Nie kuś...

16.6K 529 27
                                    

Wyszłam z kliniki, a pogoda zmieniła się tak jak mój humor. Niebo zaścielały szare chmury, z których padał deszcz. W powietrzu unosiła się wilgoć, a studzienki nie nadążały z odprowadzanie wody, przez co drogi zamieniły się w błotniste strumyki. Do domu wróciłam cała przemoczona. W progu przywitała mnie Greta. odbierając ode mnie płaszcz, poinformowała o kolacji. Pobiegłam do swojego pokoju przebrać się. Zarzuciłam na siebie białe spodnie od dresu i czerwoną bokserkę. Mokre włosy wysuszyłam ręcznikiem, związałam w warkocz i poszłam coś zjeść, bo nic nie miałam w ustach przez cały dzień. Po tych wszystkich informacjach wcale nie miałam ochoty, ale Greta była cudowna, zawsze o mnie dbała i przyrządza moje ulubione dania, aż przykro jej odmówić. Weszłam do jadalni, a przy stole siedział Bob z Ronaldem. Momentalnie oczy zaszły mi mgłą i wszystko zaczęło wirować. Zapewne powodem było to, że nic dzisiaj nie zjadłam, a poza tym od razu jak mantra wróciły do mnie słowa doktorka, które dzisiaj usłyszałam. Ocknęłam się na podłodze, gdy Ronald przystawiał mi pod nos sole trzeźwiące. Spojrzałam na niego z dołu, głaskał mnie delikatnie po policzku. Ojciec stał obok, wbijając we mnie, przeszywające spojrzenie. Podniosłam się szybko z podłogi, z pomocą Ronalda. Trzymał mnie za rękę, ale chyba zrobiłam to wszystko za szybko, bo znowu delikatnie mnie zamroczył. 

- Usiądź lepiej - powiedział Ronald, pomagając dojść mi do kanapy. Usiadłam, wyswabadzając się z jego ramion. Jego dotyk nie działa teraz na mnie najlepiej, nie po tym co się dzisiaj dowiedziałam. 

-Przepraszam, źle się czuję, wrócę może do pokoju- Spojrzałam na ojczyma. Jego wyraz twarzy złagodniał i nagle zapytał. 

-Tylko nie mów, że jesteś w ciąży? 

 Otworzyłam oczy ze zdziwienia, czując jak policzki mi płoną. Ron zaśmiał się i spoglądnął na mnie. Boże, co za beznadziejna sytuacja.  

-Nie! - Pisnęłam jak mała dziewczynka, bo to nie było śmieszne, - Byłam tak zajęta, że przez cały dzień nic nie jadłam, może dla tego...  

Nagle moją odpowiedź przerwał Ron.

-Jak to nic nie jadłaś przez cały dzień? - Warknął, już chyba nie było mu do śmiechy. Odezwał się pan kontroler.

Przetarłam zmęczoną twarz dłonią, zarzucając warkocza na plecy. 

-Oj miałam po prostu zawalony dzień, nie miałam na to czasu. - Syknęłam i próbowałam wstać, jednak Ronald skutecznie mi to uniemożliwił. -Jeszcze nie jesteśmy małżeństwem, a już za dużo sobie pozwalasz - Warknęłam, patrząc na rękę Ronalda zaciśniętą wokół mojej tali. 

- Bo zachowujesz się jak dzieciak, albo rozkapryszona gówniara! - Zaoponował. 

Ja ci, kurwa, dam gówniarę, co za kretyn. Moja wściekłość na niego, przerodziła się w chęć mordu.  

-Odwal się Ron! - Od razu przypomniały mi się słowa doktorka i niewolnica mafijnej miłości. - Pozwól, że jeszcze sama będę o sobie decydował. 

Mężczyzna przymrużył oczy i chyba się wkurwił, bo poczułam jak jego dłoń zaciska się na moim biodrze.   

- Nie odzywaj się tak do mnie, Julio. Usiądź do stołu, masz zjeść z nami kolację. - Powiedział tak poważnie, że czułam jak po moim ciele przebiega dreszcz przerażenia. Bob się nam tylko przyglądał. Nie wtrącając się. Nawet mogłabym pomyśleć, że ma niezłą satysfakcję, że nie tylko on może teraz stawiać mnie do pionu. Zacisnęłam palcami nasadę nosa między oczami, by zapanować nad bólem głowy i głośno westchnęłam. 

-Niech tak będzie, zjem z wami.

Uśmiechnęłam się przebiegle. Ron coraz bardziej działa mi na nerwy. Co za palant! Moje drugie ja właśnie kopie go w kostkę. 

Fałszywa przysięgaWhere stories live. Discover now