Doktorek

15K 480 8
                                    

W momencie przekroczenia drzwi uczelni, dziwnym trafem wpadłam wprost na profesora Thompsona. Mimowolnie oddech ugrzązł mi w płucach, a po ciele rozszedł się prąd, jak po zwarciu się dwóch przewodów.  

Fanta-kurwa-stycznie.  

- Przepraszam, ale ze mnie niezdara - Jąkałam się, kucając. Pośpiesznie zbieram podręczniki z podłogi. Profesor pochylił się za mną i zaczął pomagać mi. Szkoda, że na zajęciach nie starasz się być bardziej ludzki. Wstaliśmy równocześnie, a on podaje mi ostatnią książkę. 

-To nic, chyba nie wzięła pani sobie do serca ostatniej rozmowy o twardym stąpaniu po ziemi? - Zapytał poważnym tonem, mierząc mnie oceniającym wzrokiem. Czułam się dziwienie pod naporem jego spojrzenia. 

-Jak najbardziej, panie profesorze, wzięłam. Po prostu zakodowałam również to, by się nie spóźniać, dlatego się śpieszyłam. – Co ja gadałam, przecież ten gościu mnie zlinczuje. Opuściłam wzrok na swoje buty, a moje policzki płoną z zażenowania. 

-Odważna jesteś, a ja cenię to, tak jak i szczerość - Stwierdził, mrużąc oczy. 

Komplement z ust tego faceta to miód na moje uszy. Odetchnęłam z ulgą. 

- Szczerość wymaga odwagi, co w dzisiejszych czasach jest bardzo trudne Profesorze. A teraz wybaczy mi pan, muszę przygotować się do zajęć. 

Dygnęłam delikatnie i minęłam mężczyznę. 

-Panno Julio! - zawołał za mną, na co się odwróciłam i spojrzałam w jego stronę.  

-To będzie ciekawy rok. - Powiedział tajemniczo, odchodząc. To było dość dziwne. Stałam i patrzyłam, jak znika w drzwiach do gabinetu dyrektora. Albo zwariowałam, albo ten gość jest dość podejrzany, może to moje urojenia po ostatnich newsach, które do mnie dość często dochodzą, ale zaciągnę trochę języka na jego temat. Wchodzę do sali  i znajduję wolne miejsce. Siadam w ostatnim rzędzie i wyciągam komórkę. Na ekranie wyświetla się ikonka z wiadomością.

Od; Ronald.

Hej! O której kończysz zajęcia? Podjadę po ciebie.

R.

O kurczę! Oprócz wiadomości kalendarz pokazuje spotkanie z psychologiem o siedemnastej. Całkiem o tym, zapomniałam. W sumie to dobrze, nie chcę na razie widzieć się z Ronaldem. Potrzebowałam przemyśleć sobie kilka spraw i naszą relacje. Wszystko dzieje się tak szybko, że sama za tym nie nadążam. Szybko odpisałam smsa:

Do: Ronald.

Witaj Ron! 

Przykro mi, ale po zajęciach mam wizytę z psychologiem, więc odpada. 
Spotkamy się innym razem.

J.

Schowałam szybko telefon do kieszeni, gdy do sali wchodzi profesor Thomson.  

   -Dzień dobry, państwu 

Położył teczkę na biurku, i obiegł wzrokiem salę. Zatrzymał je na mnie, na co osuwam się delikatnie z krzesła i garbię. Chyba miałam ochotę zniknąć. Modliłam się w duchu, żeby przetrwać te godzinę i nie zwracać na siebie uwagi. Odetchnęłam z ulgą, kiedy odwrócił się w stronę ekranu projekcyjnego. 

   -Dzisiaj, pomogę zrozumieć wam statystykę. - Zaczął, a ja odliczałam czas do końca zajęć. Moje modlitwy zostały wysłuchane, bo ani razu nie zwrócił się do mnie. Jednak, czułam jak chwilami na mnie zerkał. Nie żebym coś osobistego miała do tego faceta. W sumie to był na prawdę przystojnym i inteligentnym mężczyzną, ale pytanie, czego mógł chcieć ode mnie? Między kolejnymi zajęciami dzwonie do Eryka. Pracował dla Boba. Był łowcą głów i jeśli chodziło o takie tematy, jak odnalezienie kogoś, albo wyciągnięcie jakiś brudów na światło dzienne, to on właśnie się tym zajmował. Oczywiście taka była wersja dla mnie i osób spoza naszego kręgu. A czym zajmował się naprawdę i kim był, tego nie wiedziałam nawet ja. Podejrzewałam jednak, że zapewne pomorze mi zdobyć kilka informacji o profesorku, które nie dawały mi spokoju. Oczywiście zgodził się i obiecał przesłać informacje, jak tylko czegoś się dowie. To mi trochę pozwoliło odetchnąć. Po zajęciach nastąpił czas na rozmowę z doktorkiem. Jak nigdy od dwóch lat tego mi było trzeba. Musiałam wyrzucić z siebie te dziwne myśli, zaprzątające mi głowę. Po pół godzinie w korkach dotarłam na miejsce. To miasto okradało nasze życie z cennego czasu. Los Angeles było jednym z najbardziej zaludnionych hrabstw w stanie Kalifornia. Ulicami przetaczali się ludzie, jak kolonie mrówek. A dźwięki klaksonów wygrywały melodię, przebijając się przez warkot silników, wolno toczących się samochodów. Czułam jak krople potu ściekały mi po plecach, gdy temperatura powietrza sięgała zenitu. Ron nie odpisał na wiadomość, zapewne odpuścił. No zobaczymy na jak długo. Zmęczona dzisiejszym dniem docieram pod gabinet doktora Daniela O'Connor. Sekretarka rzuca mi firmowy uśmiech i naciskając przycisk na telefonie, informując doktorka o moim przybyciu. Kobieta daje mi znak, że mogę wejść, co od razu robię. Wchodząc do pomieszczenia, zamykam za sobą drzwi. Przy biurku siedział czterdziestoletni mężczyzna. Gęste, blond włosy, spływały mu na szerokie ramiona. A lekki zarost, okalał jego podbródek. W biała koszula idealnie komponowała się z czarnym krawatem i tego samego koloru taliowaną marynarką. Okularach w ciemnych oprawkach na nosie, dodawały mu wygląd studencika, a nie psychologa wiecznego optymisty. Przywitał mnie jak zwykle szerokim, szczerym uśmiechem. 

Fałszywa przysięgaWhere stories live. Discover now