Nienawidzę cię.

13.1K 620 13
                                    

Mieliście kiedyś wrażenie, że wasze życie to czeluść bezkresnego piekło. Przecież nikt nigdy nie udowodnił, że ono jest pod ziemią. Co jeśli ono jest tutaj. Otacza nas z każdej strony. Ja czułam na sobie otchłań palącego ognia. Żyłam w piekle. A ludzie którym ufałam brutalnie wyrywali ze mnie duszę i zabierali ze sobą. A śmierć stała obok, śmiejąc się z nas. Drwiła i wskazywała ostrym, wykrzywionym szponem w moją stronę. 

- Ja! - Krzyk ponownie wypełzł z ust kobiecych, by zachichotać skrzekliwie.

 To była pijana Amanda, zataczająca się po pokładzie z opróżnioną butelką szampana w ręce. O Jezu, a ta sucz czego tu chce. Szum oceanu zagłuszony został szumem szeptów gości weselnych, chyba tak samo jak ja byli w szoku. Ronald z grobową miną dał sygnał ochronie, by wyprowadzili dziewczynę, lecz ta nie dała za wygraną. Szarpała się i krzyczała. Oniemiała wpatrywałam się w to przedstawienie.

-Ta szmata chce tylko pieniędzy! Myślisz, że utrzymasz Ronalda przy sobie? – Ponownie zaczyna się perfidnie śmiać. - To dziewucho grubo się mylisz! On zawsze będzie wracał do mnie!!! – Ostatnie słowo wypluła dosłownie z jadem. Nie mogłam przecież pozwolić by tak mnie obrażała, a z drugiej strony wiedziałam, że kłótnia nic tutaj nie pomorze. Spokojnym krokiem ruszyłam w jej stronę, za mną podążył Ron, który chciał mnie zatrzymać.

-Nie rób scen, Julio. Proszę cię - Warknął za mną. Ja kurwa robię sceny a ona to co? Stanęłam oko w oko z kobietą. Dzieliło nas dosłownie kilka centymetrów.

-Coś masz jeszcze ciekawego do powiedzenia, Amando. Zaszczyć nas swą szczerością, skoro już zaczęłaś - powiedziałam szyderczo, ale poważnie. 

 Ronald stał koło mnie, trzymając mnie za nadgarstek. Ale w dziwny sposób, jakby sprawdzał puls. Ja pierdole, co on myśli, że zejdę tutaj na zawał, a ślub trzeba będzie odwołać. Czasem myślę, że są siebie warci.

- Amando, skończ te szopkę – Syknął Ronald, piorunując kobietę wzrokiem. Ona jednak patrzyła tylko na mnie morderczo, ale dostrzegłam w jej oczach coś jeszcze... ból, stratę, czyżby złamał jej serce.

-Nienawidzę cię i zniszczę!- wycedziła przez zaciśnięte zęby, aż przeszedł mnie dreszcz.

-Jakoś będę musiała z tym żyć. – odpowiedziałam krótko. Po czym zbliżyłam się i dodałam cicho, tak by ona tylko słyszała. - Mimo to, ślub nie był moim planem i dobrze o tym wiesz.

 Nie wiem co mnie naszło, ale współczułam jej, naprawdę. Właśnie odbierałam miłość jej życia, co miałam zrobić. Chciałam się tłumaczyć. Dziewczyna spojrzała na mnie i po jej oczach popłynęły łzy. Spojrzałam porozumiewawczo na Ronalda.

- Ronaldzie załatw to, poczekam na ciebie tutaj - powiedziałam spokojnym półszeptem i uśmiechnęłam się porozumiewawczo, mimo że gdzieś we mnie przetaczał się żal. Ronald zrobił zdziwioną minę i po chwili złożył na mojej skroni szybki pocałunek. Chyba dziękował. Przeprosił za zamieszanie i poprosił o kilkuminutową przerwę, po której będziemy kontynuować. Ja też potrzebowałam tej przerwy, wiec poszłam ochłonąć do łazienki. Zamknęłam się od środka i zaczęłam się panicznie śmiać. Co za cyrk... Już jest kolorowo a jeszcze nie jestem w pełni jego żoną. Przez resztę życia będę walczyła z jego byłymi, po prostu super. Spojrzałam na siebie w lustrze. Musiałam przyznać, że John i Michaele dali z siebie wszystko, bo moja fryzura i makijaż po wszystkich ekscesach wciąż były nienaganne. Czułam ucisk w klatce piersiowej na myśl, że Ronald znajdował się właśnie z Amandą sam na sam. Może go błagała, by do niej wrócił. Żeby nie żenił się ze mną. Może teraz go dotykała, albo co gorsza całowała. O Boże, ja wariuję.

-Julio, jesteś tam! - Ocknęłam się na dźwięk dobijającej się do drzwi Anastazji. 

-Jestem! 

 Przekręciłam zamek w drzwiach i otworzyłam je zrezygnowana.

-Ale kocioł, co nie? - Bąknęłam do niej i znowu zaczęłam się histerycznie śmiać. Chociaż część mnie chciała wyć i lamentować.

-Zazdrosna była? No co ty... będziesz miała co wspominać - Pisnęła Ana, między wybuchami śmiechu. I tak dobre kilka minut nie mogłyśmy pohamować się od chichotów i naprawdę durnych komentarzy, co pozwoliło mi się chociaż trochę wyluzować.

- Dziewczyny idziecie! - Zawołał Tom, machając do nas z końca korytarza. Popatrzyłyśmy na siebie ubawione. Ana poprawiła mi włosy i ruszyłyśmy w jego stronę. On widząc w jakim jesteśmy stania zapytał.

-Co brałyście? - Zapytał rozbawiony - Julio przysięga małżeńska wypowiadana pod wpływem, jest nieważna. – Ostrzegł mnie i zaczął się śmiać. Razem z uśmiechami na twarzach wróciliśmy do gości. Widziałam jak wszyscy uważnie mi się przyglądali. Zapewne byli ciekawi, czy płakałam w łazience. Nie dałam im tej satysfakcji. Z dumom kroczyłam po pokładzie, a moja twarz była tak jak wyryta w skale. Ronald rozmawiał akurat z Bobem, gdy mnie zauważył, poklepał go po ramieniu, nie odrywając ode mnie wzroku. Widziałam w jego oczach niepewność. Podszedł do mnie i wziął w ramiona, namiętnie całując. Byłam w szoku, a podbrzusze ścisnęło się boleśnie. 

-Przepraszam - powiedział, gdy oderwał się od mych ust. Zaskoczona uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy był to szczery uśmiech.

-Przeprosiny przyjęte - szepnęłam – Miejmy to już za sobą. – Dodałam i wyswobodziłam się z jego objęć. Ronald położył dłoń na dole pleców i pokierował w stronę podestu. Wszyscy zajęli swoje miejsca. Pastor stanął przed nami i uśmiechnął się do mnie pocieszająco, a może współczująco, kto tam wie. Ciekawe ile w swojej posłudze miał takich akcji. Może dla niego to chleb powszedni. 

-Czy możemy kontynuować? - Zapytał nas, na co my zgodnie kiwnęliśmy głowami.

- Więc na mocy danych mi praw, ogłaszam was mężem i żoną. Możesz Ronaldzie pocałować swoją żonę. - Pastor zakończył z uśmiechem. 

I tak się stało. Ronald zapieczętował nasze małżeństwo namiętnym pocałunkiem. 

Pocałunkiem, który odebrał mi nie tylko dech, ale i wolność. 

***
Zostawcie gwiazdkę, na znak, że jesteście...❤🖤 

Uwielbiam<3

Fałszywa przysięgaWhere stories live. Discover now