malarz z Kingsway

175 11 1
                                    

Nareszcie.

Czekałem na to sześć lat. Co ja mówię - cały Scotland Yard na to czekał. Słynny malarz, John Dogerary zostanie przyłapany na gorącym uczynku.

Noc była wyjątkowo zimna. Był listopad. Mimo tego, iż na tej ulicy było wiele latarni, żadna dokładnie nie oświetlała tej wielkiej, zniszczonej rudery, która niegdyś musiała być naprawdę pokaźną i piękną willą. Teraz jedynie mogła odstraszać - pognite deski, dziurawy dach, zasłonięte okna.


Thomas Greene, prywatny detektyw, pracujący na zlecenie Scotland Yardu, nie bał się. Wiedział po co tutaj przyszedł. Przyszedł tutaj po John'a Dogerary, Malarza z Kingsway.

Jednym potężnym kopnięciem wyważył drzwi. Z rewolwerem w ręce niemal wbiegł do środka. W jego nozdrza uderzył okrutny zapach rozkładającego się drewna, pleśni i zgnilizny. Poza tym było cholernie ciemno - jedynym źródłem światła był księżyc, który wpadał przez rozbite okno do środka.

Thomas opuścił rękę z rewolwerem i chwycił za świecę, leżącą na stoliku. Odpalił ją i poczuł się jakoś przyjemniej.

Ze świecą w ręce i rewolwerem w pogotowiu przeszedł przez przedpokój i wszedł do salonu. Mógł teraz dokładnie zobaczyć porozwalane krzesła, połamany stół i wyrwane drzwiczki od szafy.

Musiały się tutaj dziać okropne rzeczy.

Na blacie dostrzegł pustą butelkę Jack'a Daniels'a, rozbitą szklankę i coś, co przypominało stary list. Thomas podszedł tam i chwycił za kartkę, jednocześnie przybliżając do niej świecę.

Droga Mary, 3.02.1877

Przepraszam Cię za to, co zrobiłem ostatnio. Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło. Po prostu poczułem w sobie coś... strasznego, coś, co kazało mi to zrobić. Po tym incydencie udałem się do doktora Holdingsa. Powiedział, że to mogło być spowodowane stanem depresyjnym, który na dodatek poprawiłem jeszcze alkoholem.

Przepraszam Cię jeszcze raz. Nie wiem, kiedy wrócę, dlatego ucałuj ode mnie Helen.

John.

A więc problemy z alkoholem i stan depresyjny... No, no, nieźle sobie poczynałeś, Johny...

Detektyw ruszył dalej. Rozejrzał się jeszcze głębiej po salonie, ale nie znalazł tam już nic wartego uwagi, więc powoli i delikatnie wszedł na drewniane schody, bacząc, aby przypadkiem się nie rozleciały. Kiedy szczęśliwie dostał się na pierwsze piętro, odetchnął z ulgą.


W korytarzu wszędzie wisiały obrazy, zapewne samego John'a. Thomas przyjrzał się jednemu z nich. Powiedzieć, że ten obraz był dziwny, to tak jak powiedzieć, że koty są miękkie.

Obraz przedstawiał kobietę. A przynajmniej tak się mogło wydawać. Wyglądało na to, że wisiała na ścianie, spokojnie wpatrując się w nicość. Kobieta nie posiadała szczęki, a z jej szyi wystawało coś, co mogło przypominać pazur jakiegoś dzikiego zwierza. Thomasa przeszły ciarki po plecach.

Podobnych obrazów w korytarzu było więcej - różni ludzie, o różnych aparycjach, bez szczęki i z pazurem wystającym z gardła.

Detektyw uchylił lekko drzwi i wszedł do pokoju. Tym razem, poza standardowym zapachem pleśni i zgnilizny poczuł również ostry zapach wina. Znalazł tego źródło - butelka wina, rozlana na dywanie. Wielka plama mogła przywodzić na myśl krew. Thomas rozjaśnił sobie przejście świecą i ujrzał podniszczoną teczkę, zalaną owym właśnie winem. Podszedł tam, lecz nie dał rady nic odczytać. Spojrzał na ziemię i zauważył tam dokument, który jakimś cudem nie został poplamiony. Podniósł go z ziemi i przeczytał:

𝖘𝖙𝖗𝖆𝖘𝖟𝖓𝖊 𝖍𝖎𝖘𝖙𝖔𝖗𝖎𝖊Where stories live. Discover now