Nie chciałam wracać do Londynu. Ale kiedy już wróciłam, cieszyłam się z tego ogromnie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że naprawdę tęskniłam za wszystkimi. Za przyjaciółmi, za rodziną. Sama się sobie dziwiłam, ja wytrzymywałam po kilka tygodni, gdy siedziałam w Liverpoolu, kiedy teraz tęskniłam po kilku dniach.
A teraz, będąc w Londynie, tęskniłam za Liverpoolem i ludźmi, których tam zostawiłam
- Och, już przestań psioczyć! - upomniała mnie Phoebe. - Przecież Mike przyjedzie na święta i sylwestra. To już za miesiąc.
- Zobaczysz, zleci zanim się obejrzysz - dodała Holly. - Zwłaszcza, że teraz już coraz częściej jeździsz do pracy.
- W końcu przestanie się obijać - wtrącił Harry, wychodząc z sypialni.
- Hej! - zawołałam z oburzeniem, rzucając w niego poduszką, którą jednak złapał. Odłożył ją na miejsce, przelotnie całując mnie w czubek głowy.
- Jest środek tygodnia, środek dnia, a ty siedzisz w domu...
- Ty też byś jeszcze siedział, gdyby dyrektor nie zwołał tego zebrania - wytknęłam.
- Ale zwołał i wychodzę do pracy! - Bronił się. - A wy urządzacie sobie jakiś zlot czarow... AŁA! - jęknął, kiedy rzucone przez Phoebe jabłko trafiło go w tył głowy. - Jędza - prychnął, schylając się po jabłko. - Ale dzięki za przekąskę.
- A udław się - odpowiedziała Australijka, czego chłopak już nie dosłyszał. Wstałam i podeszłam do niego, kiedy zakładał kurtkę.
- Wracasz jak zawsze? - zapytałam.
- Nie mam pojęcia. - westchnął. - Jeśli nie wyrobimy się teraz, pewnie zatrzyma nas po godzinach. Całe to zebranie jest bez sensu, bo dyrekcja i tak zrobi to, co będzie chciała, zlewając propozycje, które im nie podpasują. - Wywrócił oczami. - Mam nadzieję, że przed osiemnastą wrócę.
- Daj znać wcześniej, to zrobię jakąś kolację.
- Ta myśl pomoże mi dotrwać do końca tego posiedzenia! - oznajmił z powagą. - To i jabłko od kochanej Phoebe - dodał, puszczając dziewczynie całusa w powietrzu.
- Gdybyś zwlekł się z łóżka, kiedy próbowałam cię z niego zgonić, zdążył byś zjeść śniadanie tak, jak ja, przed telefonem z sekretariatu - wypomniałam, na co wywrócił oczami.
- Tak, wiem. Powinienem cię słuchać - przyznał ciężko, a potem zerknął na zegarek. - Cholera, spóźnię się!
- Chwila! - zatrzymałam go i sięgnęłam po małe zawiniątko oraz kubek termiczny, po czym wręczyłam to chłopakowi, który spojrzał na mnie z wielkim uśmiechem na twarzy. - Nie ciesz się tak, to zwykłe kanapki i kawa - powiedziałam.
- Jesteś najlepsza! - stwierdził, wziął moją twarz w dłonie i pocałował. - Kocham cię - powiedział jeszcze, odebrał ode mnie jedzenie i kawę, a potem w pośpiechu opuścił mieszkanie. Zasunęłam drzwi na zamek i odwróciłam się do dziewczyn, które wpatrywały we mnie z uśmiechami.
- A wam co? - zapytałam, podchodząc i siadając między nimi.
- Nic. Po prostu czasem wciąż jeszcze ciężko mi uwierzyć, że znalazłaś sobie faceta - odpowiedziała Holly.
- A ja przypomniałam sobie bardzo podobną scenę sprzed jakiegoś roku. Boże, jaka byłaś wtedy spanikowana! - zaśmiała się Phoebe. Wiedziałam, o który moment jej chodzi i sama doskonale go pamiętałam. Miałam wrażenie, że to było znacznie dawniej, niż przed rokiem.
- Dobra, na wspominanie mamy cały dzień, a zakupy nie zrobią się, jak będziemy siedziały w domu. - Pociągnęłam je za ręce, zmuszając do wstania. - Obowiązki wzywają, moje panie!
Sprawnie opuściłyśmy moje mieszkanie i pojechałyśmy autem Holly do centrum handlowego. A potem do drugiego. Był już środek listopada i to była najwyższa pora na kupno prezentów świątecznych.
Spędziłyśmy na mieście cały dzień, a efekt był dość zadowalający. Kupiłyśmy prezenty prawie dla wszystkich. Oczywiście, wciąż musiałyśmy znaleźć coś dla siebie nawzajem, ale na zakupy po prezenty dla Holly i Phoebe zamierzałam wyciągnąć Harry'ego.
- Został mi jeszcze John. I Liam, ale jemu kupię coś razem z Harrym. I Mike! Cholera, kompletnie nie wiem, co mu kupić...
- Wiadomo, kiedy dokładnie przyjedzie? - zapytała Phoebe, rozsiadając się wygodniej na fotelu w kawiarni. Pokiwałam głową, przełykając gorącą kawę.
- Dwa dni przed świętami. Nie mogę się doczekać! - zapiszczałam, na co dwóch przechodzących obok chłopaków spojrzało dziwnie w naszą stronę. Zagapiłam się na nich chyba troszkę zbyt długo, bo w końcu poczułam palucha między żebrami. - Ałć, noo! - jęknęłam, odtrącając dłoń rudej. - Będziecie się nim musiały zająć w Sylwestra, pamiętacie, prawda? - upewniłam się, wracając do rozmowy o Michaelu.
- Nie martw się, pamiętamy - zapewniła Phoebe. - Szkoda tylko, że twój pierwszy Sylwester z Harrym spędzicie osobno.
- Taka praca. - Wzruszyłam ramionami. - No, ale drogie panie, będę musiała niedługo się zbierać. Siedzimy na tych zakupach cały dzień, a ja muszę zrobić jakąś kolację, więc się streszczajmy. - Wzięłam kolejne dwa duże łyki kawy.
- Czasami mam wrażenie, że to ty z Harrym bardziej zachowujecie się jak małżeństwo, niż faktyczne małżeństwo - stwierdziła Holly, ruchem głowy wskazując na Phoebe.
- Jeśli zamierzasz znowu rozkręcić ten temat, to sobie daruj, zanim się pokłócimy - powiedziałam stanowczo. Już przeżyłam ich wykład na temat mojego oporu przed zaręczynami. Z jednej strony dziewczyny rozumiały, że to jeszcze dość wcześnie, ale z drugiej Holly stwierdziła, że przecież zaręczyny nie oznaczają, że musimy pobierać się za dwa miesiące, a my i tak znamy się już długo i od dawna ze sobą mieszkamy. Ja jednak póki co trzymałam się swojego zdania. Na takie decyzje było zdecydowanie za wcześnie.
- Dobra - westchnęła, wywracając oczami i dopiła swoją kawę. - Chodźmy, obiecałam Niallowi, że pomogę mu wybrać przez Internet zegarek dla ojca. I tak pewnie się spóźnię, więc muszę was sprawnie odstawić do waszych mężów już teraz. - zaśmiała się. Szybko zebrałyśmy wszystkie nasze torby i upewniając się, że niczego nie zostawiłyśmy, udałyśmy się na parking.
Jeszcze dwa. Nie wierzę :(. I nie wiem, czy jestem na to gotowa.