Rozdział XXXV

295 33 93
                                    

Ogólnie osoby, które dodawały gwiazdki czy komentarze w większości dostały ode mnie wiadomości o nowym rozdziale, ponieważ powiadomienia nie działały. Teraz jednak wszystko chyba jest w porządku, a przynajmniej taką mam nadzieję. Jak coś dajcie znać.

- Nie, Cas. Nie jest w porządku.

Brunet przysunął się do chłopaka i chwycił jego twarz w dłonie.
-Co się dzieje? - zapytał, głosząc go kciukiem po policzku.

- Zrobiłem coś głupiego - przyznał Winchester, zagryzając dolną wargę.

Pierwsze, co wpadło Castielowi do głowy to, że Dean, jakimś cudem, usłyszał część jego rozmowy z Chuckiem. Obawiał się, że chłopak naprawdę mógł być odpowiedzialny za podpalenie szpitala. Zesztywniał i z napięciem w głosie zapytał.

- Możesz mi powiedzieć wszystko, Dean.

- Znów się ukarałam. - Te trzy słowa, były jak kubeł zimnej wody. Castiel zamrugał parokrotnie. Z jednej strony poczuł jakby ogromny kamień spadł mu z serca, ale z drugiej poczuł się winny.

- Jak?

Dean spuścił wzrok na swoje ręce, które splecione leżały na jego kolanach.

- Pociąłem się - szepnął.

Castiel odsunął się gwałtownie.

- Kurwa, zapomniałem o tych pieprzonych nożyczkach - warknął wściekle. Był beznadziejnym opiekunem, zawalając na każdym kroku.

- To nie twoja wina - powiedział Winchester, nie chcąc, by Castiel czuł się winny. - Żałuję tego. To ja tu jestem idiotą, który najpierw robi a później myśli.

- Nie. Jestem twoim opiekunem, powinienem być bardziej odpowiedzialny. - Pokręcił głową. - Zaczekaj tutaj.

Po kilku minutach Castiel wrócił do salonu z białym pudełeczkiem w dłoniach.

- Trzeba to opatrzyć. Gdzie się zraniłeś?

- W udo - westchnął. - Nie chciałem, żeby było widoczne.

- Pokaż.

- Co? Nie, Cas. Ja sam mogę sobie z tym poradzić. - Nie żeby się krępował, czy coś, ale w tej sytuacji niezbyt chciał żeby Castiel go widział. Sądził, że sam powinien radzić sobie z tym, co zrobił. Już nie raz opatrywał tego typu rany, niektóre były nawet gorsze, a zwłaszcza, kiedy ich twórcą był John.

- Proszę Dean, pozwól sobie pomóc, chociaż w ten sposób. - Brunet uklęknął koło kanapy i pogłaskał Winchestera po kolanie.

Dean spojrzał na mężczyznę przed sobą. Niebieskie oczy wpatrywały się w niego z nadzieją i troską.

- Przestań się tak na mnie gapić - westchnął Dean. Następnie uniósł biodra i delikatnie zsunął z nich dresowe spodnie, aż te zatrzymały się na kolanach.

Castiel wziął pudełko, które wcześniej położył na stoliku i przysiadł się do Deana, który za wszelką cenę próbował uniknąć ponownego nawiązania kontaktu wzrokowego. Starszy otworzył pudełko i wyciągnął z niego wodę utlenioną wraz z gazą.

- Na wszelki wypadek, lepiej odkazić. - Zmoczył wacik i dopiero wtedy spojrzał na odsłonięte uda Winchestera. Bladą skórę pokrywało nie tylko masę piegów, ale również wiele, teraz już mniej lub bardziej wyblakłych, blizn. Mężczyzna nie skomentował tego, a jedynie, starając się zachować jak największy dla tej sytuacji dystans, przyłożył gazę do całkiem sporej rany.

Dean, czując pieczenie wywołane przez wodę utlenioną, zacisnął pięści tak, że paznokcie wbiły mu się w skórę. Castiel spojrzał kątem oka na skupioną twarz Winchestera, który wyglądał jakby wstrzymał oddech, by nie wydobyć z siebie nawet najcichszego dźwięku.

- Wybacz - mruknął brunet, wymieniając wacik na nowy. Rana, którą zrobił Dean była dość głęboka i długa.

- To nic, przecież nie kazałeś mi tego zrobić - syknął.

- Więc dlaczego? - zapytał Castiel, chcąc dowiedzieć się co tym razem zmusiło chłopaka do tego czynu.

Dean milczał przez dłuższą chwilę. Castiel domyślił się, że chłopak musi zebrać się w sobie, dlatego nie naciskał. Skończył odkażać ranę, schował buteleczkę z wodą utlenioną do pudełka i zamknął je.

- Lepiej będzie jeśli damy jej poodychać, szybciej się zagoi - stwierdził. - Pomogę Ci podciągnąć spodnie. - Złapał za owinięte wokół kolan Winchestera spodnie i delikatnie pociągnął je do góry. Zdawał sobie sprawę, że Dean z jedną zdrową ręką radził sobie już coraz lepiej, ale chciał wykorzystać każdą okazję, żeby móc pokazać blondynowi, że będzie go wspierał. - To jak? Oczywiście jeśli nie chcesz nie musisz mi mówić. - Castiel podniósł się z kanapy, nie zanosiło się na to, by Dean powiedział mu, o co chodzi.

- Zaczekaj. - Wyrwał się do przodu i chwycił bruneta za nadgarstek. Przyznał mu się już do tego, co zrobił, więc równie dobrze może mu powiedzieć, dlaczego. - Pociąłem się, ponieważ ty i Chuck macie rację.

- Z czym?

- Z tym, że powinienem był od razu powiedzieć ci, że rozpoznałem Johna. Macie rację, wtedy uniknęlibyśmy tego wszystkiego.

- Dean, zrozum, że to co się stało już się nie odstanie. - Castiel przysiadł na stoliku, tak by być na przeciwko Winchestera. - Zrobiłeś źle, ale teraz o tym wiesz i już więcej nie popełnisz tego błędu. Stale się czegoś uczymy, każdy z nas, najważniejsze jest tylko to żebyśmy wyciągali wnioski. Spójrz na mnie.

Winchester podniósł wzrok i spojrzał prosto w oczy Castiela. Niebieskie tęczówki spotkały się z tymi zielonymi. Brunet uśmiechnął się i uniósł rękę by położyć ją na policzku chłopaka. Dean pochylił się do dotyku, odruch ten wydawał się dla nich tak bardzo naturalny.
- I ty mi mówisz, że nie jesteś aniołem - powiedział Dean, odwzajemniając uśmiech.

Z ust niebieskookiego wydobyło się parsknięcie.

- Uwierz Dean, że nie nadawałbym się na anioła.

- Prędzej uwierzę w to, że Sammy'emu wyrośnie poroże.

Dzisiaj rozdział jest o wiele krótszy, ale to dlatego, że strasznie ciężko mi się go pisało. W następnym dla odmiany urodziny Castiela;)

Dom ZbłonkańcówWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu