Doktor Chuck opuścił swój odnowiony gabinet, w jego krok wyczuć można było pewnego rodzaju lekkość. Delikatnie przestępował z nogi na nogę, jakby zaraz miał zacząć tańczyć.

— Oho — uśmiechnął się słysząc, brzęczący dźwięk domofonu. Przybrał na twarz ten sam wyraz, którym zawsze obdarzał swoich pacjentów oraz pracowników i ruszył po schodach w dół.

Zatrzymał się na ostatnim schodku akurat w momencie, gdy Castiel i Dean przekroczyli próg ganku.

— Witam was moi mili, jak droga? Coś stanęło wam na przeszkodzie? Jak samopoczucie? — zalał ich falą pytań.

Starszy odstawił granatową torbę na podłogę i wymuszając przyjazny uśmiech powiedział:

— Tak, mieliśmy drobne problemy z samochodem, ale na szczęście wszystko się udało. — wymyślił naprędce. — Przepraszamy za spóźnienie, prawda Dean? — wyraźnie zaakcentował imię młodszego, by zwrócić jego uwagę.

Winchester w odpowiedzi jedyne obojętnie wzruszył ramionami. Nawet nie słuchał o co Chuck pytał, domyślił się jedynie, że Castiel chciał, aby przyznał mu rację. Tylko po co? Dla niego nic już nie miało sensu, nie wyrwie się stąd. Znów będzie traktowany jak wariat, karmiony lekami, będzie musiał chodzić na terapię, które nie mają żadnego sensu, ponieważ Chuck za nic mu nie uwierzy. Podejrzewał, że nawet gdyby poparł go sam brunet to i tak nic by to nie zmieniło.

— Gdzie teraz jest mój pokój? — zapytał od niechcenia, nawet nie podnosząc wzroku z czarno białych kafelek. — A to co wielka szachownica, będziecie nas zbijać jak pionki? — pochylił się i podniósł z podłogi swoją torbę.

— Zabawne, widzę, że humor Ci dopisuje. — Odparł starszy mężczyzna, próbując zachować swój profesjonalny uśmiech. — Charlie! — krzyknął.

Blondyn słysząc to leniwie uniósł prawy kącik ust, jakby coś się w nim odrodziło. Może i przegrał bitwę, ale to wcale nie oznacza, że przegrał również i walkę.

— Szach mat, Chuck — szepnął tak, że usłyszeć mógł go jedynie stojący obok niebieskooki. — Szach mat.

Castiel zmrużył oczy, niezbyt rozumiał słowa Deana. Wydawało mu się, że ten się poddał, a jednak teraz miał wrażenie, że w Winchestera wstąpiła jakaś siła. Wziął wdech i położył dłoń na ramieniu blondyna.

— Daj spokój, nie będzie aż tak źle. — ścisnął delikatnie jego ramię. — Wszyscy chcemy dla Ciebie jak najlepiej. — Castiel miał nadzieję, że jego słowa zabrzmiały wystarczającą wiarygodnie. Nie wiedział w co Dean ma zamiar grać, ale nie zostawi go. Razem dadzą radę.

— Już jestem! - krzyknęła rudowłosa kobieta. — Miałam mały problem z... — nie dokończyła, podnosząc wzrok na dwójkę przybyłych. — Dean! Cas! — uradowana, rzuciła się by ich wyściskać.

Chuck przewrócił jedynie oczami, wiele razy rozmawiał ze swoją pracownicą na temat "naskakiwania na ludzi", a tym bardziej na pacjentów.

— Zaprowadź Deana do jego nowego pokoju. — Powiedział, gdy kobieta już się z nimi przywitała. — Ja muszę porozmawiać z Castielem, chciałbym jakoś wynagrodzić mu ostatnie kilka miesięcy.


— Usiądź — wskazał na krzesło, a sam zajął miejsce po drugiej stronie biurka. — Tak jak już mówiłem, chciałabym Cię jakoś wynagrodzić. Domyślam się, że stała opieka nad Deanem nie należała do ... najłatwiejszych.


Castiel zmarszczył brwi, miał złe przeczucia. Od samego początku jak tylko Chuck powiedział, że chce z nim rozmawiać w jego głowie zapaliła się czerwona lampka.

— Nie było aż tak źle — machnął ręką. — To moja praca, a poza tym Dean jest naprawdę dobrym chłopakiem. Po mimo kilku ekscesów było naprawdę dobrze, z resztą sam pan wie. Zdawałem przecież relacje w mailach, myślę, że mieszkanie u mnie pozwoliło mu się nieco otworzyć i wyciszyć.

— Naprawdę cieszę się, że tak myślisz. — Przerwał mu doktor. — Jednak pracuje z Deanem od kilku lat, te kilka miesiącu prawdopodobnie było spokojnie, ponieważ miał takie etap. Ludzie tacy jak Dean często tak mają, jednak to może zmienić się z dnia na dzień. — Przesunął się bliżej biurka i położył ręce na jego blacie, układając je w tak zwaną piramidkę. — Uwierz mi za nim zdiagnozowałem Deana, myślałem, że jest dla niego nadzieja na normalne życie, ale prawda jest taka, że on nigdy nie będzie mógł żyć tak jak ty czy ja.

— Ale... — zaczął Castiel, nie mógł tego słuchać. Teraz, gdy znał prawdę o zdolnościach Winchestera, nie potrafił wytrzymać, gdy Chuck mówił te wszystkie brednie.

— Przykro mi, Castiel. — Spuścił delikatnie głowę, po czym szybko ją podniósł. — W każdym razie nie po to Cię tutaj poprosiłem. — Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. — Mam dla Ciebie ofertę wręcz nie do odrzucenia. W ramach odszkodowania dostaliśmy ofertę dodatkowego szkolenia dla jednego z pracowników ośrodka. To ogromne wyróżnienie i myślę, że ty zasługujesz na nie najbardziej za pracę jakiej się podjąłeś w tym trudnym dla nas wszystkich czasie.

— Dodatkowe szkolenie?

— Tak, dam Ci tydzień wolnego. To także Ci się należy, oczywiście o nic się nie martw wszystko inne opłacone jest z góry. — Puścił brunetowi oczko i sięgnął po teczkę leżąca po prawej stronie biurka. — Proszę bardzo, tutaj masz wszystko rozpisane i za nic nie przyjmę odmowy.



Dom ZbłonkańcówOnde as histórias ganham vida. Descobre agora