zapomniany cz5 ostatnia

102 9 0
                                    

Na wpół wkurzony, na wpół nagi, cicho podszedłem do drzwi. Zbliżałem gałkę oczną do szkła judasza, jakby ktoś miał mi wbić przez nie naostrzony ołówek. Po drugiej stronie nie dostrzegłem spodziewanego wroga, ale kobiecą sylwetkę. Ania... Otworzyłem niepewnie drzwi, bojąc się, że to kolejny z diabelskich podstępów. Koleżanka musiała wyczuć moje wahanie, bo kiedy nasze oczy się spotkały, przez moment sprawiała wrażenie osłupiałej.

- Cześć Dawid... - wydukała, spoglądając ukradkiem na przestrzeń za moimi plecami - Nie przeszkadzam, sam jesteś?

- Yyyyy, tak tak! - dopiero po chwili do mnie dotarło, że brak koszulki mogła wziąć za obecność w mieszkaniu przygodnej panienki. Nie ma co, w tym alternatywnym świecie uchodzę za niezłego bawidamka... A może naprawdę byłem taki przed laty i byłby dalej, gdyby nie zaistnienie w moim życiu Laury.

Nadal staliśmy w drzwiach wejściowych. Kurwa, ze stresu oprócz zdrowego rozsądku pozbyłem się także kultury osobistej.

- Wejdź na kawę. - zaproponowałem, udając zaspanego - Co cię sprowadza?

- O, dzięki! - weszła, już nieco mniej zmieszana. Dopiero teraz zauważyłem, że trzyma w ręku zawiniątko z logiem cukierni.

Usiadła na fotelu, a ja założyłem koszulkę i poszedłem do kuchni zrobić jej cappuccino. Co chwilę jednak zerkałem, co robi mój gość. Mimo wszystko mogła być fałszywą Anką, szpiegiem Adama wysłanym po „mój dowód". Albo po prostu znowu świruję, bo dziewczyna siedziała spokojnie, bawiąc się włosami. Kiedy wszedłem z kubkami do pokoju, uśmiechnęła się do mnie i rozpakowała szarlotkę.

- Przepraszam, że tak bez zapowiedzi - zaczęła, biorąc łyk kawy - ale Kuba wspomniał, że ostatnio jak zadzwoniłeś byłeś jakiś dziwny. No i ten nagły urlop w pracy... Pomyślałam, że może przyda ci się trochę babskiego towarzystwa. No wiesz, kobiety mają intuicję i chętnie słuchają. Mi możesz się wyżalić. Choć pewnie powinnam przynieść piwo, a nie ciasto...

- Nie, spoko - przerwałem jej, wiedząc, co chce powiedzieć - i tak dziś muszę wsiąść w samochód, więc jabłecznik jest zdecydowanie na miejscu. Kuba w robocie?

- Tak, do późna. Ja mam dzisiaj wolne, więc pomyślałam, że wpadnę i wybadam problem. - puściła łobuzersko oczko - Wiesz, hostessa kokosów nie zarabia, ale musi mi to wystarczyć, póki nie znajdę czegoś stałego. Dobrze, że cię w ogóle zastałam. To gdzie się dziś wybierasz?

Słowa dziewczyny uderzyły w moją świadomość. Gdybym był bohaterem kreskówki, prawdopodobnie w tym momencie nad moją głową pojawiłaby się zapalona żarówka. Ania była niezwykła, jeśli chodziło o relacje międzyludzkie. Ciepła, otwarta, pomocna. Wzbudzała zaufanie. I pracowała w centrum handlowym zaraz obok salonu ślubnego.

- Tu i tam. - odparłem, nakładając sobie porcję ciasta - Słuchaj, mogę cię prosić o przysługę?

- Pewnie! Jaką? - moja prośba wyraźnie sprawiła jej przyjemność.

- Chodzi o sprawy sercowe. - uśmiechnąłem się tajemniczo. Widziałem ekscytację w jej oczach. Gadaliśmy potem jeszcze prawie trzy godziny. Moja historyjka wprawiła ją w takie podniecenie, że nie miałem wątpliwości, iż pomoże mi bez mrugnięcia okiem. Ostatnio oszukiwałem wszystkich moich najbliższych. Ale w tym przypadku cel zdecydowanie uświęcał środki. Kiedy cała w skowronkach opuściła moje mieszkanie, obiecując niedługo zadzwonić, z ulgą położyłem się do łóżka. Nie byłem tylko pewien, jak wytrzymam nerwowo ponad trzy dni oczekiwania na rozpoczęcie planu.

Próbowałem żyć normalnie przez te 72 godziny. Ogarnąłem się, poszedłem na zakupy, na spacer. Naprawiłem także zepsuty kran, zrobiłem pranie i wysprzątałem mieszkanie na błysk. Rozmawiałem także parę razy z Anką i Kubą, który oczywiście nie został wtajemniczony w „misję". Nie mogę jednak powiedzieć, że przez ten czas było zupełnie normalnie. Nie narzucałem się już Laurze i Adamowi, ale ciągle czułem, że próbuje on kontrolować moje życie, nawet jeśli nie może dostrzec jego szczegółów. Nie, blizna na dłoni już mnie nie piekła. Ale dziwnym zbiegiem okoliczności zacząłem doznawać jednoznacznych objawów atencji ze strony płci pięknej. Nie mogę powiedzieć, że kiedykolwiek narzekałem na brak powodzenia, co to to nie. Ale tym razem zbyt wiele zbyt seksownych kobiet zbyt często zaczęło się zbyt nachalnie do mnie zalecać. W sklepie, w myjni samochodowej, w parku. Zacząłem nawet dostawać liczne maile z portali randkowych, na których rzekomo byłem zalogowany, z wiadomościami od naprawdę gorących dziewczyn. Wszystkie były w moim typie. Jedne listy miały charakter matrymonialny, inne typowo seksualny. Wszystkie chciały tylko mnie, tu i teraz. Podczas tych trzech dni mogłem mieć dużo większą ilość kobiet niż przez całe dotychczasowe życie. Siedemnastoletnia lolitka z klatki obok chciała się ze mną kochać w piwnicy, kiedy wpadliśmy na siebie wieczorem pod blokiem. Długonoga Pani farmaceutka była gotowa złapać pięć opakowań prezerwatyw i zamykać wcześniej aptekę, bylebym tylko poszedł z nią do jej domu. Uprawiająca w parku jogging dziewczyna z idealnie wymuskaną buźką chciała zostać moją służącą, jeśli tylko zgodzę się na randkę. Szczytem wszystkiego był mail od dziewiczej studentki imieniem Lena, która z wyglądu i sposobu pisania bardzo przypominała Laurę. Kiedyś budowałoby to moje męskie ego. Teraz te wszystkie wdzięczenia były po prostu irytujące i nużące. Oczywiście pokusa nie zwiodła mnie ani razu. Dobrze wiedziałem, że wszystkie te panny podtykane mi są pod nos tylko po to, bym na chwilę zapomniał o mojej narzeczonej i nie przeszkadzał Adamowi działać. Wieczorem, dzień przed „datą z kwiatkiem", napisała do mnie Lena. Jej mail był nadal utrzymany w tym słodkim, naiwnym tonie. Był już jednak znacznie bardziej nachalny niż pozostałe. Nie odpowiadałem na te wiadomości, ale tak natarczywie zapychała mi skrzynkę, że nie wytrzymałem i grzecznie jej odpisałem, że nie jestem zainteresowany znajomością z jej osobą. Napisała wtedy zdanie, które w normalnym stanie rzeczy uznałbym za odzew panienki, której urażono kobiecą dumę.

𝖘𝖙𝖗𝖆𝖘𝖟𝖓𝖊 𝖍𝖎𝖘𝖙𝖔𝖗𝖎𝖊Where stories live. Discover now