?
- Ale przecież mgła jest wtedy tak gęsta, że nawet nie będą wiedzieli gdzie iść.
- Chyba, że mają tropicieli i kogoś, kto umie poruszać się bez problemu we mgle. Konoha jest wtedy praktycznie bezbronna, a dla nich to idealna okazja.
- Jak do tego wszystkiego doszedłeś? - dopytywał się Nara
- Przeczucie.
- I mamy wierzyć jakiemuś tak przeczuciu? - wtrącił się Uchicha
- Dokładnie! - zaczęli mówić inni
- Nie! On ma rację! - zaczął go bronić Shikamaru
- Co?
- To ma sens. Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem? Ale skoro do tego doszedłeś, to pewnie masz też plan?
- Zgada się.
- No to słuchamy. - powiedziała dumnie Hokage