Nie chcę być sama

13.3K 519 30
                                    

- Naprawiłaś mnie skarbie. – Szepnąłem jej do ucha, gdy niosłem ją do łazienki. – Tamtego wieczoru tutaj, nie udawałem.

Nic nie odpowiedziała na moje słowa, tak jakby ich nie usłyszała, albo co gorsza nie uwierzyła w nie. Chciałem zamknąć pewien rozdział w moim życiu i skupić się na tym co jest teraz. Najwidoczniej nie wszystko jest takie łatwe, jak się na pozór wydaje. Wszystkie błędy z przeszłości podążały za mną, snuły się jak cień, by uderzać we mnie jak w worek bokserski. Raz za razem, cios za ciosem, zostawiając po sobie tylko rany i blizny. Postawiłem delikatnie Julię na zimnych łazienkowych płytkach.

A gdy byłem pewny, że stoi stabilnie odsunąłem się od niej. Spojrzałem na jej bladą zmęczoną twarz, która przyprawiała mnie o szybkie bicie serca. Stała bezradnie ze spuszczonymi rękoma wzdłuż ciała, ślepo wpatrując się w jeden punkt na ścianie.

- Mam tu kilka swoich ubrań, przyniosę ci jakąś koszulkę, a ty w tym czasie weź kąpiel. – Powiedziałem bacznie ją obserwując. – Dasz sobie radę? – Zapytałem, chcąc upewnić się czy dotarły do niej moje słowa, bo nie dawała żadnych najmniejszych oznak, że mnie słucha. Pokiwała ledwo zauważalnie głową, wciąż wpatrując się w to miejsce, jakby było bardziej interesujące niż moja osoba. Można by pomyśleć, że byłem zazdrosny o kawałek ściany pokryty płytką łazienkową, westchnąłem pod nosem, ale tak nie było. Doskonale wiedziałem, że w tym momencie miała przed oczami coś innego. Sam gdy zamykałem na chwilę oczy widziałem czarne litery na lśniącej powierzchni lustra, tak bardzo tam nie pasujące. Wyszedłem z łazienki i zamknąłem za sobą drzwi, chwilę przystając i opierając się o nie czołem wziąłem kilka głęboki oddechów. To będzie ciężka noc, pomyślałem i ruszyłem stromymi bukowymi schodami na poddasze, gdzie znajdowała się sypialnia i komoda z moimi ubraniami. Szybko wyciągnąłem z niej szarą koszulkę dla Julii i dla siebie spodnie dresowe. Zamknąłem drewnianą masywną komodę i rozglądnąłem się po sypialni. Była dość sporych rozmiarów, na środku stało duże łoże, które zajmowało sporą część pomieszczenia, a przy nim szafeczki nocne z umieszczonymi na nich lampkami. Jedynym powodem zakupienia tego domku był urzekający widok. Przez wielkie okno można dostrzec rozpościerający się ocean, a gdy jest otwarte słychać jego szum i fale obijające się o brzeg. Zszedłem na dół i zapukałem do drzwi lecz nie czekając na zaproszenie, nacisnąłem powoli klamkę. Wszedłem do środka, a Julia siedziała na skraju wanny i jedynie co zrobiła to otarła mokre policzki. Na jej widok moje serce jeszcze bardziej się ścisnęło. Odłożyłem przygotowane ubrania na pralkę i podszedłem do dziewczyny. Stanąłem przed nią i przez chwile milczałem, jej wzrok był utkwiony w podłodze, wciąż miała na sobie suknie.

- Wstań pomogę ci – Chwyciłem jej dłoń. Wtedy Julia jak wyrwana z transu podniosła na mnie wzrok, by ponownie wrócić nim do mojej dłoni. Przejechała palcami po mich zranionych knykciach na których znajdowała się skrzepnięta już krew. Nawet przez to wszystko nie zwróciłem uwagi, że wierzch dłoni miałem pokaleczoną przez szkło. No tak się kończy uderzanie pięścią w lustro.

- Musimy to opatrzyć i zdezynfekować. – Szepnęła ochrypłym głosem. – Gdzie jest apteczka? – Zapytała podnosząc się z wanny. Ja zatrzymałem ją kładąc rękę na jej ramieniu.

- Maleńka nie przejmuj się tym, nic mi nie jest. – Zielonooka zmarszczyła brwi na moje słowa.

- Ale to nie zmienia faktu, że może wdać się zakażenie, lub mógł utkwić tam odłamek szkła. – Skarciła mnie lodowatym wzrokiem. Na co kącik moich ust bezwiednie uniósł się ku górze.

- Bo pomyślę, że się o mnie martwisz. – Powiedziałem z rozbawieniem, chcąc trochę rozładować napięcie.

- Może po prostu za dużo sobie wyobrażasz. – Uniosła jedną brew, podnosząc się. Nie zwracając już na mnie uwagi zaczęła przeglądać pułki w poszukiwaniu apteczki. Ja natomiast usiadłem na wannie, zakładając ręce na klatce i obserwując jej poczynania. Nie miałem zamiaru nakierowywać ją gdzie znajduje się owa apteczka, grunt że jej myśli są teraz zajęte czymś innym. Nawet jeśli to była tak błaha rzecz, jak poszukiwanie gazy, czy bandaży. Gdy udało się jej ją znaleźć w półce pod umywalką, położyła ją na parapecie okna. Wyciągnęła gazę i wodę utlenioną, po czym stanęła miedzy moimi nogami. Chwyciła moją dłoń i zaczęła ją dokładnie oglądać. Patrzyłem na jej skupioną twarzyczkę, była taka piękna. Jej makijaż był delikatnie rozmazany, a cera wciąż blada. Nie patrzyła na mnie, ale ja nie mogłem oderwać wzroku od jej cudownych zielonych oczu, które tak mnie urzekły. Często starała się ukrywać swoje uczucia pod beznamiętnym wyrazem i robiła to perfekcyjnie, lecz to właśnie jej oczy ją zdradzały. Jej strach, ból, obawy malowały się w zieleni szmaragdu. Nie wiem czym sobie zasłużyłem na tą istotkę, ale byłem wdzięczny, że los postawił ją na mej drodze. Teraz nie tylko ona była moim światełkiem w tunelu, uniosłem dłoń i umieściłem ją na jej brzuszku. Spojrzała na mnie zaskoczona, zaprzestając chwilowo czynności, które do tej pory wykonywała. Pochyliłem się i położyłem delikatnie czoło na jej brzuchu.

Fałszywa przysięgaWhere stories live. Discover now