zapomniany cz2

105 7 2
                                    

Poczułem pulsowanie w skroniach i oparłem się o maskę samochodu. Spokojnie, oddychaj. To nie może dziać się naprawdę. To jakiś pieprzony koszmar, z którego muszę się wybudzić. Zacząłem się szczypać, ale ból nie sprawił, że obudziłem się pod miękką kołdrą. Nie... To wszystko dzieje się naprawdę. Miałem wrażenie, że ta chora sytuacja zmusi mnie do płaczu.

- Weź się w garść chłopie! - powiedziałem sam do siebie, wymierzając sobie przy tym solidny strzał w policzek.

Pomogło, nieco otrzeźwiałem. Ponownie wsiadłem do samochodu i wróciłem do pomysłu z zawiadomieniem policji. Nie miałem jednak pojęcia, co mam im powiedzieć. Prawdę? „Panowie policjanci, chciałbym zgłosić uprowadzenie narzeczonej przez nieznanego typa z galerii. Przy okazji podpieprzono mi też z samochodu 6 puszek z farbą, pluszowy brelok i wgniecenie w drzwiach. Ach, wspominałem, że narzeczona mnie nie poznaje i zwraca się do porywacza 'kochanie'? No, to proszę jej szukać". Nie no, kurwa. To jest bezsensu. Ale chyba nie mam innego wyjścia. Mając nieco w czterech literach ograniczenia prędkości, dojechałem pod najbliższy komisariat policji. Może powinienem przywieźć ze sobą jakieś jej dokumenty czy coś w tym stylu? Nie wiem, nie myślę, nie chcę tracić więcej czasu. Wszedłem do budynku (miałem nadzieję) moich wybawców. W progu powitał mnie młody chłopak, który pokierował mnie do odpowiedniego pokoju. Wysoki, szczupły mundurowy przeglądał właśnie jakieś papiery, przeżuwając przy tym suszone morele zapijane piekielnie czarną kawą. Ledwo wydusiłem z siebie „dobry wieczór".

- Zapraszam. - powiedział, odgarniając z biurka stos kartek - W czym mogę pomóc?

- Ja... - czułem, jak głos uwiązł mi w gardle - Ja chciałem zgłosić uprowadzenie kobiety.

- Rozumiem - policjant był nad wyraz spokojny i opanowany - proszę mi w takim razie powiedzieć kto zaginął i w jakich okolicznościach.

Zobaczyłem, jak wyciąga z szafy kolejne papiery. Nie wierzę, będzie prowadził wywiad, kiedy mojej ukochanej grozi niebezpieczeństwo?

- Proszę Pana - czułem, jak trzęsą mi się ręce - nie mamy teraz czasu na prowadzenie durnych dialogów. Ten psychol jest nieobliczalny, tu chodzi o jej życie.

- Przykro mi - odpowiedział bez emocji, patrząc mi w oczy - taka jest procedura, ale zrobimy co w naszej mocy, by uratować tę panią. Proszę mi wszystko opowiedzieć.

Westchnąłem ciężko. Miałem ochotę zafundować tego człowiekowi solidnego prawego sierpowego. Miałem jednak już dość kłopotów w tym dniu. Opisałem więc dokładnie panu niebieskiemu wygląd mojej Laury i opowiedziałem o wydarzeniu w drogerii. Pominąłem jednak sensację z włamaniem złodzieja-widmo do mojego wozu. Policjant słuchając mojej opowieści i tak już miał dość dziwny grymas na chudej twarzy. Przez chwilę jednak coś notował, po czym rzucił na mnie podejrzliwe spojrzenie. Miałem wrażenie, że ma ogromną ochotę wepchnąć mi do ust alkomat.

- Więc mówi pan - zaczął, cedząc każde słowo, jakby rozmawiał z wariatem - że przestała pana poznawać po tym, jak stracił ją pan na chwilę z oczu i zwracała się do podejrzanego w sposób wskazujący na zażyłą relację między nimi?

- Mniej więcej. - ledwo ukrywałem zdenerwowanie - Chce pan wiedzieć coś jeszcze?

- Ten człowiek miał broń? Wywierał jakąś presję na uprowadzoną?

- Nie wiem, miałem przytłumiony zmysły po utracie przytomności. Ale broni nie posiadał. W każdym razie musiał podać coś Laurze, skoro udawała, że mnie nie zna.

Czułem, że policjant wątpi w mojej zeznania. Tak, zdaję sobie sprawę, że wszystko to brzmiało absurdalnie. Kto karmi jakimiś podejrzanymi substancjami nieznajome kobiety w drogeriach? Mimo wszystko tak właśnie było. Muszą mi uwierzyć.

𝖘𝖙𝖗𝖆𝖘𝖟𝖓𝖊 𝖍𝖎𝖘𝖙𝖔𝖗𝖎𝖊Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt