nauczycielka

132 14 2
                                    

Nienawidził ludzi, jednocześnie cholernie za nimi tęskniąc. Uczucia przypominające huraganowy wiatr przewalały się przez jego głowę. Nie mógł nad nimi zapanować, ponieważ, by to zrobić, musiałby odizolować połowę swej natury; zamknąć bestie w klatce, w której rosłaby i chłonęła mrok. Jej kły stawałyby się coraz dłuższe, a słuch czujniejszy... i w końcu wydostałaby się na wolność. O tak. Rozpieprzyłaby wszystko na swej drodze.

Negatywne emocje wynikały z faktu, iż dopiero zaczął szkołę średnią i totalnie nie mógł odnaleźć się w nowym środowisku. Nowe było wszystko. Wszystko też było większe: korytarze, klasy, a nawet ludzie. Wzrok nauczycielek przypominał oko latarni morskiej, które snopem światła przedziera się przez gęstą mgłę. Dziewczyny, zbyt piękne i nieosiągalne nawet w sennych marzeniach, również wydawały się tylko kształtami poruszającymi się na nieskończenie długich nogach. Gdzieś bardzo wysoko, niemal w chmurach.

Jedynym oparciem wydawał się kumpel. Marek poznał go jeszcze w gimnazjum. Wysoki, umięśniony nastolatek, któremu bez dowodu w każdym sklepie sprzedawali piwo, ponieważ nosił gęstą, czarną brodę i posępny wyraz twarzy. W istocie Adrian tylko zewnętrznie sprawiał wrażenie mordercy. Wewnętrznie nie miał nic wspólnego z porywczością, czy szaleństwem. Może dlatego tak dobrze się uzupełniali – ogień i woda.

- Zaraz matematyka. Kochana, pieprzona matematyka.

- No i co z tego?

- Dobrze wiesz.

- Nie, nie mam pojęcia – stwierdził Marek i uśmiechnął się szyderczo.

- Łatwo ci żartować, skoro masz dobre oceny i bez problemu zaliczysz półrocze.

- Ty też zaliczysz.

- Mhm, widzisz jak Masłowska na mnie patrzy. Stara jędza mam mnie na czarnej liście.

- Ona ma na czarnej liście nawet własne dzieci...

- Cicho! – syknął Adrian – idzie.

Dziwnie było patrzeć, jak wielki nastolatek zaczyna się trząść pod wzrokiem mierzącej najwyżej metr sześćdziesiąt chudziny w okularach. Marek nie potrafił zrozumieć, co całą klasę tak przerażało w tym obliczu nędzy i rozpaczy. Bo co? - zastanawiał się. - Wstawi jedynkę do dziennika? Krzyknie odrobinę za głośno? Postraszy wezwaniem rodziców?

- Pieprzyć to! - stwierdził odrobinę za głośno. Nienawidził ludzi za to, że potrafili doprowadzić go do tego stanu. Własne myśli kąsały go niczym stado żmij.

Wchodzący do klasy uczniowie, obejrzeli się za siebie. Stojąca obok nich Masłowska powoli zaczęła obracać głowę w jego stronę, niemal było słychać trzask naciąganych ścięgien szyi. Mimo lat źrenice koloru nieba nie straciły swej intensywności. Grube szkła okularów zdawały się tylko to potęgować.

- Coś powiedział, Marku?

W pierwszej chwili chciał przeprosić i zapomnieć o całej sprawie. Nie miał siły na walkę, która i tak skończyłaby się kolejną wizytą w gabinecie dyrektorki.

- Sam nie wiem.

- Wydaje mi się, że wiesz.

- Może.

- Zdecyduj się, bo tracimy czas.

- Nie możemy zrobić raz tak, że pani zapomni i ja zapomnę, i będzie chociaż raz spokojnie?

Masłowska uśmiechnęła się jedną stroną ust. Przypominała lisa, który znalazł drogę do kurnika.

- Wiesz, że nie tak to działa.

𝖘𝖙𝖗𝖆𝖘𝖟𝖓𝖊 𝖍𝖎𝖘𝖙𝖔𝖗𝖎𝖊Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz